Czasy młodego Pottera w Hogwarcie z pewnością zapisały się w kronikach jako najbardziej chaotyczne i pełne niekoniecznie pozytywnych zdarzeń, w których przodowała zawsze Złota Trójca. Jednak co gdyby tym razem skupić się na innych uczniach? Tych prz...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Wieści o eliminacjach na stanowisko obrońcy i ścigającego do drużyny Gryfonów rozniosły się po zamku w tempie ekspresowym, jak zresztą wszystko zazwyczaj. I choć jej ostatnie spotkanie z Woodem zakończyło się co najmniej średnio, to wciąż nie potrafiła sobie odmówić pojawienia się na trybunach na wyżej wspomnianym wydarzeniu. Wobec czego wczesnym rankiem ubrała ciemną bluzę z kapturem, by schować pod nim twarz i nie zostać rozpoznaną, po czym zajęła miejsce u góry trybun, tuż przy ścianie jednej z wieżyczek, nie mając absolutnie najmniejszego zamiaru, by rzucić się w oczy komukolwiek.
Już sama ta zbieranina wzbudziła w Ionie zaskoczenie.
Po pierwsze Johnson wycofała się ze stanowiska kapitana i objął je Potter — bo któżby inny. Jej brak w składzie z pewnością miał się odbić na kondycji drużyny, z drugiej jednak strony wracał Wood. Iona była pewna, że jego obecność mogła zrekompensować braki w ataku Gryfonów. Tyle że nie tylko on zgłosił się na tę pozycję. Oprócz niego zrobili to również McLaggen i — o słodki Slytherinie — najmłodszy z Weasleyów.
Ron wyglądał, jakby miał zaraz puścić pawia i Iona mimowolnie się wzdrygnęła, przypominając sobie, jak na drugim roku słaniał się razem z Potterem i Granger w stronę chatki Hagrida rzygając ślimakami.
Nie widziała sensu w tych eliminacjach, skoro Wood wrócił. Może i była stronnicza, ale towarzyszyło jej przekonanie, że absolutnie nikt nie mógł się z nim równać jako obrońca.
Obserwowała, jak Ron ustawia się przed bramkami. Kołysał się na miotle, jakby miał zaraz z niej zlecieć i Iona pomyślała, że widok ten był zwyczajnie przykry. Nawet nie chciała tego oglądać. Przeleciała wzrokiem po boisku i dostrzegła Wooda, stojącego na wylocie spod trybun. Obserwował potencjalnego bramkarza niczym sęp.
Wlepiła w niego spojrzenie, napawając się tak znajomym jej widokiem chłopaka w szacie do Quidditcha. Musiała przyznać, że był on co najmniej przyjemny dla oka. Wood nie był osiłkiem, ale doskonale wiedziała, jak dzięki treningom się wyrobił. Wiedziała, bo po jednym z meczy McGonagall poprosiła ją, by zaniosła do szatni miotłę, z której korzystała podczas zajęć latania na drugim roku i trafiła w niej na — wtedy starszego — kapitana Gryfonów. I mogła wtedy bezczelnie przypatrzeć się mięśniom, które niestety jednak szybko zniknęły pod koszulką. Była pewna, że teraz było jeszcze lepiej.
Salazarze, musiała natychmiast przestać.
— Osiem! Świetnie ci poszło, Ron! — usłyszała głos Pottera.
Z oporem oderwała wzrok od Olivera i wbiła go w zajmującego właśnie miejsce Weasleya McLaggena.
Cormac był typowym playboyem i dupkiem, ale umiejętności nie można mu było odmówić. Prawdopodobnie gdyby nie Wood na horyzoncie, to właśnie on wygrałby eliminacje.
A jednak coś... Coś sprawiło, że przy ostatnich trafieniach kafla jego miotła wystrzeliła w zupełnie przeciwnym kierunku niż zamierzał. Zobaczyła zdezorientowanie na twarzy chłopaka i natychmiast zaczęła rozglądać się po trybunach.