Zbliżała się już pierwsza w nocy i pomyślałam żeby się już zbierać. Razem z Jasonem wsadziliśmy Nicholasa do taksówki i wysłaliśmy go prosto do domu. Jason gdzieś się w między czasie zmył i zostałam sama. Nie wzięłam ze sobą ani telefonu ani pieniędzy więc musiałam wrócić tak jak przyszłam. Czekała mnie czterdziesto minutowa przechadzka po mieście, nie pierwszy raz wracałam w taki sposób do domu po imprezie, ale dzisiaj przerażała mnie ta wizja. Byłam już zmęczona i wyprana z jakichkolwiek chęci. Mimo, że chociaż ten wieczór spędziłam niezłe wśród moich przyjaciół, to gdzieś z tylu głowy nadal miałam wizje tego co będzie i nie ważne jak bardzo chciałabym wyrzucić to z głowy to nie mogłam, te myśli pojawiały się w niej co jakiś czas. Ruszyłam się z miejsca i zaczęłam kierować się wśród wąskiej ścieżki oddzielającej plaże od ulicy. Za dnia to miejsce wyglądało pięknie, ścieżka ułożona z małych lśniących kamyczków, po obu stronach rosły wysokie krzewy i przeplatające się z nimi różnokolorowe kwiatki. Stanęłam na końcu drogi i wyjrzałam na ulice, było pusto, światła z okolicznych lamp rzucały leki blask na drogę, co powodowało, że mimo późnej pory było dość jasno. Nagle dopadły mnie kolejne myśli, mam wrócić do domu jak gdyby nigdy nic i udawać że nic się nie stało, a pewne słowa nie zostały wypowiedziane. Z myśli wyrwało mnie oślepiające światło skierowane prosto na mnie. Z równoległej ulicy jechał dość szybko i wprost na mnie samochód. Nim pomyślałam żeby uciec bo być może chce mnie rozjechać, auto zatrzymało się dosłownie kilka metrów ode mnie, a z czarnego porsche wysiadł Scott jeszcze tego do szczęścia mi brakowało. Jeszcze rok temu jak się widzieliśmy nie pamiętał nawet mojego imienia. A teraz w ciągu jednego dnia już trzeci raz kręci się wokół mnie.
- Wsiadaj do auta, podrzucę Cię. - oznajmił pewnym siebie tonem chłopak i skierował rękę na swój samochód.
- A kto Ci powiedział, że już wracam? - zapytałam, zdenerwował mnie ten jego durny uśmieszek i pewność, że zrobię tak jak mi zagra.
- Stoisz ma środku ulicy i szukasz kłopotów.
- Wyszłam tylko ochłonąć. - rzuciłam szybko odwróciłam się plecami do chłopaka z zamiarem powrotu na imprezę, jednak nie było mi to dane, chłopak zbliżył się do mnie i złapał mnie z rękę tym samym powstrzymując mnie od dalszego kroku.
- Puść mnie. - rozkazałam.
Chłopak ani drgnął, patrzył na mnie pustym wzrokiem, wyraźnie czułam od niego zapach papierosów.
- Scott, puść mnie, chce stad iść, wracam na imprezę. - tym razem powiedziałam spokojniej licząc na to, że się opamięta i zostawi mnie w spokoju.
- Jesteś pijana. - stwierdził ze złością w oczach. - Jeśli myślisz że zostawię Cię pijana w nocy na pustej ulicy to jesteś w błędzie.
Czułam jego zdenerwowanie, skoro rozmowa ze mną tak go drażni to po co w ogóle to przyszedł i prowadzi ze mną te rozmowę i zgrywa dobrego samarytanina, który grzecznie i kulturalnie odwiezie mnie do domu, czy ja o to prosiłam. Nie, więc niech się ode mnie odczepi.
- A ty jesteś w błędzie, że wsiądę z tobą do jednego samochodu. - powiedziałam i szybkim ruchem wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam przed siebie.
- Wracaj do tego pieprzonego samochodu, drugi raz nie poproszę Madeline. - wykrzyczał w złości, na co ja się zatrzymałam odwróciłam do niego i spojrzałam na niego.
- O co Ci chodzi Scott? Co? Po co to wszystko? Czepiasz się mojego ubioru, teraz zgrywasz dżentelmena i proponujesz mi podwózkę. I jeszcze wiesz jak się nazywam, no gratuluję inteligencji. Jest naprawdę na świetnym poziomie. Myślałam że imię Madeline nie potrafi przejść Ci przez gardło. Już nie jestem „ey ty" - powiedziałam.
CZYTASZ
Hope for us | Zakończone |
Romance17-letnia Madeline Torres od zawsze zastanawiała się jakby wyglądało jej życie gdyby jej rodzina była tak idealna, na jaką się kreuje. Będąc dzieckiem wydarzyło się coś czego nigdy nie potrafiła zrozumieć. Cała rodzina na czele z jej ukochanym brate...