20. Ciocia

136 10 20
                                    

Obudziłem się i zorientowałem się, że siedzę na czyiś kolanach. Podniosłem wzrok i uśmiechnąłem się, widząc śpiącą kobietę. Uśmiechnięty przytuliłem się do niej, na co ona się obudziła. Zaspana spojrzała na mnie i zapytała:
- ,,Co jest Czarek?"
- ,,Wróciłaś ciociu!" - zawołałem zachwycony.
- ,,O co Ci chodzi?" - Kobieta lekko się zmieszała.
- ,,Wrociłaś! Zabierzesz mnie od rodziców? Obiecałaś, że mnie weźmiesz do siebie. Obiecuję, że będę grzeczny. Będę sprzątał, gotował, wynosił śmieci. Będę cicho i nie będę przeszkadzał. Tylko mnie zabierz od nich. Oni mnie nie kochają. Ciociu, proszę Cię!" - błagałem ją, mając nadzieję, że wreszcie mnie wysłucha.
- ,,Zastanowię się. Teraz i tak musisz zostać jeszcze w szpitalu." - powiedziała przez zaciśnięte gardło.
Nie rozumiałem, o co jej chodzi. Przecież obiecała, że zabierze mnie od rodziców. Tyle razy zapewniała, że mnie kocha, więc dlaczego nie chce mnie wziąć do siebie?
- ,,Czarek, nie jesteś może głodny?" - zapytała.
- ,,Jestem, ale mi nie wolno jeść. Nie zasłużyłem na to. Takie niewdzięczny dzieciaki jak ja, nie zasługują nawet na okruszek chleba."
- ,,Co Ty wygadujesz? Kto Ci tak powiedział?" - zapytała przerażona.
- ,,Tata i jeszcze stwierdził, że nie wolno mi płakać ani marudzić, bo tylko mięczaki tak robią. I że mam być cicho i nie przeszkadzać mu. Raz mu przypadkiem przeszkodziłem w oglądaniu meczu i wtedy miałem prawdziwe piekło, ale niech ciocia będzie spokojna. Będę cichutki jak myszka. Nie będzie mnie ciocia słyszała." - odpowiedziałem i zobaczyłem grymas na twarzy kobiety.
- ,,Czarek, a Twoja mama nic nie powie?" - zapytała zdziwiona.
- ,,Mamy prawie nie ma w domu. Albo pracuje albo bawi się na mieście. Jak wraca do domu, to jest tak zmęczona, że idzie spać. I też mam być cicho, bo inaczej tata da mi karę."
- ,,Jaką karę?" - zapytała niepewnie.
- ,,Normalną, taką dla niegrzecznych dzieci. Jak jest mała kara to tylko zamyka mnie w pokoju, a jak przeskrobię coś więcej, to dostaję kapciem lub pasem. Ale to moja wina, bo jestem niewdzięcznym bachorem, który przeszkadza swoim rodzicom, a przecież oni mi dali wszystko. Ale ja się naprawdę staram. Jestem grzeczny, cichy. Sprzątam, gotuje, wynoszę śmieci, a tata i tak wita mnie pasem. Ciociu dlaczego? Co ja robię źle? Dlaczego jestem beznadziejnym bachorem?" - zapytałem załamany.
Kobieta siedziała oszołomiona, patrząc na mnie. W końcu przytuliła mnie mocniej i zapewniła:
- ,,Czarek, Ty nic złego nie robisz! Nie jesteś beznadziejny! To Twoi rodzice źle robią! Nie mają prawa Cię tak karać! I już nigdy tego nie zrobią! Dopilnuję tego, rozumiesz?!"
- ,,Tak... A zabierze mnie ciocia od nich?" - zapytałem z nadzieją.
- ,,Czarek... ja..." - przerwała.
- ,,Ciocia też mnie nie chce! Nie kochasz mnie!" - zawołałem rozczarowany.
- ,,To nie tak... Po prostu trzeba wypełnić dużo formalności." - mruknęła.
- ,,To wypełni je ciocia, tak?"
- ,,Tak, powoli tak..." - mruknęła.
- ,,Długo tu jeszcze będę?"
- ,,Jeszcze trochę."
Wtem do sali wszedł jakiś mężczyzna w pomarańczowym stroju.
- ,,Hej Aniu." - przywitał się z kobietą i pocałował ją w policzek.
Zdziwiłem się. Jaka Ania? Przecież to ciocia Malwina.
- ,,Cześć Wiktor!" - rozpromieniła się. - ,,Jak dyżur?"
- ,,A szkoda gadać. Pewno wezwań. Nie miałem nawet czasu wypić kawy." - odparł, po czym spojrzał na mnie i zapytał:
- ,,A nasz mały nicpoń jak się ma?"
- ,,Dobrze. A pan jest mężem cioci? Nie wiedziałem, że kogoś ma."
- ,,Cioci?" - zapytał zdezorientowany, a ja nie rozumiałem, co go tak bardzo dziwi.
- ,,No cioci Malwiny przecież. Czemu pan ją nazywa Ania?" - zapytałem zdziwiony.
Mężczyzna patrzył zdziwiony to na mnie to na ciocię. Był wyraźnie zmieszany i pogubiony.
- ,,Jesteście razem?" - zapytałem.
- ,,No tak..." - mruknął, wciąż mocno oszołomiony.
- ,,O to fajnie. Zabierzecie mnie od rodziców, prawda?! Będę mógł z Wami zamieszkać?!" - zapytałem z nadzieją.
Mężczyzna spojrzał na ciocię zaskoczony.
- ,,Eee..."
W tej samej chwili odezwało się to dziwne czarne pudełko, które mężczyzna trzymał w dłoni, więc szybko wyszedł z sali.
- ,,Ciociu?"
- ,,Tak?"
- ,,Co robimy?"
- ,,Nie wiem..."
- ,,Gramy w zagadki?" - zaproponowałem.
- ,,Okej."
- ,,Co to jest stoi przy drodze na jednej nodze?" - zapytałem.
- ,,Znak drogowy?" - zapytała, uśmiechając się lekko.
- ,,Tak. Teraz Ty."
- ,,Co to jest może być duże lub małe, kolorowe lub szare, może być nakrapiane lub w prążki, długie lub całkiem króciutkie?"
- ,,Eee... nie wiem..."
- ,,Kociątko." - odpowiedziała, uśmiechając się.
- ,,Uwielbiam koty. Zawsze chciałem mieć jednego albo najlepiej dwa i psa, żeby się z nimi bawić, ale rodzice się nie zgadzają. Ciociu, a Ty się zgodzisz?"
- ,,Nie wiem, zobaczymy." - odpowiedziała.
Jeszcze przez jakiś czas bawiliśmy się, zadając sobie różne zagadki. Jednak po pewnym czasie nam się to znudziło.
- ,,Ciociu, nudzi mi się." - marudziłem.
- ,,Może opowiedzieć Ci historię jakąś?"
- ,,Tak!"
- ,,Dobrze. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami była sobie malutka wioska, a w niej mieszkał młody chłopak. Chłopiec od zawsze chciał być rycerzem, ale mieszkał tylko w malutkiej wiosce, a jego rodziców nie było stać na jego edukację. Pewnego dnia przez wioskę przejeżdżał orszak książęcy z pobliskiego zamku. Zafascynowane dzieciaki wybiegły z domu, chcąc zobaczyć księcia. Chłopak też wybiegł, jednak nie interesował go książę, tylko jego rycerze. Podziwiałem ich zbroje, miecze i konie. Jeden z rycerzy spostrzegł zainteresowanie chłopca i podjechał na koniu bliżej do niego. Zapytał się go, czemu się im tak przygląda, a onieśmielony chłopiec powiedział cicho, że marzy o zostaniu rycerzem. Rycerz uśmiechnął się, zdjął hełm i założył chłopcu na głowę. Mimo że był bardzo ciężki i prawie go przewrócił, chłopak był zachwycony, że chociaż przez chwilę mógł go założyć. Następnie rycerz pokazał mu miecz i pozwolił go przez chwilę potrzymać. Zaraz potem orszak musiał ruszać dalej. Gdy rycerz ruszał już w dalszą drogę, powiedział jeszcze chłopcu, że jeśli naprawdę tego pragnie, to może spełnić swoje marzenie, tylko musi iść do szkoły, podszkolić się, przejść kursy i zdać egzamin na rycerza. Po tym pojechał dalej. Chłopiec zachwycony spotkaniem z rycerzem i podniesiony na duchu jego słowami, postanowił spełnić swoje marzenie. Zaczął ciężko pracować. W końcu udało mu się zarobić na wyprawkę szkolną. Poszedł do szkoły, pilnie się uczył, zakończył ją z wyróżnieniem. Potem poszedł na kurs i wkrótce przystąpił do egzaminu. Niestety nie udało mu się go zdać za pierwszym razem. Jednak nie poddał się. Doszkolił się i spróbował znowu. Niestety ponownie mu się nie udało. Próbował wielokrotnie, jednak za żadnym razem mu się nie udało. Aż pewnego razu zobaczył jakiegoś obcego mężczyznę, kręcącego się przy zamku. Obcy obserwował, co się dzieje na zamku i notował to. Potem odszedł. Młody chłopak postanowił go śledzić. Wkrótce dowiedział się, że jest on szpiegiem sąsiedniego królestwa. Od razu doniósł o tym obrońcom księcia, ale Ci go zbyli. Jednak on się nie poddał, kilkakrotnie ich ostrzegał, obserwując równocześnie tego szpiega, aż wreszcie własnoręcznie obronił księcia, gdy ten go zaatakował. W dowód wdzięczności książę mianował chłopaka swoim oddanym rycerzem. Tak, więc jak widać, marzenia się spełniają, tylko trzeba im pomóc." - zakończyła historię ciocia.
- ,,Super historia ciociu!" - zawołałem, a ta się uśmiechnęła.
- ,,Posiedź tu sobie, ja muszę na chwilę wyjść."
- ,,Dobrze." - powiedziałem, wyobrażając sobie tego chłopca, co został rycerzem.
W końcu znudziłem się i wyszedłem na korytarz. Zacząłem szukać cioci. Wreszcie zobaczyłem ją z daleka. Rozmawiała z tym swoim mężem. Podszedłem do nich bliżej i usłyszałem ich rozmowę.
- ,,O co chodzi Czarkowi?" - zapytał ten mężczyzna.
- ,,On myśli, że ma 6 lat, wrócił do przeszłości, wtedy kiedy był szczęśliwy, bo kochająca ciocia go miała zabrać od rodziców. Michał zrobił mu dodatkowe badania. To nie jest nic z mózgiem ani głową, to jest na tle psychicznym. Taki pewnego rodzaju mechanizm obronny. Czarek musi się poczuć bezpiecznie, wtedy wróci do rzeczywistości." - odpowiedziała ciocia. Nie bardzo rozumiałem, o co jej chodzi.
- ,,A czemu nazywa Cię ciocią?"
- ,,Nie wiem... Obudził się i stwierdził, że jestem jego ciocią Malwiną..."
- ,,Nie wyprowadziłaś go z błędu?"
- ,,Jak Ty sobie niby wyobrażasz? Mam mu powiedzieć, że jego ciocia nie żyje?" - zapytała, a ja zamarłem, nic nie rozumiejąc.
- ,,No raczej. Naprawdę chcesz go oszukiwać? Przecież ona nie żyje." - powiedział, a ja podszedłem do nich.
- ,,Jak to?! Ciocia Malwina nie żyje?! Zostawiła mnie?! To kim Ty jesteś?!" - wrzasnąłem, po czym nie zwracając uwagi na nawoływania tej kobiety, pobiegłem przed siebie w głąb szpitala.

Płomyk nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz