I Faza

25 8 1
                                    

Mężczyzna wrócił na jawę. Powoli otworzył oczy i spojrzał na sufit. W sypialni królował półmrok, a w całym mieszkaniu panowała cisza. Conor westchnął podnosząc się z łóżka. Przez uchylone okno zawiewał zimny wiatr. Mimo tej niedogodności, nie miał zamiaru go zamykać. Wyłowił z komody ubrania, ubrał się i wyszedł z sypialni. Wychodząc, przystanął przed lustrem. Włosy sterczały w każdą możliwą stronę, a twarz pokrywał kilkudniowy zarost. Na podstawie odbicia w srebrnej powłoce obleczonej szkłem, doszedł do wniosku, że mimo to wygląda całkiem nieźle. Tors krył się pod białą koszulką na którą narzucił flanelową koszulę. Czerwono-czarna krata nadawała charakteru. Nie tylko na koszuli widoczna była czerń. Tego samego koloru były jeansy. Przeczesał kilkukrotnie włosy, przywołując je do porządku.

W salonie zastał śpiącą w najlepsze Alice. Przykryta kocem i pogrążona w objęciach Morfeusza okupowała całą kanapę. Darklock zauważył, że mimo wyłączonego telewizora, dekoder dalej sygnalizował swoją pracę. Najwyraźniej zasnęła niespodziewanie. Wszedł do kuchni i mając nadzieję, że nie obudzi Alice, włączył ekspres do kawy. Dźwięk mielonych ziaren wydawał się równie głośny co trąby jerychońskie. Grymas niechęci wykwitł na jego twarzy. Nieprzyjemnie głośny dźwięk po chwili ucichł. Ból głowy był nieprzyjemny, ale mężczyzna zdążył przywyknąć. Witał go każdego ranka i żegnał z pierwszym łykiem napoju z ziaren kawowca. Wino islamu działało cuda. Do swojego kubka dolał mleka, a następnie wstawił drugie naczynie do ekspresu. Dwie pary tostów na dwóch talerzach szybko dołączyły do drugiej kawy. Z nią był jednak jeden mały problem. Nie wiedział czy D'arc pije kawę z mlekiem. Po chwili pełnej konsternacji zdecydował, że do śniadaniowego pakietu Alice dołączy mlecznik. Swoje śniadanie zostawił w kuchni, zaś jej śniadanie zaniósł do salonu i postawił je na ławie. Nie był pewien o której Alice się obudzi, więc przykrył kawę i tosty talerzykami. Sam wrócił do kuchni i spożył śniadanie. Po skończonym posiłku skorzystał z łazienki. Załatwił potrzeby fizjologiczne, umył ręce i twarz, wyszczotkował zęby i zastosował dezodorant i perfumy. Przez chwilę zastanawiał się nad zgoleniem zarostu, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Nie lubił chodzić gładko ogolony. Łazienka pachniała mieszaniną spirytusu, subtelnej woni drzewa i charakterystycznym zapachem dezodorantu. Przechodząc do przedpokoju zlustrował pomieszczenie. Już miał wychodzić, kiedy ramka stojąca na szafce zwróciła jego uwagę. Zdjęcie które okalała nie miało prawa istnieć. Po prostu nie miało. Na pierwszym planie była dwójka dzieci. Siedziały na gałęzi drzewa. Mały i drobny blondynek i ruda dziewczynka. Oboje uśmiechnięci i machający do obiektywu aparatu. Conor wpatrywał się w uwieczniony kadr z niedowierzaniem. Pamiętał kto zrobił to zdjęcie. Znów siedział na tamtej gałęzi. Znów spoglądał na swoją matkę. Jej ciepły uśmiech i błysk w oczach. Pamiętał, że trzymała aparat. Zaraz po zrobieniu zdjęcia, mama Alice przyniosła lody. To były piękne czasy. Nie miał pojęcia jakim cudem owe zdjęcie stało przed nim, ale był wdzięczny za przypomnienie czasów, kiedy jego jedynym zmartwieniem był topiący się lód. Z delikatnym uśmiechem na ustach wyszedł z mieszkania. Zostawił klucze do mieszkania Alice, a sam zszedł na parter. Skinął recepcjonistce i już po chwili był na zewnątrz. Otworzył Corvette, wsiadł i zamknął za sobą drzwi. Podniósł wzrok na ośrodek. Na swój sposób doceniał to miejsce. Zapewniało spokój, ale pozwalało skorzystać z najróżniejszych rozrywek. Światło poranka zaczynało muskać liście palm. Był to piękny widok. Serce samochodu wybudziło się z drzemki. Sprawdził w telefonie lokalizację w której miał się stawić i wyjechał z parkingu.

- Spodziewałem się Smoker'a, ale chyba nie tym razem - mruknął pod nosem.

Krajobraz za oknem zaczął się zmieniać. Miejsce pustych ulic zastąpiła krzątanina tłumu. Darklock przedzierał się przez zakorkowaną ulicę. Każdy próbował dotrzeć do Teatru Żniw. Kolorowe ubrania mijały samochody, wlekace się w zagrażającym tempie. W pewnym momencie dostrzegł go jeden z porządkowych. Gestem nakazał innym pojazdom stworzyć coś na kształt tunelu życia, a następnie nakazał skorzystać z niego Conorowi. Corvetta zamiast czekać, w kilka chwil dotarła do celu. Samochód zatrzymał się na parkingu. Po drugiej stronie ulicy stał pałac senacki. Po opuszczeniu pojazdu, mężczyzna został okrążony przez fotoreporterów. Przekrzykiwali się, przez co nie mógł zrozumieć ani słowa. Charakterystyczne kliknięcia podczas robienia zdjęć towarzyszyły mu kiedy szedł przez plac. W końcu zszedł ze skweru. Schody prowadziły do podziemi. Reporterzy zostali w tyle. Wejście dla nich zostanie otwarte dopiero później. Dobrze oświetlone schody prowadziły coraz głębiej i głębiej. Na końcu znajdowały się drzwi. Conor przyłożył dłoń do czytnika, a ten wyłączył blokadę zamka i drzwi stanęły otworem. Uczestnik programu przekroczył próg jaskini lwa.

ElitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz