Rozdział 4

391 14 0
                                    

.・。.・゜✭・.・✫・゜・。..・。.・゜✭・.・✫・゜・。.

<Seth>
Miesiąc wcześniej

Razem z kumplami szlajaliśmy się po ulicach miasteczka Vasco, które było moim domem odkąd się urodziłem. Mój dziadek często tu ze mną przyjeżdżał, zwłaszcza na noc świętojańską. Mieszkaliśmy w centrum Londynu i nie byłem tam szczęśliwy. Moim rodzice często podróżowali, więc całe życie byłem praktycznie sam. W Vasco miała dom, moja ciocia, a kiedy przyszedł czas, aby znaleźć szkołę średnią, zaproponowała mi, mieszkanie u niej. Chciała, żebym uczył się w jej liceum i poznał wspaniałych ludzi stąd. Kiedy do niej przyjeżdżałem, z dziadkiem, miałem zaledwie pięć lat i nic, oprócz waty cukrowej, mnie nie interesowało. Przeprowadziłem się, a moi rodzice nawet się tym nie zainteresowali. Właściwie więcej ich nie widziałem, niż widziałem. Odkryli swoją pasję do podróżowania, kiedy miałem siedem lat. Wtedy już przyjeżdżali do domu, tylko na święta i moje urodziny.

Kiedy pojawiłem się w Vasco poczułem się lepiej, a ludzie tutaj przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Moja ciocia była bardzo lubianą osobą i ja automatycznie też, jako że byliśmy rodziną.

Pierwszą osobą, którą poznałem był Marcus. Mój sąsiad, który, jak się później okazało, zamierzał iść do tej samej klasy co ja. Polubiliśmy się i wprowadził mnie do życia w liceum. Po trzech latach, utworzyła nam się czteroosobowa paczka. Należał do niej Charlie Floy, Conrad Walker, Marcus Rock i ja. Zdobyliśmy dobra reputację w całej szkole i wiodło nam się całkiem dobrze.

Za trzy tygodnie miały zakończyć się wakacje. Od początku czerwca codziennie wychodziliśmy z chłopakami na miasto, poszwendać się i poupijać piwem. Odwiedzaliśmy McDonald's, sklepy monopolowe, a koledzy pokazali mi nawet krewetkownie, w której poznałem dużo osób spoza liceum.

Szliśmy właśnie zaciszną ulicą z butelkami w dłoniach i papierosami w ustach. Obgadywaliśmy nauczycieli i uczniów, którzy wkurwili nas w poprzednim roku. Pogoda dopisywała, późna pora, idealna na grill z rodziną i tylko czwórka debili, drących się na pół Anglii.

-Conrad, przyśpiesz!- poganiał kumpla Charlie. Śmiał się w głos, kiedy po tych słowach Marcus potknął się o własną nogę, na prostej drodze.

-No czekaj, kurwa. Nie widzisz, że jestem zajęty?- warknął Walker i stanął w miejscu.

-No, co jest, stary?- dodałem już trochę poważniejszym tonem.

Conrad wpatrywał się w telefon i intensywnie analizował jakąś wiadomość. Po chwili usłyszałem dźwięk przychodzącego połączenia. Walker natychmiast przesunął zieloną słuchawkę, a my podeszliśmy do niego.

-Co ty pierdolisz?!- zaczął Conrad, a na ekranie komórki pojawiła się ikonka, a zaraz potem twarz jednego z licealistów.

-Maddie wraca!- wykrzyknął z telefonu Nicolas Miller, bliski kumpel Walkera. Miał całą twarz czerwoną, a jego oczy świeciły się jak słońce.- Gadałem z nią przed chwilą i powiedziała, że połowa sierpnia i jest w Vasco.

-Kto to Maddie?- spytał prześmiewczo, z flirciarskim uśmiechem, Marcus, przybliżając głowę do telefonu przyjaciela.

-Stara przyjaciółka.- odburknął tylko Conrad.- To super. Jak będziesz miał więcej informacji, daj znać.

Born To DieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz