Rozdział 29

50 2 4
                                    

Z góry przepraszam za błedy ortograficzne bądź autokorektę ❤️

Pov: Megan

Po chwili wraz z Kiri byłyśmy już przy ikranach. Tuk leciała z Kiri, więc nawet lepiej dla mnie. Wygłupiałyśmy się w locie orzec co omal nie spadłam ale przynajmniej zabawa była dobra. Po chwili byłyśmy już w lesie.

-Lądujemy!-powiedziałam schodząc w dół.

-Okej!!-odpowiedziała Kiri.

-Zeszłyśmy z ikranów.-

-Dobra Tuk. Pójdziesz poszukać kwiatków?

-Jasne!!- powiedziała i ruszyła przed siebie.

-Jak tam ci się układa z Neteyamem?

-Wczoraj mieliśmy małą kłótnię. Ale dziś już jest dobrze, przynajmniej mam taką nadzieję bo nic o tym nie wspominał.

-O co poszło?

-Głupia sprawa.

-Megan?

-Uh, no że niby niebezpieczne zachowuje się latając.

-Przepraszam ale muszę przyznać że Neteyam miał rację, a to nie zdarza mu się często.

-Ty też Kiri?

-Nie powiem latasz trochę niebezpieczne.

-Ale ja nie umiem inaczej.

-Meg musisz się nauczyć inaczej. Bo jak ci się coś stanie to ja sobie tego nie wybaczę. Neteyam sobie tego nie wybaczy.

-No ale- nie dokończyłam bo przerwała mi Tuk przychodząca z kwiatkami.

-Mam!!!

-Ale piękne.-odezwałam się.

-Racja.- powiedziała Kiri

-To co zaczynamy?

-Oczywiście!!-powiedziała Tuk z ekscytacją w głosie.

-Zajęło nam to trochę czasu zanim dziewczyny się nauczyły, ale jakoś nam szło. Po gdzieś mniej więcej jednej godzinie zaczęło im już całkiem nieźle iść. Trochę się zasiedziałyśmy i zrobiła się już pora obiadowa, więc musiałyśmy juz wracać.-

-Już pora na nas.- Powiedział wstając z ziemi.

-Tym razem Tuk leciała ze mną na ikranie więc chcąc nie chcąc musiałam bardziej uważać. Po dłuższej chwili byłyśmy już w górach.-

-Witam panie.

-Cześć Teyam.- powiedziała Tuk przytulając się to Neteyama.

-Hejka.- odpowiedziała Kiri.

-Mama czeka już na was z obiadem.

-Okej, już idziemy.- Rzekła Kiri i chwyciła Tuk za ręke i poszły.

-A my co?-zapytałam.

-Coś na pewno, zamknij oczy.- powiedział z uśmiechem.

-Mam się bać czy coś takiego?- zapytałam śmiejąc się.

-Nieeee.

-No dobra.- zamknęłam oczy i poczułam ciepłe dłonie na swoim ciele. Jedną na ramieniu a drugą na tali.-Gdzie idziemy?

-Zobaczysz. Teraz powoli wejdź na ikrana.

-Jak mam wejść jak nic nie wiedzę?

-A no racja, już ci pomagam.

-A więc Neteyam pomógł mi wejść na ikrana, a sam usiadł za mną. Poczułam tylko jak się wznosimy i później powiew wiatru.-

-No to powiesz mi gdzie lecimy?

-Megan,nie powiem ci, za chwilę się dowiesz.

-No okej...- powiedziałam lekko zasmucona.

-Po paru minutach lotu, Neteyam zaczął zlatywać w dół.-

-Już jesteśmy.

_______________________________________
Hejka, witam już w chyba przed ostatnim rozdziale z tej książki...
Nie mogę uwierzyć że za chwilę będę już ją kończyć...
Nie powiem, że nie zżyłam się z tą książką bo tak się stało.
I też przepraszam że wczoraj nie było rozdziału ale zbytnio nie miałam czasu.
No cóż mam nadzieję że się podoba rozdział ❤️❤️
Miłego dnia/nocy

Słowa 467
_______________________________________

Serca płonąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz