Obudził mnie cichy głos tego lekarza, przy którym siedziałem. Rozmawiał z kimś, więc nie chcąc przeszkadzać, udałem, że nadal śpię. Od razu zorientowałem się, że rozmawiają o Ance. Niespokojnie poruszyłem się, co zwróciło uwagę tego lekarza.
- ,,O, już nie śpisz Czarek?"
- ,,Nie..." - stwierdziłem, po czym zapytałem niepewnie:
- ,,Co z panią Anną?"
Mężczyzna obrzucił mnie wzrokiem, a ja zadrżałem.
- ,,Niech Pan powie, że ona żyje!" - zawołałem wystraszony.
- ,,Spokojnie. Ania żyje." - stwierdził lekarz, uśmiechając się lekko.
Poczułem, jakby wielki ciężar spadł mi z ramion. Gula z gardła, utrudniająca przełykanie śliny, też zniknęła. Poczułem ogromną ulgę. Kobieta żyła. Nie zostawiła mnie.
- ,,Czarek?" - usłyszałem głos lekarza.
- ,,Tak?" - zapytałem, znów czując niepokój.
- ,,Lekarzom udało się wyjąć jej kulę, zatamować krwawienie i uzupełnić straconą krew. Ania teraz odpoczywa po operacji, a jutro lekarze spróbują ją wybudzić. Będzie potrzebowała dużo czasu, żeby dojść do siebie po tym wszystkim, ale już jest dobrze. Jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo."
Słowa lekarza całkiem mnie uspokoiły. Poczułem ulgę. Już będzie dobrze. Będzie dobrze. Tak bardzo się cieszyłem. Do oczu napłynęły mi łzy. Ten cały strach zaczął pomału ze mnie schodzić.
- ,,Ej, nie płacz. Już dobrze. Oboje jesteście już bezpieczni, a tego... skur... zamkną na długie lata." - próbował uspokoić mnie lekarz, jednak to wcale nie pomagało.
Teraz kiedy Ania była już bezpieczna, wszystkie powstrzymywane do tej pory emocje, uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Znów wpadłem w jakąś panikę. Płakałem, trzęsłem się i straciłem kontakt z rzeczywistością. Nic do mnie nie docierało. Dopiero po długiej chwili do mojego zamglonego umysłu, wdarł się głos lekarza:
- ,,Czarek spokojnie. Jesteś bezpieczny. Jestem przy Tobie. Jesteś w szpitalu. Już dobrze. Oddychaj. Słyszysz oddychaj. Spokojnie. Wdech, wydech, wdech, wydech..."
Zacząłem wykonywać jego polecenia i pomału zacząłem się uspokajać, aż w końcu zorientowałem się, że siedzę na ziemi, w kącie korytarza. Przy mnie kucał ten lekarz.
- ,,Już dobrze?" - zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- ,,Chyba." - mruknąłem cicho.
- ,,Nie podoba mi się ta Twoja reakcja. Często masz takie ataki paniki?"
- ,,Czasem..."
- ,,Hmm... To trzeba przebadać, ale na pewno ten dzisiejszy atak był spowodowany tym zdarzeniem. Chyba lepiej, żebyś został dzisiaj na obserwacji w szpitalu. Jednak to wszystko wpłynęło na Ciebie dużo bardziej niż nam się z początku wydawało. Poinformuję Twoją opiekunkę." - stwierdził, a ja tylko niepewnie skinąłem głową.
Mężczyzna wstał i zadzwonił do pani Magdy, mojej opiekunki. Wyjaśnił jej wszystko, po czym się rozłączył i spojrzał na mnie.
- ,,Zostajesz na noc w szpitalu, a potem się zobaczy." - stwierdził.
- ,,Dobrze." - skinąłem głową, po czym wstałem z podłogi.
- ,,Mogę o coś zapytać?" - zapytałem niepewnie.
- ,,Właśnie to zrobiłeś." - stwierdził rozbawiony mężczyzna, a ja zachichotałem.
- ,,No, ale jasne, pytaj. Jak będę umiał, to odpowiem."
- ,,Jak się pan nazywa?" - zapytałem niepewnie.
- ,,Nie przedstawiłem się?"
- ,,No nie."
- ,,Ech, za dużo tego wszystkiego było. Dobra, ale jestem Wiktor Banach."
- ,,Miło pana poznać."
- ,,Ciebie też. Anka dużo dobrego o Tobie mówiła i jak widzę, miała rację."
Uśmiechnąłem się lekko i odezwałem się cicho:
- ,,A mogę zadać panu bardziej osobiste pytanie?"
- ,,Jeszcze bardziej niż o to jak się nazywam?" - zapytał, śmiejąc się. - ,,No jasne, pytaj."
- ,,Jesteście razem z panią Anią?"
Mężczyzna milczał chwilę, po czym uśmiechnął się szeroko.
- ,,Tak. Jest najwspanialszą żoną, jaką mogłem sobie wymarzyć."
Uśmiechnąłem się. Lekarzowi, aż świeciły się oczy, gdy wspominał o lekarce.
- ,,Masz jeszcze jakieś pytania?"
- ,,Będę mógł odwiedzić panią Anię?"
- ,,Będziesz, ale już nie dziś. Jutro przyjdę do Ciebie i pójdziemy razem, dobrze?"
- ,,Tak." - zawołałem zachwycony.
Lekarz uśmiechnął się i roztrzepał mi włosy.
- ,,Chodź zaprowadzę Cię do Twojej sali, odpoczniesz sobie."
Skinąłem głową i ruszyłem za meżczyzną. Lekarz prowadził mnie różnymi korytarzami, po czym weszliśmy do jednej z sal.
- ,,No to to jest Twoja sala." - stwierdził, a ja usiadłem na łóżku.
Ledwo do zrobiłem, znów zacząłem czuć się niepewnie. Lekarz od razu zorientował, że coś się dzieje, bo szybko znalazł się przy mnie.
- ,,Czarek spójrz na mnie."
Spojrzałem na niego, zaczynając się lekko trząść.
- ,,Czarek jesteś bezpieczny. Słyszysz? Już dobrze." - uspokoił mnie, po czym zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałem.
Usiadł przy mnie i przytulił mnie delikatne. Nie tylko jego gest mnie zaskoczył, ale i moja reakcja. O dziwo nie wzdrygnąłem się, jak zawsze. Chociaż nie zawsze. Jak Ania mnie przytulała, to też nigdy się nie wzdrygałem. Zarówno lekarka jak i ten lekarz mieli coś takiego, co sprawiało, że czułem się bezpiecznie. Po prostu wiedziałem, że mogę im zaufać. Tkwiłam w uścisku lekarza i uspokajałem się powoli. Lekarz delikatnie głaskał mnie po włosach.
- ,,Czarek wiem, że się boisz. Uwiesz mi, sam strasznie się boję. Anka jest miłością i sensem mojego życia, zawsze rozświetla najgorsze chwilę i rozwesela. Potrafi pocieszyć i zawsze jest skora do pomocy. Nieraz uratowała mi życie. Tam w lesie, jak ją zobaczyłem taką nieprzytomną, zakrwawioną, bladą i słyszałem ten ciągły dźwięk aparatury, to myślałem, że serce pęknie mi z bólu i ze strachu. Gdy zacząłem uciskać to jej drobne ciałko, to myślałem, że zaraz sam tam zejdę. Jednak czułem, że jak teraz jej nie pomogę, to nigdy sobie nie wybaczę. Doskonale wiedziałem, że jak ona nie da rady, to ja nie poradzę sobie sam bez niej. Błagałem, żeby wracała, mając ochotę wyć z rozpaczy. Gdy wróciła, to poczułem przeogromną ulgę. Owszem wciąż istniała możliwość, że nie dojedzie do szpitala, ale nawet nie dopuszczałem do siebie tej myśli. Gdy ratownicy ją zabrali, naprawdę miałem ochotę rzucić się na tego cholernego skur... Ale dobrze, że byłeś Ty. Zajmując się tobą, choć na chwilę odwróciłem myśli od mojego strachu. Czaruś ja doskonale wiem, co czujesz. Owszem nie widziałem, co tu się dokładnie stało, ale sam widok ledwo żywej Anki najchętniej wymazałbym z pamięci. Ale na szczęście już jest dobrze, a jutro Aneczka na pewno się wybudzi."
Słuchałem monologu lekarza. Jego spokojny, kojący głos uspokajał mnie. Zdziwiło mnie, że mi to mówi. To, że podzielił się ze mną tym, co sam czuł, było dla mnie dziwne, ale byłem mu też za to wdzięczny. Zrozumiałem, że to co czułem jest całkiem normalne i że mam prawo się bać. Poza tym ta jego niezachwiana wiara, że wszystko będzie dobrze i że Ania dojdzie do siebie, dodała mi otuchy. Zacząłem wierzyć, że faktycznie wszystko będzie dobrze. Spokojny i taki kojący głos lekarza pomału zaczął mnie usypiać. Zaspany zarejestrowałem jeszcze, że mężczyzna położył mnie na łóżku i okrył kołdrą, po czym zasnąłem.

CZYTASZ
Płomyk nadziei
Fiksi Penggemar„Gdy przechodziliśmy obok placu zabaw, moją uwagę przykuł drobny chłopiec. Siedział samotnie na ławce z dała od innych dzieci. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie są jego rodzice i dlaczego siedzi sam na ławce, zamiast bawić się z innymi dziećmi." Anna...