Część 4 - Czas przed Halloween

227 22 2
                                    

Wybaczcie, że wczoraj nie było rozdziału, ale jak pisałam na tablicy wszystko mi się nawarstwiło i nie miałam czasu sprawdzić napisanego przeze mnie rozdziału, ale w zamian macie ciut dłuższy i mam nadzieję, że Wam się spodoba

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Wybaczcie, że wczoraj nie było rozdziału, ale jak pisałam na tablicy wszystko mi się nawarstwiło i nie miałam czasu sprawdzić napisanego przeze mnie rozdziału, ale w zamian macie ciut dłuższy i mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Udanego piątku i weekendu, kochani <3

#greedywattpad na Twitterze (Mrsbonventre)/TikToka (weronk_aa)

Nie powiedziałam rodzicielce, co miało miejsce w noc, w której zgłosiliśmy szeryfowi nietypową sprawę. Gdy przyszła, ja stałam sparaliżowana przy samochodzie, a ta zapytała mnie czemu nie weszłam. Nie pamiętam jednak tego, co jej odpowiedziałam. Nie pamiętam nawet tego jak dotarłam do domu i co w nim robiłam.

Wstając zastałam nad swoją głową rodzicielkę, która z podkrążonymi oczami wpatrywała się we mnie. Widząc to, co miałam przed oczami domyślałam się jak obie skończyłyśmy.

Ziewnęłam, trąc rękoma całą twarz, która wydawała mi się cała spuchnięta. Czułam się tak spragniona i nie ogarniająca podstawowych czynności, że w pewnym momencie nawet zobaczyłam ciemne plamy przed oczami.

— Która godzina? — powiedziałam z wielką chrypką. Musiałam nawet przełknąć ślinę, by pozbyć się dziwnego uczucia.

— Po dwunastej, obie zaspałyśmy.

Odpowiedziała, siadając koło mnie.

— Dzwoniłam już do Chrisa, by cię jakoś usprawiedliwił u nowego nauczycie... — nie zdążyłam, bo zerwałam się z łóżka.

Błędem taktycznym było zrobienie tego zbyt gwałtownie, bo plamy scaliły się w całość, powodując, że obraz był kompletnie czarny. Musiałam podtrzymać się komody, by pozbyć się mroczków.

— Ja walę. — syknęłam.

— Co się tak zerwałaś, misiek? — zaśmiała się również niemrawo. — Jeden dzień cię nie zbawi.

Słysząc te słowa od początku mojej nauki zawsze odbieram je jako coś nietypowego. Prawie każda mama każe chodzić dziecku jak najdłużej, by potem mógł nie chodzić, a moja wręcz namawia mnie bym nie szła nawet na kilka godzin. Pod tym względem nie rozumiałam swojej mamy.

Wywróciłam oczami, chwytając za torebkę i wypakowując w nią segregator i kilka kartek papieru. Dodatkowo spakowałam jakąś wodę z biurka, nie wiedząc nawet od kiedy tam ta stała. Nie miałam jednak do tego głowy, bo w niej była tylko myśl, abym zdążyła na lekcje do profesora Slavy.

Zerknęłam jeszcze na zegarek w pokoju, by mieć pewność czy aby na pewno zdąże. Widząc na nim godzinę dwunastą trzy, ponownie zaczęłam się śpieszyć. Do rozpoczęcia trzeciej godziny miałam zaledwie dziesięć minut.

Musiałam wyciągnąć odpowiedni kaliber.

— Mamo,  Kilian jest w domu?

— No, ale...o, nie. Nie ma mowy, że z nim pojedziesz. To wariat drogowy.

GREEDYWhere stories live. Discover now