Jeździłam po mieście, po miejscach gdzie mógł się udać nastolatek. Dobrze wiedziałam, że Czarek mógł po prostu uciec albo iść na wagary, ale przeczucie mówiło mi, że tak nie jest. Nie wiem dlaczego, ale czułam, że nawet jeśli by uciekł to nie wyłączyłby telefonu. Coś było nie tak, a policja jak zwykle nic nie robiła. Bo przecież Czarek to dziecko z problemami, który nieraz miało problemy z prawem, ale do cholery co z tego skoro nie było go w ośrodku już prawie 35 godzin. Nie wiem czemu tak bardzo zależało mi na tym chłopaku, skoro znałam go raptem kilkanaście dni. Jednak mimo że znałam go krótko, to stał mi się bardzo bliski. Teraz choć nie było tego po mnie widać, to wewnetrznie panikowałam. A jeśli coś mu się stało? Jeśli jest ranny? Jeśli ktoś go porwał lub skrzywdził? Jeśli już jest za późno? Nawet nie chciałam o tym myśleć, ale takie właśnie myśli chodziły mi po głowie od chwili, gdy wybiegłam z ośrodka. Kręciłam się właśnie po centrum, które znajdowało się niedaleko ośrodka. Na razie przeglądałam najbliższe otoczenie chlopaka, ale zdawałam sobie sprawę, że Czarek mógł już dawno być daleko stąd. Zdenerwowanie wpłynęło na moją jazdę. Zwykle prowadziłam zgodnie z przepisami i ostrożnie. Obecnie nieraz już przekroczyłam dopuszczalną prędkość, zajechałam komuś drogę lub wymusiłam pierwszeństwo na skrzyżowaniu. Czując, że zaraz spowoduję wypadek, zjechałam na jakiś parking i zatrzymałam samochód. Siedziałam, oddychając głęboko. Po chwili położyłam głowę na rękach, opierając się o kierownicę. Anka, co jest z Tobą? Przecież Czarek to tylko Twój pacjent! Zdałam sobie sprawę, że chłopak jest dla mnie kimś więcej i że muszę go znaleźć. Ale co z tego, jak ja nawet nie wiem, gdzie go szukać? Zdenerwowana podniosłam głowę i walnęłam pięścią w kierownicę. Niestety trafiłam w klakson, a jego dźwięk rozległ się głośno, strasząc jakiegoś psa, który pobiegł przed siebie. Przeklnęłam głośno, co mnie zdziwiło, bo nienawidzę przeklinać. Ale teraz wszystko mnie drażniło. W tej samej chwili usłyszałam dzwonek telefonu. Miałam nadzieję, że to Czarek, ale to był tylko Wiktor. Mężczyzna wybrał najgorszy moment na rozmowę. Odebrałam niechętnie.
- ,,Tak?" - spytałam ponaglająco.
- ,,Hej Aniu. Kiedy będziesz w domu?" - zapytał w dobrym humorze.
To rozdrażniło mnie jeszcze bardziej.
- ,,Nie wiem!"
- ,,No okej... Po co się tak złościsz?" - zapytał zdziwiony.
- ,,Bo mi zawracasz głowę!"
- ,,Ale..."
- ,,No co?! Jeszcze coś chcesz?!"
- ,,Anka, co się dzieje?" - zapytał zmartwiony.
- ,,Nic! Czy zawsze musi się coś dziać?! Nie jestem nienormalna!"
- ,,Przecież ja tak nie mówię. Co się stało? Czemu jesteś tak zdenerwowana?" - zapytał łagodnie.
- ,,Nie jestem zdenerwowana! Nic się nie dzieje! Po co mnie kontrolujesz?! Nie masz co robić?! To zajmij się czymś! Daj mi wreszcie spokój!" - krzyknęłam do telefonu, znowu przeklinając mocno.
Po tym się rozłączyłam. Mocno podminowana wysiadłam z samochodu i kopnęłam kilka razy koło od samochodu. Dobrze, że ten parking był pusty, a wokół nie było ludzi, bo zaraz jeszcze komuś by się oberwało, a dodatkowo uznanoby mnie za wariatkę. Wciąż mocno zdenerwowana wsiadłam do samochodu i odpaliłam go. Ruszyłam z piskiem opon i pojechałam przed siebie. Jechałam szybko, za szybko. To cud, że nikogo po drodze nie potrąciłam, ani nie spowodowałam żadnego wypadku. Mimo że jechałam szybko, to przyspieszyłam jeszcze bardziej. Nigdy nie lubiłam szybkiej jazdy, ale teraz nie zwracałam na to uwagi. Jeździłam po tej Warszawie, wypatrując chłopaka. Słyszałam wciąż dzwoniący telefon, ale zignorowałam go. Domyślałam się, że to najpewniej Wiktor dzwoni, ale nie miałam ochoty teraz z nim rozmawiać. I tak już przesadziłam, krzycząc i przeklinając i nie chciałam jeszcze bardziej przegiąć. Nie wiem ile czasu już tak jeździłam, ale zaczynałam się dziwnie czuć. Głowa już od dobrej chwili mnie bolała, ale teraz dodatkowo zaczął boleć mnie brzuch. Do oczu napłynęły mi łzy, które rozmazały mi widok. Nie wiedziałam, co się dzieje, po prostu straciłam panowanie nad kierownicą. Na szczęście zachowując jeszcze trochę myślenia zwolniłam, a po chwili samochód uderzył w coś. Całe szczęście, że jechałam już naprawdę wolno, więc uderzenie nie było mocne. Siedziałam chwilę oszołomiona, jednak po chwili sięgnąłam po butelkę wody. Napiłam się i poczułam się odrobinę lepiej. Wysiadłam ostrożnie z samochodu i zorientowałam się, że uderzyłam w słupek przy drodze. Widząc wgniecenie na masce, pomyślałam:
- ,,Wiktor mnie zabije..."
Po chwili jednak wsiadłam do samochodu, zapięłam pasy i ruszyłam w dalszą drogę. Wcześniejsza sytuacja mocno mnie wystraszyła, więc teraz jechałam już trochę wolniej. Na dworze zaczynało się ściemniać, a ja nadal nigdzie nie widziałam Czarka. Znów zaczęłam panikować, jednak starałam się skupić na drodze. Kręciłam sie po okolicy, rozglądając, aż w końcu zrobiło się całkiem ciemno. Zdziwiło mnie to trochę, ale nadal jechałam przed siebie. W końcu wjechałam na jakąś leśną drogę, gdzie jeszcze nie byłam. Widząc, że droga jest pusta, znów przyspieszyłam. Jechałam szybko i rozglądałam się na boki. Długo już jechałam, aż nagle, gdy wyjechałam zza zakrętu, na drogę wyskoczyło mi dziecko. Spanikowana nacisnęłam hamulec. Samochód zaczął ostro hamować, ale bałam się, że będzie za późno, bo jechałam naprawdę szybko. W końcu samochód się zatrzymał, a ja sparaliżowana strachem i ogłuszona piskiem hamulców siedziałam chwilę na siedzeniu, oddychając głęboko. W końcu wysiadłam na drżących nogach i ruszyłam na przód samochodu. Zorientowałam się, że samochód zatrzymał się na milimetry od dziecka.
- ,,Nic Ci nie jest?!" - zawołałam. Głos drżał mi ze strachu i napięcia.
Wtedy dziecko się odwróciło, a ja spojrzałam na nie zdziwiona.
- ,,Czarek?!"
Chłopak był wyraźnie zdyszany i zmeczony, jakby przed chwilą bardzo szybko i długo biegł, dodatkowo miał poplamione ubranie i był przerażony. Rozpoznając mnie, zbliżył się do mnie i zawołał:
- ,,Jedźmy! Szybko!"
- ,,Czarek co się stało? Gdzie byłeś?"
- ,,Nie teraz! Musimy jechać!" - zawołał spanikowany.
- ,,Ale..."
W tej samej chwili z lasu wybiegł jakiś mężczyzna. Czarek na jego widok wyraźnie zbladł i zaczął się trząść.
- ,, Już nie uciekniesz chłopcze!" - wrzasnął.
- ,,Kim pan jest i czego chce od Czarka?" - zapytałam.
Równocześnie włożyłam rękę do kieszeni i wyczułam telefon. Pięciokrotnie nacisnęłam szybko przycisk, co równało się z wezwaniem pomocy.
- ,,A co pani do tego?!"
- ,,No, bo Czarek jest pod moją opieką." - skłamałam.
- ,,I co z tego?!"
- ,,To, że chcę wiedzieć dlaczego go pan porwał?!"
- ,,Bo sobie zasłużył!"
- ,,Tak?! A co takiego niby zrobił?!"
- ,,Zamknął niewinnego człowieka do więzienia!"
- ,,Niby kogo?"
- ,,Igora! Mój brat był niewinny!"
Teraz wszystko stało się dla mnie jasne. Mężczyzna chciał się zemścić na Czarku, bo myślał, że to on posłał znienawidzonego wychowawcę do więzienia i najpewniej jeszcze bezpodstawnie.
- ,,Ale to nie jest Czarka wina! To pan Igor się mad nim znęcał!"
- ,,Jak pani śmie tak łgać!"
- ,,Mówię prawdę! Pana brat znęcał się nad Czarkiem i wreszcie został podciągnięty do odpowiedzialności!" - zawołałam.
W tej samej chwili mężczyzna wyciągnął broń i wycelował w Czarka.
- ,,Co pan?! Zwariowałeś człowieku?!" - zawołałam, zasłaniając chłopca.
- ,,Mój brat nie jest przestępcą! I ten chłopak nie miał prawa wsadzić go do więzienia!" - krzyknął.
- ,,Czarek, schowaj się w samochodzie!" - rozkazałam mu, a chłopak wykonał moje polecenie. Widząc, że jest bezpieczny, zwróciłam się do mężczyzny.
- ,,To nie Czarek doniósł na niego!" - zawołałam stanowczo.
- ,,A kto?!"
- ,,Ja! I uważam to za słuszne! Nie będzie już się nad nikim znęcał!" - powiedziałam.
Mężczyzna spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach. Przestraszyłam się go i błagałam w myślach, żeby policja już przyjechała. Spojrzałam na niego. Mężczyzna celował we mnie z broni.
- ,,Masz to odwołać!" - wycedził.
- ,,Nie." - mruknęłam.
W tej samej chwili mężczyzna nacisnął spust, a ja poczułam mocny ból brzucha. Spojrzałam tam i zobaczyłam jak moja biała koszulka robi się czerwona. Przycisnęłam ręką ranę i zacisnęłam zęby. To bolało, a ja zaczynałam mieć mroczki przed oczami. Usłyszałam dźwięk policyjnych syren, a po chwili policjanci obezwładnili mężczyznę, zakuli w kajdanki i zaprowadzili do radiowozu. Mi zaczynało się robić słabo, jednak starałam się trzymać. Wtem podbiegł do mnie Czarek. Od razu zobaczył, że jestem ranna. No cóż trudno nie zauważyć przesiąkniętej krwią białej koszulki.
- ,,Jest pani ranna!" - krzyknął.
- ,,Nic mi nie jest..." - szepnęłam cicho, jednak oparłam się mocno o chłopca.
- ,,Anka!" - zawołał, po czym krzyknął:
- ,,Pomocy! Szybko! Ratunku!"
Nie miałam już siły utrzymać się na nogach, więc upadłam na ziemię. Przerażony Czarek kucnął przy mnie, uciskając mi ranę.
- ,,Niech pani wytrzyma! Błagam!" - zawołał ze łzami w oczach.
- ,,Dobrze, że nic Ci nie jest." - wykrztusiłam z trudem, bardzo cicho.
- ,,Halo! Pomocy!" - krzyknął znowu, po czym spojrzał na mnie.
Uśmiechnęłam się z trudem i szepnęłam:
- ,,Jesteś super Czarek..."
Musiałam chyba stracić już dużo krwi, bo byłam niezwykle słaba. Przymknęłam oczy, jednak Czarek krzyknął do mnie:
- ,,Nie! Błagam! Nie zamykaj oczu!"
Z trudem uchyliłam powieki i patrząc na niego, szepnęłam:
- ,,Kocham Cię."
- ,,Nie, proszę!" - zawołał chłopak, zaczynając płakać.
Ból był już nie do zniesienia, a dodatkowo znaczna utrata krwi, sprawiła, że nie wytrzymałam. Uśmiechnęłam się smutno, po czym odpłynęłam, tracąc przytomność.

CZYTASZ
Płomyk nadziei
Fiksi Penggemar„Gdy przechodziliśmy obok placu zabaw, moją uwagę przykuł drobny chłopiec. Siedział samotnie na ławce z dała od innych dzieci. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie są jego rodzice i dlaczego siedzi sam na ławce, zamiast bawić się z innymi dziećmi." Anna...