Ciemny zaułek nie napawał optymizmem. Mrok wydawał się nieprzenikniony, co sprawiało, że Conor czuł wzbierającą panikę. Czuł się jak zwierzę zapędzone w kozi róg. Nogi ugięły się i upadł na podłoże. Bez zastanowienia wstał. Nie było czasu na myślenie, ale był czas na ratowanie życia. Czas walki. Wpadł do zaułka. Odepchnął od siebie śmietnik. Na pełnej szybkości przeskoczył nad śpiącym bezdomnym. Krew buzowała z taką mocą, że nie był pewny, czy tętnice i żyły to wytrzymają. Serca prawie rozsadzało klatkę piersiową. Na oślep przedzierał się przez kolejne przeszkody. Czy ściany były coraz bliżej niego, czy to tylko złudzenie? Mknął jak wiatr, a może jak liść, przez owy wiatr niesiony? Wpadł na przeszkodę, ale nawet nie zauważył co to było. Ponownie upadł jak długi. Ponownie się podniósł. Ciężko oddychał. Sprawiało mu to fizyczny ból. Płuca domagały się, żeby zwolnił. Płuca? A po co to komu? W tym momencie żadne płuca nie będą się buntować. Dotarł do pojedynczej lampy oświetlającej uliczkę w której się znalazł. Ceglane ściany były bardzo blisko. Gdyby rozpostarł szeroko ramiona, dotknąłby ich obu. W świetle latarni dostrzegł drzwi. Bez namysłu naparł na nie. Klamka ustąpiła, ale drewno już niekoniecznie. Marnował czas. W klepsydrze jego życia zaczynało brakować piasku, a przecież nikt jej nie odwróci. Kilkukrotnie uderzył pięścią w drzwi. Zero odzewu. Obrócił się przez ramię. W kręgu światła nie było nikogo, co nie zmieniało faktu, że ktoś za nim podążał. Co do tego, nie miał wątpliwości. Nie miał wątpliwości również co do intencji goniącego. Drzwi stanęły otworem, a on gwałtownie wtoczył do budynku. Przekręcił klucz w zamku upewniając się, że nikt za nim nie wejdzie.
— Witaj. Kim jesteś? — głos starszej kobiety był spokojny i w pełni opanowany. Lekko zachrypnięty, ale dalej w pełni zrozumiały. W dłoni trzymała palącą się świece. Czekaj, świece?
— Conor. Najmocniej przepraszam.
— Milcz młodzieńcze.
Zamilkł. Coś uderzyło o drzwi po drugiej stronie. Usłyszał kroki. Kroki, które urwały się tuż za ścianą. Mijały sekundy. Jedna. Druga. Trzecia. W głębi pokoju odliczał je zegar. Czwarta. Piąta. Szósta. Ten ktoś wie. Musi wiedzieć. Znów rozległ się stukot butów, a nieznany prześladowca odszedł nie zapukawszy. Nie zrobił nic, po prostu odszedł. W głowie jak kauczukowa piłeczka odbijało się jedno pytanie.
— Kto to był?!
Z ulgą wypuścił powietrze z płuc. Nawet nie zauważył, że je wstrzymał. Uspokoił oddech. Staruszka ze świecą w dłoni wpatrywała się w niego z lekkim rozbawieniem.
— Tutaj wchodzą jedynie nieliczni. Nawet ON omija moje skromne progi.
Głębokie zmarszczki pokrywały twarz kobiety. Miała siwe włosy spięte w kok. Lekko zgarbiona, ale poruszająca się bezszelestnie.
— Bardzo Panią przepraszam. Kim Pani jest? No i kim jest ten ON?
— Zadajesz strasznie dużo pytań. Mów mi Mojra, ale nie mogę powiedzieć kim jest ON.
— Dobrze Mojro. Dziękuję za pomoc.
W pogrążonym w mroku pomieszczeniu zaskrzypiały drzwi. Ciemność rozstąpiła się dopuszczając światło do swego łona. We framudze drzwi stanął mężczyzna. Czy to ten sam, który jeszcze przed chwilą stał przed drzwiami? Światło z sąsiedniego pokoju nie pozwalało na dostrzeżenie szczegółów jego sylwetki.
— Tak jak myślałam. ON sam się przedstawi.
Knot świecy zgasł. Staruszka odeszła pod osłoną cienia, który dalej częściowo oplatał pomieszczenie. ON przestąpił próg zamykając za sobą drzwi. Światło odeszło pozostawiając jedynie mrok. Conor zapadł się w sobie. Czuł się mniejszy i słabszy. Przytłoczony. Ta obecność nie była czymś standardowym.

CZYTASZ
Elita
Mystery / ThrillerConor Darklock popadł w długi i wylądował w więzieniu. Co gorsza, ze wszystkich osadzonych, to właśnie on został wytypowany do udziału w programie o nazwie Elita. W skład jego uczestników wchodzi sto osób, ale tylko jedna ujdzie z życiem. Ale czy na...