#15. Mastermind

17 3 15
                                    

Czy liczyła na cokolwiek zapraszając Notta na randkę? Może gdzieś głęboko w sobie, jednak jedna porażka nie oznaczała, że przestanie prześladować Ślizgona, a jako że jej przyjaciółka również należała do domu Salazara, tropienie nastolatka stawało ...

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Czy liczyła na cokolwiek zapraszając Notta na randkę? Może gdzieś głęboko w sobie, jednak jedna porażka nie oznaczała, że przestanie prześladować Ślizgona, a jako że jej przyjaciółka również należała do domu Salazara, tropienie nastolatka stawało się dziecinnie proste. Przez wieloletnie obserwacje młodszej siostry przekonała się o czymś, co w jej wieku było okryte tajemnicą; jeżeli wkurwiasz kogoś dostatecznie długo, zgodzi się na cokolwiek by się ciebie pozbyć.

Była to technika przez Megan opanowana do perfekcji i Connie jako starsza siostra nie mogła otrzeć łez wzruszenia, gdy wszyscy grali tak, jak mała szantażystka im zagrała.

Dlatego też tego dnia Bishop miała zamiar upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Przez to stała pośrodku bramy do Hogsmeade, co chwilę podrzucając zmniejszonym dyktafonem niczym monetą. Wypatrywała szalika w zielone pasy, próbując ochronić się przed porywistym wiatrem jedynie przy pomocy płaszcza z dziesiątkami wszywek. Gdy w końcu dostrzegła wyczekiwaną przez nią osobę, podskoczyła, wymachując wolną dłonią.

— Zadowolona z siebie? — Iona była w parszywym humorze i jak na nią — wyjątkowo pasującym do tego stanu — równie złym wyglądzie, którego zwieńczeniem był ubrany na lewą stronę sweter.

Jednak to nie było pierwsze Eldorado Connie Bishop i dzięki swojemu bogatemu doświadczeniu, miała zamiar trzymać w tej kwestii tak zwany ryj.

— Ja? — Niemal wykrzyknęła, zarzucając przyjaciółce rękę na ramiona. — To ty powinnaś sikać z radości, że twój kochaś wrócił na boisko.

— Nie nazywaj go tak — warknęła Ślizgonka. — Jeszcze ktoś usłyszy twój wylew głupoty. Poza tym to był oczywisty bieg wydarzeń.

— Tak oczywisty, jak wasz wspólny kredyt za kilka lat na ćwierćwiecze. Ach, jak to miłość nie redukuje komórek mózgowych... — Pokręciła ze zrezygnowaniem głową, odstępując dziewczynę na krok i wskazując pogrążoną w jesiennej depresji wioskę. — Ale póki co świętujemy pierwszy wspólny sukces przyszłej młodej pary.

— Ponad tydzień po kwalifikacjach? — Levitt zignorowała przytyki. Uniosła brew, przystając na środku drogi i pozwalając kilku uczniom wyminąć je z pełnymi oburzeniami spojrzeniami. — Co ty znowu kręcisz?

Connie obdarzyła ją szerokim uśmiechem, niemal trafiając ją w nos dłonią z mugolskim urządzeniem.

— Zamach.

Tak rzadko słyszalny, perlisty śmiech Ślizgonki został porwany przez jesienny wiatr. Jednak gdy ta w końcu spojrzała z pobłażliwym uśmiechem na dziewczynę, mimowolnie poczuła, jak jej kąciki ust zostają brutalnie ściągnięte w dół. Ułożyła usta w nieme serio, by w końcu objąć się ramionami i pełną gamą emocji spojrzeć na przyjaciółkę.

Och, a znały się za dobrze, by wzięła jej słowa za głupi żart. Connie nazywała się niekiedy geniuszem, ale na nieszczęście dla wszystkich wokół była jedynie szalona. Nikt nie wiedział, kiedy tak naprawdę przekroczyła tę wąską granicę i czy tak naprawdę nie siedzi na niej, wychylając się w wygodną dla siebie w danej sytuacji stronę.

It's a little bit dangerousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz