Rozdział 11 - Powiem Ci coś w tajemnicy

850 30 0
                                    

W szpitalu stwierdzili że mam lekkie wstrząśnienie mózgu, chcieli mnie zostawić lecz wybłagałam ich siła i wzięłam trochę na litość, aby jeszcze tego samego dnia mnie wypuścili i tak też zrobili. Chyba zdawali sobie sprawę, że nie będę dobrą i posłuszną pacjentką. Zszyli mi ranę i dali wypis. Przemiła pani doktor kazała mi na siebie uważać i przez parę dni odpoczywać. Tak też zrobiłam była już środa. Przez cały czas siedziałam w domu i gniłam w łóżku dosłownie przez te 3 dni nie wyściubiłam nawet nosa na zewnątrz. Odwiedzał mnie Nicholas z Jasonem, na co ten drugi przy okazji mnie jeszcze opieprzył że zignorowałam wcześniejsze objawy i byłam cholernie nieodpowiedzialna nawet przez chwilę udawał że się obraził, jednak przecież na mnie nie można się gniewać w szczególności kiedy leżę obłożnie chora. Na szczęście Jason nie wracał do tamtych wydarzeń i jak sądzę ani Nicholas ani Jake nie wiedzieli co się wydarzył i tak miało pozostawać. Przecież nie warto rozpamiętywać przeszłości i w sumie nic mi się takiego nie stało to był wypadek.

Jake'a całymi dniami też nie było w domu, kiedy się budziłam dom był pusty i słyszałam tylko jak późnym wieczorem wraca do domu, tłucząc się i hałasując. Nie zamieniliśmy od czasu powrotu ze szpitala że sobą ani jednego słowa. Ja nie czułam potrzeby, a on chyba był zraniony prawda, która mu przedstawiłam. Jednak wiedziałam, że co noc zaglądał po cichu do mnie do pokoju i sprawdzał czy, aby na pewno jestem w domu, zazwyczaj kiedy do mnie zaglądał jeszcze nie spałam i czułam obecność brata przez chwilę. Było to dla mnie dziwne, ale przez chwilę robiło mi się jakby cieplej na serce, poczułam, że naprawdę się martwi o mnie i nie doszukiwałam się zbytnio powodów dla których to robił. Czasem miło było poczuć, że komuś na nas zależy. Od tych paru dni miałam wiele czasu do namysłu nad tym co się dzieje. Może byłam zbyt ostra, może powinnam wyciągnąć do niego rękę widząc, że może faktycznie trochę się zmienił. Jednak byłam nie ufna, bałam się że jego dobre serce i zainteresowanie moją osobą to jakaś kolejna gra z jego strony. Mógł mnie mydlić miłymi gestami i słówkami lecz ja zawsze miałam czerwoną lampkę z tyłu głowy. Miałam wbite, że ludzie którzy na co dzień nie liczą się z nami, a kiedy ich postawa się zmienia to musi mieć to jakiś powód i na pewno coś chcą. Nikt nie zmienia się od tak, za każdą zmianą coś stoi. Niestety na łatkę którą przypinają do nas ludzie pracujemy latami, to jakich siebie przedstawimy na przestrzeni czasu takim nas widzą ludzie. Ja widziałam tylko złe rzeczy, nie miałam ani jednego dobrego wspomnienia.

Przez cały ten czas nadrobiłam cały sezon mojego serialu, jednak po dwudziestym odcinku miałam już dość i musiałam rozprostować gnaty i w sumie to byłam trochę głodna, jadłam tylko śniadanie a było już po dziewiętnastej. Wygramoliłam się z łóżka narzuciłam na siebie bluzę i zeszłam na dół, w całym domu panowała ciemność jeszcze wyjątkowo na ulicy była jakaś awaria i nie działały lampy więc było trochę przerażająco. Udałam się do kuchni i niemal nie dostałam zawału kiedy zobaczyłam czarna postać siedząca przy kuchennym blacie. Po pierwszym szoku rozpoznałam w ciemności w tej postaci swojego brata.

- Picie samemu podchodzi pod alkoholizm. - rzuciłam od niechcenia, ale skoro już tu weszłam chciałam się dowiedzieć podstępem jaki jest powód samotnego upijania się. A po drugie brakowało mi trochę towarzystwa.

Nigdy nie widziałam go w tak podłym nastroju, nie trzeba było go znać żeby widzieć na pierwszy rzut oka że coś go trapi. Jednak wątpiłam w to że to mi zacznie się zwierzać więc nie chciałam być natrętna i dopytywać wprost.

- Gdybym pił w barze i tak niczego by to nie zmieniło. - odparł wypranym z emocji głosem. – Tak jest wygodniej, bliżej mam do łóżka. – dodał mieszając płyn w szklance.

-Okey. - powiedziałam zajmując miejsce przy wyspie obok niego na co on tylko posłał mi pytające spojrzenie.

Ja też byłam zdziwiona, nie miałam ochoty z nim gadać lecz też chyba byłam już zmęczona uciekaniem i ta obojętnością. Nie potrafiłam traktować innych jakby nie istnieli. Owszem bywałam wredna i to nawet często, ale zaraz po tym miałam niemal zawsze okropne wyrzuty sumienia. Wycierpiałam wiele i naprawdę nienawidziłam kiedy ktoś blisko mnie musiał znosić to co ja. Lubiłam słuchać ludzi i słuchać ich problemów bo wtedy zapominałam o swoich i mogłam zagłębić się w życiu innych ludzi, nie bez powodu planowałam w przyszłości studiować psychologię. Kręciły mnie problemy egzystencji ludzkiej. Czyż to nie jest właśnie tak, że wybieramy coś na podstawie tego, czego nam brakowało albo czego sami potrzebujemy. Czyż to nie tak że człowiek, który zawsze pomoże i wysłucha sam tego potrzebuje. Ludzie zostali zaprogramowani tak, że pomagają osobą takim samym jakimi oni również są, bo czasem łatwiej jest pomóc obcej osobie niż własnemu sobie. Nie byłam po prostu obojętna na ludzką krzywdę, mogłabym powiedzieć, że tak zostałam wychowana lecz byłoby to bzdurą. W naszej rodzinie każdy niszczył każdego i dążyło się po trupach do celu. Na podstawie swoich obserwacji, wiedziałam że ja taka nie jestem i nie chce być. Chcę pomagać innym, a nie ich krzywdzić dla własnych korzyści. To nie byłam ja.

Hope for us | Zakończone |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz