#9. Living life

40 6 58
                                    

Connie powoli przysypiała z nogami przerzuconymi przez ramię fotela

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Connie powoli przysypiała z nogami przerzuconymi przez ramię fotela. Od czasu do czasu leniwie unosiła jedną z powiek, niczym drapieżnik lustrując najbliżej stojące osoby. Pomimo pozycji, która mogła wskazywać na sen, była nader czujna. W jaskini pełnej węży czekała na swoją ulubioną żmiję, która jak to już miała w zwyczaju, spóźniała się.

Puchonka przeciągnęła się z głośnym jękiem, przykuwając tym samym kilka pełnych zdegustowania spojrzeń. W odpowiedzi mogła jedynie przekręcić głowę, z uśmiechem wpatrując się prosto w oczy uczniom, którzy nawet nie wiedzieli, po jak cienkiej linie właśnie stąpają. Jedną z tych osób był siedzący w kącie pokoju Nott, nieporadnie próbujący zatuszować wgapianie się w intruza.

— Powinnaś się cieszyć, że jeszcze nikt nie poszedł po Snape'a. — Niby pełen arogancji, aczkolwiek cichy głos Pansy, skutecznie odciągnął uwagę Bishop od Ślizgona.

— I nikt nie pójdzie, nasze spotkania kończą się ofiarami pośród niewinnych — Puchonka zaśmiała się, pobłażliwie machając ręką. Rytmicznie zaczęła wymachiwać nogami, przez co Parkinson musiała wykonać gwałtowny krok w tył. — No i nikt chyba nie chce być sześćdziesioną.

— Czym...?

— Utkaj się, Bishop. Nie ogłupiaj otoczenia. — Ciężka książka od transmutacji z cichym dudnięciem uderzyła w potylicę nastolatki, a trzymająca ją Iona zmierzyła przyjaciółkę krytycznym spojrzeniem. Powyciągane ubrania, krzywo związany kok i chorobliwie szeroki uśmiech poniekąd wpasowywały się w klasyczną Connie, jednak coś nie dawało jej spokoju i mówiło, że jest nie tak. — Kto cię wpuścił do Wspólnego?

— Jakieś przemiłe dzieciaczki. Grzecznie zapytałam o otwarcie i zgodnie z ich dobrym wychowaniem musiały mi pomóc — Bishop energicznie wstała, zarzucając jedną rękę na ramieniu Levitt. — Małe zastraszenie, jeszcze nikomu w tej szkole nie zaszkodziło. No, a jak w tym temacie jesteśmy, to no... Miło było widzieć, Parkinson. — Pomachała nastolatce, kierując się w stronę sypialni, jednak w ostatniej chwili odwróciła głowę, przysłaniając twarz od boku dłonią i ściszając głos. — W wolnej chwili ogarnij uczucia Notta, jest upierdliwy.

Zaraz po zaciągnięciu Iony do jej własnego pokoju, rzuciła się na łóżko jak na własne. Poczekała aż dziewczynie udało się wygonić siedzące w pomieszczeniu dwie inne Ślizgonki i dopiero po tym poprawnie usiadła, pozbywając się z twarzy nadmiernych emocji. Cienie pod oczami i ogólne zmęczenie uwydatniły się na bladej skórze, a sama Puchonka ciężko westchnęła.

— Myślisz, że mnie namierzą jeżeli zepchnę ropuchę ze schodów? Nie mają tu kamer...

— Dumbel jest monitoringiem, ale patrząc na to, co ta odwala, mógłby ci nawet przy tym kibicować — Przerwała jej Ślizgonka, samej siadając na stojącym obok łóżku. — Ale do brzegu.

Puchonka bez zbędnego ociągania podsunęła rękaw bluzy, przystawiając przyjaciółce niemal pod nos zaczerwienioną od drapania rękę, na której wyraźnie odznaczały się dziwnie wyryte słowa. Niechlujne pismo sprawiło, iż ta zmarszczyła czoło, od razu rozpoznając autora bohomazów.

It's a little bit dangerousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz