- Pobudka śpiochu. – słyszałam gdzieś w oddali, jednak postanowiłam to zignorować.
Byłam zmęczona nie miałam ochoty otwierać oczu, chciałam spać. Zamknąć się w pokoju i nie wychodzić. Byłam przytłoczona wszystkim, a najbardziej tym, że pozwoliłam sobie na chwilę słabości, na chwilę słabości przed chłopakiem, który zaczął mieszać mi w głowie. Pojawiał się tam gdzie ja i to nie były zwykłe spotkania kiedy wpadamy na siebie na ulicy czy w kawiarni, spotykaliśmy się kiedy życie rzucało pod nogi kłody, kiedy traciliśmy nadzieje, wiarę i sens w cokolwiek. Nie było go przy mnie kiedy zaparzałam herbatę, czy szłam do szkoły, był przy mnie zawsze wtedy kiedy mój świat upadał. I nie był dlatego, że ktoś mu kazał, ani po to by się ze mnie śmiać, był przy mnie bo chciał, bo pozwoliłam mu wejść do swojego życia z butami okazując przed nim wszystkie swoje słabości. Właśnie to mnie przytłoczyło, że otworzyłam się przed kimś tak bardzo, że nie umiałam spojrzeć mu prosto w oczy. Czułam, że stoi nad łóżkiem i mi się przygląda, czułam jego wzrok na swoim ciele. Czułam jak na mnie patrzy, i ja, ja patrzyłam na niego tak samo. Z każdym dniem stawał się moja codziennością i bezpieczeństwem, dlatego bałam się na niego spojrzeć. Bałam się, że gdy otworzę oczy on zniknie, a to okaże się tylko snem. Usłyszałam głośne przesuwanie się zasłon i nagle poraził mnie blask słońca wdzierający się do środka, przez który byłam zmuszona otworzyć oczy. I obraz przed którym bałam się otworzyć oczy stawał się prawdziwy nie zniknął. Odetchnęłam z ulgą.
- Wstawaj. Już dwunasta. – rozszerzyłam oczy na te słowa.
- Przepraszam, że Cię nie pokoje. – wydukałam z siebie patrząc mu się prosto w oczy i wstając z łóżka. Scott tylko ciężko odetchnął.
- Ile razy mam Ci powtarzać, abyś mnie nie przepraszała.
- Przepra... - przerwałam w połowie zdania zdając sobie sprawę z tego co chciałam zrobić, parsknął tylko śmiechem, a ja byłam zażenowana, jednak zażenowanie szybko minęło bo poczułam jakiś nieprzyjemny zapach dochodzący zza drzwi sypialni. – Scott, co tak śmierdzi? – powiedziałam wąchając nosem, a chłopak powtórzył te samą czynność i nagle dostał olśnienia.
- Ja pierdolę! Jajka! – krzyknął i zaczął biec w stronę kuchni niemal nie zabijając się po drodze, a ja głośno się roześmiałam, bo to było zabawne zobaczyć go w takim nieładzie i zupełnym nieogarnięciu.
- Nie śmiej się tak, bo będzie jadła spalone. – krzyczał z daleka, przeklinając pod nosem i rzucając garnkami.
Wyskoczyłam z łózka i poszłam do łazienki się lekko ogarnąć, na całe szczęście została u Scotta moja torba z rzeczami, które kiedyś przywiózł Jake a ja zapomniałam je zabrać i jak widać chłopakowi zbytnio też się nie spieszyło ze zwrotem ich. Wzięłam szybki prysznic, ogarnęłam trochę swoją twarz i włosy. Przebrałam się w jakiś zwykły czarny t-shirt i krótkie dżinsowe spodenki. Miałam tyle ubrań w szafie, a on musiał wybrać akurat jedne z tych najgorszych. Nie cierpiałam tych spodenek bo były krótkie i musiałam co chwilę ja poprawiać na szczęście bluzka była dość długa i zakrywała to co powinna. Zastanawiałam się czy w ogóle należała do mnie. Wyszłam z łazienki i wróciłam pościelić łózko, gdy Scott nadal siedział w kuchni nadal udając, że potrafi gotować. Już nie miałam powodów by się ukrywać, ruszyłam do kuchni i usiadłam na stołku przy blacie kuchennym lubiłam to miejsce, mogłam siedzieć i obserwować każdy ruch chłopaka. Był taki zagubiony kiedy przyszło mu się mierzyć z przygotowaniem jakiegokolwiek posiłku, zastanawiałam się jak on żył do tej pory jeżeli idzie mu to tak opornie. Uwielbiałam oglądać go jak gotuje, a przynajmniej się stara. Był w pewien sposób uroczy. Odwrócił się w moją stronę ze zirytowaną miną wyglądał przezabawnie, że automatycznie kąciki ust uniosły mi się do góry.
CZYTASZ
Hope for us | Zakończone |
Romance17-letnia Madeline Torres od zawsze zastanawiała się jakby wyglądało jej życie gdyby jej rodzina była tak idealna, na jaką się kreuje. Będąc dzieckiem wydarzyło się coś czego nigdy nie potrafiła zrozumieć. Cała rodzina na czele z jej ukochanym brate...