Rozdział 10: Nie mam chłopaka

164 14 1
                                    

Po kilkugodzinnym locie wylądowałam na lotnisku JFK, gdzie czekał na mnie kierowca, trzymający tabliczkę z moim imieniem i nazwiskiem, a także logiem stacji, na której miał być emitowany program. Posłałam mężczyźnie uśmiech i skierowałam się do samochodu. Podczas jazdy do hotelu przerzucałam wzrok pomiędzy szybami, starając się pochłonąć jak najwięcej widoków, które oferowało Wielkie Jabłko.

Hotel zapewniony przez organizatorów prezentował się bardzo nowocześnie. Przestronne lobby było utrzymane w szarych tonach z wyjątkiem ogromnej czerwonej ściany, znajdującej się tuż za recepcją. Podeszłam do rudowłosej kobiety, stojącej za kontuarem, podając swoje imię i nazwisko.

Harriet, bo właśnie takie imię widniało na plakietce, podała mi kartę do pokoju oraz wytłumaczyła, na jakim piętrze się znajduje. Dodatkowo otrzymałam gazetkę, gdzie mogłam znaleźć podstawowe informacje dotyczące hotelu, jak i atrakcje turystyczne miasta.

Gdy szłam w stronę wind, poczułam jak przygniata mnie wielka kupa mięśni.

¡Hola, preciosa! – Mój nowy kolega zmiażdżył mnie w niedźwiedzim uścisku.

Przez ostatnie dwa tygodnie dość często wymienialiśmy się wiadomościami, dzięki czemu nie byłam już samotną wyspą na morzu wielkich ambicji innych uczestników, bo miałam Jose.

– Jak lot? – zapytał, gdy po kilkunastu sekundach mnie puścił, a ja znowu mogłam oddychać.

– Monotonny, marzę o prysznicu – odpowiedziałam nieco rozproszona, ponieważ kątem oka dostrzegłam znajomą sylwetkę.

Moje serce zamarło, a głos uwiązł mi w gardle.

To przecież było niemożliwe.

Zupełnie jak gdyby nigdy nic, do lobby wkroczył właśnie on.

W pierwszej chwili myślałam, że śnię na jawie. Nawet się uszczypnęłam, żeby się upewnić, że zaledwie stoi kilka metrów ode mnie. Słysząc jego męski, nieco zachrypnięty głos, gdy witał się z Harriet, poczułam, że moje kolana się ugięły.

Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś go zobaczę, a mimo to był tu. W tym samym pomieszczeniu, co ja.

– Christina? – Jose zauważywszy, że zaczęłam osuwać się na ziemię, natychmiast złapał mnie w pasie.

Wbiłam mocno paznokcie w jego ramię, szukając stabilnego oparcia. Zamknęłam oczy na kilka sekund, po czym je otworzyłam. Musiałam się upewnić, że nadal tam stał. Oparty o blat recepcji, czekał, aż kobieta wyda mu kartę do pokoju.

Provenzano jakby wyczuł, że cały czas go obserwuję, odwrócił głowę i bezbłędnie spojrzał w moim kierunku. Jego mina nie wyrażała absolutnie nic. Na samym początku skierował spojrzenie na moją twarz, następnie na Jose i jego ręce oplecione wokół mojej talii. Jego usta wygięły się w kpiącym uśmiechu, a po chwili usłyszałam pogardliwe prychnięcie. Jak ostatnim razem błędnie zinterpretował zaistniałą sytuację.

Odsunęłam się od Hiszpana, uprzednio dziękując mu za pomoc.

Starałam się ponownie nawiązać konwersację z Fernandezem, ale co chwilę zerkałam na mężczyznę. Gdy Damiano uzyskał klucz, powolnym krokiem ruszył w naszą stronę.

– Uważaj, stary, ta dziewczyna ma tendencję do posiadania kilku chłopaków w jednym czasie – rzekł Damiano, zwracając się do Jose.

– Nie mam chłopaka – sprostowałam.

– Wtedy też nie miałaś – odpowiedział, wymijając nas i wsiadł do windy, celując we mnie mordercze spojrzenie.

Zdezorientowany Hiszpan zamrugał kilkakrotnie, intensywnie wpatrując się w stalowo szare drzwi windy, a następnie odwrócił się w moją stronę.

DecisioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz