18. Operacja

156 11 21
                                    

To co się działo przez ostatnie godziny było straszne. Najpierw zaginięcie Czarka, potem jego poszukiwania, a teraz ta operacja. Jeszcze w między czasie informacja, że chłopak nie żyje. Zbyt gwałtownie zareagowałam i nie myślałam, co robię. Teraz jak o tym myślałam, to było mi bardzo głupio. Przecież Wiktor załamałby się, tak samo jak Zosia. Po prostu nie wyobrażałam sobie stracić Czarka, którego zaczynałam traktować, jak syna. Już raz straciłam dziecko. W zasadzie to powiedziałam o tym tylko Wiktorowi. Wszystko działo się, jak jeszcze mieszkałam w Stanach ze Stanisławem. Już wtedy był wobec mnie agresywny, choć nie tak bardzo jak potem. Bardzo szybko zorientowałam się, że spóźnia mi się okres, jednak zrzuciłam to na stres, bo nieraz mi się spóźniał, podczas bardzo stresujących wydarzeń. Jednak, gdy po miesiącu nadal go nie miałam, postanowiłam zrobić test ciążowy. Poszłam do apteki i kupiłam trzy testy. Wróciłam do domu i zrobiłam je. Po chwili zobaczyłam, że wszystkie wskazują ten sam wynik. Wskazywały dwie kreski. Rozpłakałam się ze szczęścia, ale również ze strachu. Już wtedy bardzo bałam się Stanisława. Postanowiłam za wszelką cenę ukryć przed nim ciążę. Udawało mi się przez dobre kilka miesięcy, aż w końcu przyszedł ten okropny dzień. Stanisław wrócił wściekły do domu i oczywiście wyładował złość na mnie. Najpierw mnie brutalnie pobił, po czym jak chciałam uciec, zepchnął mnie ze schodów. Obudziłam się już w szpitalu, gdzie młoda lekarka poinformowała mnie, że niestety poroniłam, ale mam szczęście, że żyję, bo krwotok był poważny. Nie doszło to do mnie od razu, jednak gdy doszło, rozpłakałam się z rozpaczy. Płakałam z żalu przez kilka dobrych godzin, po czym przestałam czuć cokolwiek. Czułam tylko pustkę, ogromną pustkę. Stanisław oczywiście przepraszał, mówiąc że go poniosło, że się zdenerwował, jednak nie obchodziło mnie. On zabił moje dziecko, moje ukochane maleństwo, o którym tak marzyłam. Wiedziałam, że nigdy mu tego nie wybaczę. Potem zamknęłam się zupełnie w sobie, pozwalając Stanisławowi znęcać się nad sobą. Tkwiłam w takim stanie przez jakiś rok, po czym nie wytrzymałam i uciekłam do Polski. Niestety wciąż były takie dni, kiedy te bolesne wspomnienia do mnie wracały i zastanawiałam się, co by było, gdyby to dziecko przeżyło. Przypomniałam sobie dzisiejszą datę i zdalam sobie, że dzisiaj miałoby swoje urodziny. ,,Miałoby teraz 16 lat." - pomyślałam załamana, a z oczu spłynęły mi łzy.
- ,,Anka?" - zapytał z troską Benio.
- ,,Miałoby teraz 16 lat." - wyszeptałam.
- ,,Kto?"
- ,,Moja córka lub syn..." - szepnęłam, nie chciałam mu o tym mówić, ale tak jakoś wyszło.
- ,,Na pewno patrzy teraz na Ciebie z góry i jest bardzo dumne z takiej mamy." - zapewnił mnie, obejmując mnie ramieniem.
Uśmiechnęłam się lekko.
- ,,Tak myślisz?"
- ,,Tak Anka. Jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam i damy sobie z tym radę." - zapewnił mnie.
Słowa Benia i jego wiara we mnie podniosły mnie na duchu.
- ,,Myślisz, że Czarek... Że operacja się uda?" - zapytałam niepewnie.
- ,,Na pewno się uda. Ma dla kogo żyć i Ty Anka też."
- ,,Wiem..."
Siedzieliśmy dalej w milczeniu, aż w końcu do poczekalni wszedł Wiktor. Zerwałam się z krzesła, na którym siedziałam i wpadłam mu w ramiona. Rozpłakałam się. Mężczyzna przytulił mnie mocno do siebie i głaskał delikatnie po plecach. Nic nie mówił, pozwolił mi się po prostu wypłakać. Po dłuższej chwili w końcu się uspokoiłam. Wiktor z troską przyjrzał mi się, aż w końcu zapytał:
- ,,Lepiej?"
- ,,Tak."
- ,,Anka, do jasnej cholery, co Ty chciałaś zrobić?! Co Ci strzeliło do głowy?! Chciałaś mnie zostawić?!" - zawołał zły.
Czyli Benio już go o wszystkim poinformował, no po prostu świetnie.
- ,,To nie tak..." - szepnęłam.
- ,,A jak?!" - krzyknął, a mi do oczu napłynęły łzy.
- ,,Wiktor, nie krzycz na nią! Nie widzisz, że jest przerażona?! To było dla niej trudne, załamała się, nie myślała, co robi!" - krzyknął na brata Benio.
- ,,Masz rację. Przepraszam Aniu. Trochę mnie poniosło... Po prostu, gdy przeczytałem SMSa od Benia, to się przeraziłem. Nie dość, że Czarka stan był krytyczny, to jeszcze Ty..." - Wiktorowi głos się załamał.
Podeszłam do niego i przytuliłam się.
- ,,Ja też przepraszam... dziękuję, że jesteś..."
Gdy emocje nam już trochę opadły, usiedliśmy na krzesłach. Chwilę trwaliśmy w ciszy, każdy pogrążony we własnych myślach. Wiktor przerwał ją jako pierwszy. Spojrzał na mnie i z troską zapytał:
- ,,Nie jesteś zmeczona? Może wrócisz do sali? Operacja i tak pewnie potrwa jeszcze kilka godzin."
- ,,Nie chcę Wiktor... tam będę się stresować jeszcze bardziej." - mruknęłam.
- ,,No dobrze." - powiedział, przytulając mnie.
- ,,Idę po kawę. Przynieś coś komuś?" - zapytał Benio.
- ,,Mi też możesz wziąć. " - powiedział Wiktor.
- ,,A Tobie Aniu?"
- ,,Też możesz." - powiedziałam, nie słuchając go.
Benio poszedł do ,,Kroplówki", i po chwili wrócił z trzema parującymi kubkami. Podał nam po jednym.
Wzięłam go i ostrożnie upiłam. Poczułam, jak przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele. Spojrzałam na szwagra i uśmiechnęłam się delikatnie.
- ,,Dziękuję. Skąd wiedziałeś, jaką lubię?"
- ,,Widziałem, że zawsze taką piłaś, więc taką wziąłem."
Po wypiciu ciepłego napoju poczułam się trochę lepiej. Zwinęłam się na krześle, kładąc głowę na kolanach Wiktora.
- ,,Aniu, może jednak wrócisz do sali?" - zapytał się mężczyzna.
- ,,Nie. Jest dobrze." - mruknęłam, przymykając oczy.
Słuchając cichej rozmowy braci, zasnęłam.

Nie wiem, ile spałam, ale gdy się obudziłam, nadal leżałam na krześle, oparta o Wiktora. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego niepewnie.
- ,,Ile spałam?"
- ,,Jakieś trzy godziny. Jak się czujesz?" - zapytał z troską.
- ,,Okej. Wiadomo co z Czarkiem?"
- ,,Jeszcze nie."
- ,,Aha..."
Smutna usiadłam i utkwiłam wzrok w ścianie.
- ,,Aniu wszystko będzie dobrze." - próbował uspokoić mnie Wiktor, ale niewiele mi to pomogło.
W końcu drzwi sali operacyjnej się otworzyły i wyszedł z nich Michał. Od razu zerwałam się na równe nogi, przez co lekko się zachwiałam. Nie zwracając jednak na to uwagi, szybko podeszłam do niego. Wiktor również wstał i podszedł do nas.
- ,,Co z nim?! Żyje?!" - zawołałam od razu zdenerwowana.
- ,,Aniu, uspokój się. Tak żyje." - powiedział łagodnie Michał.
Odetchnęłam z ulgą.
- ,,Co prawda operacja była bardzo skomplikowana, jeszcze raz nam się zatrzymał i pojawiły się komplikacje, ale koniec końców wszystko się udało. To naprawdę silny chłopak. Teraz będzie przez jakiś czas w śpiączce, żeby jego organizm się zregenerował, a jak go wybudzimy, to zobaczymy co dalej. Mam nadzieję, że nie będzie żadnych trwałych zmian w mózgu." - dodał.
- ,,Och, dziękuję." - szepnęłam, przytulając Michała.
- ,,No już dobrze, już dobrze Aniu. Czarek jest już stabilny i nic mu nie grozi. Będę go monitorował. A Ty kochana wracaj do swojej sali i odpocznij, bo padniesz nam w końcu." - stwierdził.
- ,,Kiedy będę mogła go zobaczyć?" - zapytałam jeszcze.
- ,,Najwcześniej jutro." - odparł.
Skinęłam głową, Michał poszedł do swojego gabinetu, a ja odwróciłam się do Wiktora i wtuliłam się w niego bez słowa.
- ,,Mówiłem, że wszystko będzie dobrze, a teraz chodź odprowadzę Cię do sali." - powiedział łagodnie.
- ,,Dobrze. Cześć Benio." - pożegnałam się ze szwagrem.
- ,,Cześć Aniu. Wpadnę do Ciebie jutro wieczorem. Pa Wiktor." - pożegnał się i ruszył w stronę wyjścia ze szpitala.
Wiktor odprowadził mnie do mojej sali, pomógł położyć mi się na łóżku, okrył kołdrą i pocałował.
- ,,Śpij dobrze kochanie i już niczym się nie martw."
- ,,Dziękuję..." - szepnęłam, ziewając.
Wiktor uśmiechnął się, a ja wykończona zasnęłam.

Płomyk nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz