Rozdział 8 : I ślubuję ci...

241 16 7
                                    

Przez chwilę słyszeliśmy tylko ciszę, jakby tata próbował uzmysłowić sobie czy na pewno nikt nie robi sobie z niego żartów.

– Tak, oczywiście. – Charakterystyczne bzyknięcie sprawiło, że drzwi się otworzyły.

Gdy weszliśmy po schodach na drugie piętro, tata stał w drzwiach ze zdziwioną miną.

– Nie byłem pewny, czy to naprawdę ty, ale musiałem sprawdzić.

– Witaj, tato. – Uśmiechnęłam się, uciekając wzrokiem.

– Dobry wieczór, Nicholasie.

– Wejdźcie do środka. Przepraszam, mam mały bałagan, ale nie spodziewałem się gości.

Mężczyzna wpuścił nas do swojego mieszkania i zaczął zbierać części garderoby leżące na sofie.

Nick miał małe mieszkanie, ale przytulne. Nieduży salon z aneksem kuchennym był urządzony z pomysłowością. Ciemna kanapa, mały, szklany stolik kawowy i komoda z telewizorem stanowiła część wypoczynkową. Od kuchni oddzielał ją stół z czterema krzesłami. Kuchnia była niewielka, ale praktyczna. Z tego co zdążyłam zauważyć jej atutem, była niewielka wyspa z pięknym mahoniowym blatem , na którym stały świeże zioła.

– Ładnie się tu urządziłeś.

– Kawy? Herbaty? Soku? – zaproponował tata.

– Może być sok.

– Dziękuję. Nie chcę wyjść na niegrzecznego, bo bardzo się cieszę, że cię widzę, córeczko, ale co tu robisz? – zapytał, zajmując miejsce obok mnie na kanapie i kładąc szklanki z sokiem pomarańczowym na stoliku.

Odwróciłam się przodem do niego i spojrzałam w jego oczy, o kolorze identycznym, co moje. Widziałam w nich radość, która ocieplała lodowy błękit, a teraz musiałam ją ugasić.

– Jak wiesz dwa tygodnie temu byłam w szpitalu wykonać niezbędne badania, aby zakwalifikowali mnie jako dawcę. Niestety zdiagnozowali u mnie niedoczynność tarczycy, co przekreśla moje szanse. Strasznie mi przykro, tato.

Musiałam wyrzucić to z siebie od razu. Nie chciałam przed nim niczego udawać. Obiecałam sobie, że będę szczera z każdym, choć prawda miałaby zaboleć. W końcu przekonałam się na własnej skórze, że kłamstwo bolałoby o stokroć bardziej. Tata opuścił na chwilę głowę i chwycił moje obie dłonie.

– Nie możesz się tym przejmować, bo to nie twoja wina. Dla mnie najważniejsze, że próbowałaś. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, kwiatuszku. Poczekam na przeszczep tyle, ile będzie trzeba.

– A jeśli... – Chciałam zapytać, co się stanie, jeśli nigdy się nie doczeka.

– Nawet tak nie myśl – przerwał mi. – Poskładałem siebie i swoje życie. Mam dla kogo żyć, chcę żyć i będę żył.

Szczerość w jego głosie sprawiła, że moje mury obronne się skruszyły i pozwoliłam zagubionej dziewczynce wypłynąć na powierzchnię.

Samotna łza spłynęła po moim policzku, a on natychmiast otarł ją kciukiem.

– Nie roń łez, moja śliczna córeczko. Dość już ich na mnie zmarnowałaś w dzieciństwie. Teraz na twojej twarzy ma lśnić piękny uśmiech.

Na słowa mężczyzny parsknęłam i ścisnęłam jego dłonie.

– Nie wiem, czy nam się uda, tato, ale chcę spróbować.

– Nawet nie wiesz, jak ogromnie się cieszę. – Tata rozłożył ramiona, a ja wtuliłam się w niego, jakbym była małą dziewczynką.

DecisioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz