Obudziłem się i rozejrzałem zdezorientowany. Całkiem nie wiedziałem, gdzie jestem. Wokół było biało. Przerażony zacząłem się zastawiać, co też pan Igor znowu wymyślił. Gdy tak leżałem, rozglądając się wystraszony, nagle ktoś wszedł do pomieszczenia, w którym przebywałem. Spanikowany zacisnąłem powieki, trzęsąc się ze strachu. Nie wiem czego się spodziewałem, ale na pewno nie tego. Usłyszałem cichy, łagodny, kobiecy głos:
- „Nie bój się, już jesteś bezpieczny."
Wciąż się lekko wahając, uchyliłem powieki i spojrzałem na tę osobę. To była ta kobieta z parku, ta lekarka, która mnie zabrała. Przyjrzałem jej się. Była blondynką o niezwykle zielonych oczach. Choć była blada i uśmiechała się smutno, biło od niej niezwykłe ciepło i dobroć. Poczułem, że komu jak komu, ale jej mogę zaufać.
- „Co się stało? Gdzie ja jestem?" - zapytałem i zorientowałem się jak słabo brzmi mój głos.
- „W szpitalu jesteś. Miałeś niewielki krwotok wewnętrzny i wstrząśnienie mózgu." - odpowiedziała, przyglądając mi się z ciekawością.
- „Och..." - mruknąłem, nie wiedząc co jeszcze mógłbym powiedzieć.
Lekarka, ubrana teraz już w zwykły strój, na który zarzuciła fartuch ochronny, usiadła obok mnie i zapytała cicho:
- „Jak się nazywasz?"
Zdziwiło mnie to, bo myślałem, że podadzą jej moje dane.
- „Nie powiedzieli pani?" - zapytałem zdziwiony.
- „Nie..., znam tylko Twoje nazwisko..."
- „Czarek." - mruknąłem cicho i zobaczyłem jak blondynka się delikatnie uśmiecha.
- „Czarek... piękne imię."
Uśmiechnąłem się do niej i onieśmielony zapytałem:
- „A pani?"
Kobieta się uśmiechnęła i się przedstawiła:
- „Anna Reiter."
Doktor Anna, pasowało to imię do niej. Przyjrzałem jej się. Była widocznie zmęczona, ale maskowała to uśmiechem.
- „Jest pani zmęczona. Dlaczego pani nie odpocznie?" - zapytałem.
- „Miałam iść, ale chciałam poczekać, aż się obudzisz." - stwierdziła pogodnie.
To było takie miłe z jej strony, że mimo że była już po pracy, to wpadła jeszcze do mnie, zobaczyć jak się czuję. A właśnie... dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie boli mnie tyłek, a przecież dostałem wiele batów od pana Igora. Po chwili zrozumiałem coś jeszcze. Przecież skoro miałem operację i inne badania, to lekarze musieli też widzieć moje rany i siniaki. Cholera! Pan Igor mnie zabije! Przecież nikt miał się o tym nie dowiedzieć. Wystraszony spojrzałem na kobietę. Ona najwidoczniej zrozumiała, o czym myślę, bo złapała mnie za rękę i ścisnęła delikatnie. Po chwili odezwała się naprawdę delikatnie:
- „Czarek kto Ci to zrobił? Kto Cię tak skrzywdził?"
Milczałem przerażony, nie wiedząc co zrobić. Przecież jak jej powiem kto to zrobił, to on mnie zabije! Lekarka znów musiała czytać mi w myślach, bo stwierdziła:
- „Nie pozwolę już nikomu Cię skrzywdzić! Ten ktoś odpowie za to! Nie pozostanę obojętna wobec przemocy! Nikt nie ma prawa nikogo bić!"
Zobaczyłem, że jest zła, ale zrozumiałem, że nie na mnie. W tej chwili zrozumiałem coś jeszcze. Ta zupełnie obca kobieta martwiła się o mnie.
- „Czaruś, kto Ci to zrobił?" - zapytała cicho, patrząc mi w oczy, po czym dodała:
- „Nie bój się. Mi możesz zaufać."
Wiedziałem, że mówi prawdę i czułem, że jej mogę zaufać. Zrozumiałem, że ona jest jedyną moją szansą na ratunek.
- „Tto... był wych... wychowawca..." - szepnąłem, a ona spojrzała na mnie badawczo i zapytała:
- „Ten od kaktusa?"
Mimowolnie parsknąłem śmiechem i zobaczyłem, że Anna też jest rozbawiona.
- „Tak ten..."
- „Dlaczego?" - zapytała z bólem w głosie.
- „Bo byłem niegrzeczny! Za głośny! Nie słuchałem się! Bo się nie nauczyłem! Bo dostawałem pały! Bo się na mnie uwzięli! Bo autobus się spóźnił! Bo za głośno oddychałem! Bo nie jadłem lub jadłem za dużo! Bo płakałem! Bo byłem nieznośny! Po prostu bo jestem! On mnie nienawidzi od samego początku!" - wybuchałem, nie wytrzymując, żeby trzymać to w sobie.
Spojrzałem na Annę. Choć kobieta wydawała się niewzruszona, zauważyłem, że jest wściekła i zamyślona, tak jakby trochę nieobecna.
- „Pani doktor?"
