Przed nim rozciągała się pusta droga. Noc trwała w najlepsze. W oddali widać było latarnię oświetlającą część ulicy. Conor zastanawiał się, co zrobić ze swoimi długami. Mimowolnie wyciągnął papierosa i zapalił. Zanim zdążył wypełnić płuca dymem, rozbrzmiały wyraźne kroki za jego plecami.
— Co my tu mamy? — zapytał jeden z trzech mężczyzn, którzy dogonili Conora.
— Myślicie że się nada?
— Taaak, wygląda na takiego, co nie ma za dużo w portfelu, ale coś tam ma. Lepszy rydz niż nic.
Trzech dobrze zbudowanych mężczyzn robiło nieprzyjemne wrażenie. Ubrani od stóp do głów w charakterystyczny dres. Włosów mieli jak na lekarstwo. Twarz jednego z nich szpeciła blizna.
— Nie szukam kłopotów — oznajmił spokojnie Conor, zaciągając się dymem.
— Ale my szukamy. Dawaj portfel!
— Biedaczynie nogi naśladują galaretę — wyszczerzył się paskudnie jeden z dresiarzy. Miał braki w uzębieniu. Brak lewej górnej jedynki rozwiewał wątpliwości, co do trybu życia jaki prowadził.
— Za dużo masz zębów? — Te słowa zmyły uśmiech z twarzy szczerbatego. Conor obracał papierosa w dłoni.
— Co powiedziałeś? — Szczerbaty zbliżył się jeszcze bardziej.
— Słyszałeś wyraźnie. A może jesteś równie głuchy, jak szczerbaty?
— Zapłacisz za to — oznajmił mu towarzysz szczerbatego. Ten dla odmiany był łysy. Co było wyczynem patrząc na jego kolegów.
Cios wymierzony w głowę Conora nie trafił celu. Papieros został wepchnięty prosto w oko atakującego. Mężczyzna złapał się za zranioną twarz. Mało honorowy cios w krocze powalił go na kolana, a prawy sierpowy położył dresiarza na bruku.
— Zapłacę za to powiadasz?
Zamiast odpowiedzieć, pozostali bandyci wymienili spojrzenia.
— Sorry Teddy, ale mam sprawę do załatwienia — wymamrotał Łysy.
— Boisz się takiego patyka? — wyśmiał towarzysza ostatni z dresiarzy. Miał zygzakowatą szramę na policzku.
— Wolę mieć mniej kasy, niż wypalone gały.
— Tchórz — skwitował Szrama.
Gotowy do wymiany ciosów ruszył na Conora. Obaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Napastnik podniósł gardę, ale to na palcu Darklocka błysnął pierścień. Szrama zamachnął się jasno sygnalizując kierunek ciosu. Trwało to krótko, ale Darklock nie pierwszy raz musiał chronić swój tyłek. Uchylił się przed atakiem, a następnie wyprowadził kontratak. Prawy sierp zachwiał doświadczonym zabijaką. Tylko zachwiał. Walory fizyczne Szramy dały o sobie znać. Drugi cep posłał Conora na ziemię. Siła była ogromna. Cios trafił na gardę, ale i tak obalił mniejszego z mężczyzn.
— Czas umierać śmieciu — zapowiedział dresiarz.
Napastnik próbował dopaść swoją ofiarę i wykończyć. Conor przesunął głowę, przez co uniknął nokautu, otoczył przedramię atakującego własnym. Drugą ręką znalazł łokieć Szramy. Mdły trzask rozniósł się po uliczce. Wtórował mu krzyk okaleczonego bandziora. Ręka na wysokości łokcia była wygięta w sposób, jakiego nie przewidziała matka natura. Szrama darł się niemiłosiernie. Trzymając okaleczoną rękę, zatoczył się w kierunku Łysego.
— Spierdalamy! — ryknął Łysy z przerażeniem patrząc na swojego towarzysza. Zgodnie z okrzykiem obaj rzucili się do ucieczki.
Conor świetnie zdawał sobie sprawę, że gonienie ich jest bezcelowe. Kopnął jeszcze raz leżącego Teddy'ego. Ciche chrupniecie obwieściło, że któraś z kości nie wytrzymała. Zbir skomląc jak ranne zwierzę dalej obejmował twarz.

CZYTASZ
Elita
Mystery / ThrillerConor Darklock popadł w długi i wylądował w więzieniu. Co gorsza, ze wszystkich osadzonych, to właśnie on został wytypowany do udziału w programie o nazwie Elita. W skład jego uczestników wchodzi sto osób, ale tylko jedna ujdzie z życiem. Ale czy na...