Część 5 - Czas przed Halloween

256 27 2
                                    

Mała niespodzianka <3Do zobaczenia w niedziele, a potem w piątek!

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Mała niespodzianka <3
Do zobaczenia w niedziele, a potem w piątek!

Fayetteville nigdy nie należało do niebezpiecznych miast. Jedynymi przestępstwami jakich tu dokonywano to kradzieże w sklepach albo ukradnięcie w dwatysiące siedemanstym roku torebki starszej pani.

Zmieniło się to jednak w tym roku. Mieszkańcy Fayetteville nie byli już bezpieczni, a to za sprawą dwóch zamaskowanych mężczyzn, którzy nagle wkroczyli do naszego życia.

Dzisiejszego poranka znów wszystkie telefony zostały zhakowane. Udostępniono na żywo obraz, na którym pokazano szeryfa naszego miasta, którego ręce były przywiązane do jakiejś rury, a ciało bezwładnie zwisało z pewnej wysokości. Oglądając to nie wiedziałam zbytnio jak miałam zareagować. Podejrzewałam, że każdy z mieszkańców miał bardzo podobną reakcję.

Strach i szok.

Nie myślałam za wiele, znów podobnie jak za pierwszym razem oglądałam, obserwując, co zaraz się wydarzy.
Szeryf był poturbowany. Z jego nosa leciała strużka krwi, a nogi wydawały się opuchnięte. Po chwili ekran znów stał się czarny. Myślałam, że to koniec, że to była jakaś wiadomość, ale to co miało nadejść, nadeszło kilka sekund później.
Czarna maska z białymi przebarwieniami na skroniach i w okolicach nosa pojawiła się na telefonie. Jej kadr był tak ciasny, że tylko ona była na głównym planie. Ani szyi ani nawet kawałku ciała.

— Nasz szeryf zlekceważył, że ktoś z was... — zatrzymał się w połowie zdania i przekrzywił głowę, tak, że na plecach poczułam ciarki. — Potrzebował pomocy. — dokończył. — Było nam bardzo przykro, dlatego my zlekceważymy go, w sposób bardziej brutalny.

Wyświetlacz przełączył widok z maski na postać szeryfa, który wciąż wisiał, ale za jego osobą stała ta sama wysoka postać z poprzedniego filmu. Ta miała odwrotną maskę, co do swojego poprzednika. Biała, równie przerażająca i równie brutalna. Mężczyzna trzymał w lewej ręce kij bejsbolowy, który niedługo po tym walnął szeryfa w potylicę.
Uderzenie było na tyle mocne, aby szeryf po prostu stracił przytomność. Na tym, mimo wszystko, film się nie zakończył, bo zamaskowany nieznajomy z lewego buta wyjął nóż i pewnym siebie ruchem wbił go w zasłonięte oko staruszka. Wtedy właśnie na ekranie wyświetlił się biały napis na czarnym tle.

SZERYF WYELIMINOWANY, CZAS NA WAS!

***

— Szeryf został zabity na waszych oczach i przez to teraz w miasteczku jest walone CIA. Kurwa, twoje powroty do Fayetteville naprawdę mnie zaskakują.

Odparł poważnie Max — kolega Chrisa, który jak co miesiąc gra z nami i innymi partyjkę pokora. Dziś jednak odpuściliśmy rozgrywkę i wszyscy poszliśmy do pobliskiej knajpy. Uznaliśmy tak zważywszy na okoliczność. Niestety jednak w życie weszły obostrzenia, które zakazały zamknąć szkoły na okres tymczasowy i wszystkie sklepy na te kilka godzin. Kawiarnie, restauracje i różne takie też się do tego zaliczały, dlatego mieliśmy problem ze znalezieniem czegoś otwartego.

Udało nam się dotrzeć do jakiejś knajpy, godzinę od domu Christophera. To była speluna, gdzie siedzieli motocykliści i panie na jedną noc, no i w tym wszystkim my. Dwoje niepełnoletnich oraz ich znajomi ze studiów.

— Jestem magnesem na problemy. — parsknęłam, mieszając słomkę w coli. — Ale tak na poważnie, ciekawi mnie kto jest pod maską i co mają w tych chorych głowach.

— Zbyt poważnie wzięli do siebie to Halloween. — mruknął konspiracyjnie Chris. — Właśnie...myślicie, że dadzą w tym roku zrobić tradycję w szkole?

Zerknęłam na niego kątem oka. To było dobre pytanie, bo przez to, co działo się w tym momencie raczej to byłoby najmniej możliwe. CIA przejęło całkowitą kontrolę nad miasteczkiem, ale z drugiej strony do święto, które od lat było przez wszystkich obchodzone. To tradycja, a ponoć tradycji nie można było łamać.

— Oby nie, bo chcę tu znów wrócić za tydzień i zrobić wam obojgu psikus. — odpowiedział Archer.

— Nawet nie próbuj, idioto. — burknęłam chyba lekko za głośno, bo jakać flirtująca ze sobą para spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami. — Bo odpłacę ci się zdjęciami, gdzie jesteś w stanie agonalnym.

— Oho, robi się ciekawie.

Usłyszałam głos Chrisa, który jeszcze chwilę temu popijał jakiegoś drinka. a Max tak samo jak on zaczął się przysłuchiwać naszej małej kłótni.

— Intrygująca propozycja, ale i ja mam twoje brudy.
Zagryzłam wargę, wystawiając w jego kierunku środkowy palec.

— Zostaw ten paluszek dla twojego mężczyzny, on na pewno ucieszy się z takiej przyjemności.

— Spierdalaj.

Nienawidziłam go. Po prostu go, kurwa, nienawidziłam.

— I tyle? Nie no nie wierzę w was, a gdzie jakieś cięte riposty albo jakieś szarpaniny.

— W dupie.

— Elokwentnie, nie powiem.

— Ty za to elokwencji w chipsach na pewno nie wygrałeś. — uśmiechnęłam się słodko.

Przez ten moment każdy z nas nie myślał o tym, co miało miejsce te kilka godzin temu. Czułam się dobrze, mimo tego widoku, który niestety na sto i jeden procent będzie mi się śnić.

— Macie może peta? — zapytałam się patrząc na studentów.
Max zaprzeczył ruchem głowy, ale jego przyjaciel wyjął z tylnej kieszeni czarnych spodni paczkę zgniecionych fajek. Zielone mentole niekoniecznie były moimi ulubionymi, ale nie miałam, co wybrzydzać zdecydowanie zapalenie papierosa było mi w tym momencie potrzebne.

— Dzięki. Ktoś idzie?

— Ja.

Powiedział Archer, wstając od stołu. W międzyczasie pożegnał się jeszcze ze swoimi przyjaciółmi, mówiąc, że po zapaleniu będzie już leciał do rodzinnego domu. Blondyn zgarnął jeansową kurtkę w białym "puchem" i nałożył ją na siebie, chwilę później mierzwiąc kręcone włosy.

— Okej, chodźmy.

Kiwnęłam, odwracając się na pięcie i ruszając w stronę masywnych drzwi.

GREEDYWhere stories live. Discover now