- „Tak?"
- „Wszystko w porządku?"
- „Nie, nie jest w porządku! On nie miał prawa Cię tak karać ani traktować! Nikt nie zasługuje na bicie!" - mruknęła.
Zauważyłam, że na ostatnim zdaniu mimowolnie się wzdrygnęła. Czy to możliwe, że ją też ktoś bił?
- „Czarek, nie przejmuj się już nim. Ja zajmę się tym ..." - nie dokończyła tego na głos, ale z ruchu jej warg odczytałem co wyszeptała.
Uśmiechnąłem się niepewnie, a blondynka ścisnęła mi ponownie dłoń.
- „On odpowie za wszystko i już nigdy się do Ciebie nie zbliży." - obiecała.
- „Dziękuję." - szepnąłem, a kobieta uśmiechnęła się.
- „Czarek powiesz mi coś o sobie?" - zapytała po chwili ciszy.
- „Ale co?" - zapytałem zdziwiony.
- „No na przykład ile masz lat, do której klasy chodzisz, co lubisz robić."
- „No, mam 12 lat..." - zacząłem, ale mi przerwała:
- „12?" - zapytała zdziwiona.
- „Tak..., a co?" - tym razem to ja się zdziwiłem.
- „Jesteś tak drobny, że nie wyglądasz na tyle."
- „A na ile?" - zapytałem zaciekawiony.
- „9 może 10." - odpowiedziała, co mnie zaskoczyło.
- „No, ale dobrze, kontynuuj."
- „No chodzę do 7 klasy... lubię rysować, grać w piłkę nożną i czytać książki." - oznajmiłam.
- „O ciekawe zainteresowania. A jakie książki?"
- „Przygodowe, detektywistyczne lub kryminalne." - stwierdziłem, a blondynka się uśmiechnęła.
Ośmielony jej spokojnym zachowaniem i miłym traktowaniem, zapytałem:
- „A pani?"
- „Co ja?"
- „Co pani lubi robić?"
Spojrzałem na nią niepewnie, bojąc się, że za dużo mówię lub że zapytałem o coś co nie powinienem.
- „Oprócz pomagania ludziom to lubię książki, ale w formie audiobooków, uwielbiam też podróże, kuchnię azjatycką i piłkę nożną."
Spojrzałem na nią zaskoczony:
- „Naprawdę lubi pani piłkę nożną?"
- „Tak." - odparła, śmiejąc się.
- „Ja nigdy nie jadłem kuchni azjatyckiej... W zasadzie to oprócz polskiej jadłem tylko raz pizzę z włoskiej. A podróżować to podróżowałem tylko z ciocią, ale wtedy byłem mały i już nie pamiętam." - stwierdziłem smutny.
Anna słuchała mnie uważnie, bo czym zapytała:
- „A jaki jest Twój ulubiony kolor?"
Zdziwiło mnie to pytanie, ale odpowiedziałem:
- „Fioletowy i zielony."
Uśmiechnęła się, po czym niepewnie zapytała:
- „Dlaczego tam trafiłeś?"
Zadrżałem lekko, ale odpowiedziałem:
- „Rodzice mnie nie chcieli. Oddali mnie pod opiekę babci, ale ona nie dawała sobie ze mną rady, wiec mnie oddała. Ale pewnie tak naprawdę to też mnie nie chciała. Tylko ciocia Malwina mnie kochała..." - głos mi się załamał.
Anna delikatnie ścisnęła mnie za rękę.
- „Co się z nią stało?" - zapytała niezwykle delikatnie.
- „Zginęła w wypadku samochodowym... miałem 7 lat... zostawiła mnie..." - nie wytrzymałem i się rozpłakałem.
Wspomnienia cioci Malwiny znów otworzyły we mnie niezabliźnione rany i tęsknotę.
Zaskoczyła mnie bardzo reakcja Anny. Kobieta po prostu usiadła na łóżku obok mnie i zgarnęła mnie w ramiona, przytulając mnie mocno. W jej ramionach czułem się tak bezpiecznie i komfortowo. Było tak dobrze i miło. Blondynka przytulała mnie i głaskała po włosach, szepcząc uspokajające słówka. To była dla mnie totalna nowość. Nie pamiętam, kiedy ktoś ostatnio w ogóle ze mną rozmawiał w normalny sposób, a co dopiero wysłuchał, przytulił i pocieszył, a ona to zrobiła. Zupełnie obca mi osoba zainteresowała się mną, pomogła i obdarzyła ciepłem i troską. Przecież ona mogła wrócić do domu, do rodziny, zostawiając mnie pod opieką lekarzy, ale nie, ona się mną zaopiekowała. To było takie miłe z jej strony. Ciepło i delikatność ramion i dłoni blondynki i jej niezwykle spokojny, uspokajający, wręcz kojący głos uśpiły mnie. Zasnąłem wtulony w Annę z drobnym uśmiechem na ustach.

CZYTASZ
Płomyk nadziei
Fanfiction„Gdy przechodziliśmy obok placu zabaw, moją uwagę przykuł drobny chłopiec. Siedział samotnie na ławce z dała od innych dzieci. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie są jego rodzice i dlaczego siedzi sam na ławce, zamiast bawić się z innymi dziećmi." Anna...