13. Klub

206 19 18
                                        

- ,,Czarek! Czarek!" - usłyszałem i z trudem otworzyłem oczy.
Znów leżałem na ziemi, a nade mną pochylał się dr Vick. Widząc, że się ocknąłem, przyjrzał mi się z troską. Ponownie chciałem wstać, ale mnie powstrzymał. Podał mi jakąś kroplówkę i leki, po czym pomógł mi usiąść na jednym z krzeseł w poczekalni.
- ,,Skąd znasz Anię?" - zapytał, patrząc na mnie z ciekawością.
- ,,Uratowała mnie dwa razy." - powiedziałem cicho, po czym dodałem:
- ,,Była jedyną osobą, której na mnie zależało i która mi pomogła..."
Lekarz patrzył na mnie z nieodgadniętym wyrazem twarzy, a do mnie wróciło, że przecież to przeze mnie Annę postrzelili.
- ,,To wszystko moja wina! To przeze mnie się to stało!" - zawołałem zrozpaczony, po czym wybiegłem ponownie ze szpitala.
Nie zważając na wołania dr Vick'a, pobiegłem przed siebie i wybiegłem z terenu szpitala na chodnik przy ruchliwej ulicy. Nie wiedząc, gdzie iść ruszyłem przed siebie. Nie chciałem wracać do ośrodka, ale do szpitala też nie chciałem. Anka, jeśli się w ogóle obudzi, to na pewno nie będzie chciała mnie widzieć. Przecież to przeze mnie ten mężczyzna ją postrzelił. Przeze mnie stanęło jej serce. Aż wreszcie to przeze mnie walczy teraz o życie w szpitalu.
W końcu zmęczony zwolniłem. Po wczorajszej ucieczce przez las zupełnie nie miałem siły i bolały mnie wszystkie mięśnie, ale widocznie sobie zasłużyłem. W końcu doszedłem do parku i usiadłem na jakieś oddalonej ławce. Zastanawiałem się, co właściwie mam robić. Sięgnąłem do kieszeni spodni i wyjąłem telefon. Zobaczyłem kilka nieodebranych połączeń od niezapisanych numerów. Podejrzewałem, że to ktoś dzwonił ze szpitala, jednak nie chciałem odbierać. Zgasiłem telefon, po czym zdjąłem z niego pokrowiec. Wyjąłem stamtąd małe ostrze, które trzymałem na wyjątkowe okazje. Schowałem telefon z powrotem do kieszeni i podciągnąłem rękaw. Patrzyłem chwilę na moje wciąż widoczne stare blizny. Nie chciałem tego robić, ale nie dawałem już sobie rady z tym, że pan Igor się nade mną znęcał. Jednak odkąd Anna mnie stamtąd wyciągnęła i obdarzyła swoim ciepłem, nie ciągnęło mnie do robienia tego. Teraz jednak wciąż byłem mocno zdenerwowany i przerażony, tym że kobieta może się już nigdy nie obudzić i zostawić mnie jak ciocia Malwina. Musiałem skupić myśli na czymś innym, co odwróci moją uwagę od tego wszystkiego. Złapałem mocniej ostrze i przyłożyłem do ręki. Przeciągnąłem raz i syknąłem z bólu. Zapomniałem, że to tak boli, ale przynajmniej mogłem skupić się na bólu fizycznym, a nie psychicznym. Przeciągnąłem jeszcze kilkakrotnie, pogłębiając ranę. Potem na chwilę się zatrzymałem i patrzyłem na krew cieknącą po mojej ręce i skapującą na ziemię. To bolało, ale trudno. Zresztą kogo miałoby obchodzić, to co sobie robię? Od przeszło 5 lat, tylko Anię zainteresowało jak się czuję, wszyscy inni mieli to gdzieś. Po chwili schowałem ostrze z powrotem do pokrowca od telefonu, a na zakrwawioną rękę zaciągnąłem rękaw bluzy. Zorientowałem się, że krew przecieka przez materiał, ale nie przejąłem się tym. Naciągnąłem na głowę kaptur i ruszyłem w dalszą drogę. Przez jakieś 2h kręciłem się bez celu po mieście, zastanawiając się, co robić, aż w końcu zrobiłem się głodny. Wyciągnąłem drobne z kieszeni i przeliczyłem je. Miałem dokładnie 3,65 złoty. Wszedłem, więc do najbliższego sklepu i kupiłem butelkę wody i jakąś bułkę. Zapłaciłem i wyszedłem. Wróciłem do parku i usiadłem na ławce. Zjadłem bułkę i wypiłem trochę wody. Zastanawiałem się, co mam dalej robić. Byłem już całkiem zmęczony i zniechęcony. W końcu postanowiłem, że pójdę do opuszczonego budynku na skraju miasta. Kiedyś jak jeszcze miałem ,,kolegów" to często tam chodziliśmy. Tak jak postanowiłem, tak też zrobiłem.
Szedłem powoli, bo byłem tak bardzo wyczerpany, że ledwo trzymałem się na nogach. W końcu po jakieś 1,5 godziny doszedłem na miejsce. Szybko odnalazłem niezasypane i niezamurowane wejście i dostałem się do zaniedbanego, opuszczonego budynku, w którym kiedyś mieścił się klub sportowy. Jeszcze kilka lat temu jak przychodziłem tutaj z chłopakami, to można było znaleźć tutaj jeszcze pozostałości po klubie, jakieś plakaty, nakleiki, gazety, ulotki, sprzęt sportowy, jednak teraz pozostał tylko gruz i kurz. Miejscowi huligani poroznosili i porozwalali wszystko. Po wejściu zapaliłem latarkę w telefonie, bo do środka dochodziło tylko nikłe światło z rozbitych okien. Ruszyłem przed siebie, kierując się do miejsca, w którym jak dobrze wiedziałem, znajdowała się klatka schodowa na kolejne kondygnacje budynku. Gdy tam wszedłem, zacząłem powoli wspinać się na trzecie piętro, gdzie znajdowało się moje ulubione pomieszczenie. Po przejściu kilkudziesięciu schodów wreszcie dotarłem na samą górę. Następnie udałem się ciemnym korytarzem, a na jego końcu skręciłem w prawo. Po chwili znalazłem się w szerszym korytarzu z kilkoma drzwiami. Wybrałem te, które znajdowały się na jego końcu i były ledwo widoczne. Pociągnąłem je, ale z racji, że były bardzo ciężkie i zardzewiałe, to dopiero po chwili udało mi się je otworzyć. Wszedłem do środka i uśmiechnąłem się. Moim oczom ukazała się zaniedbana sala kinowa z dużym popsutym ekranem. Jak byłem młodszy, to często przychodziłem tutaj i wyobrażałem sobie, że jestem w prawdziwym kinie, w którym byłem tylko raz, jak miałem 4 latka. Teraz też powoli wszedłem po popsutych schodach i zająłem moje ulubione miejsce w najwyższym rzędzie. Rozmarzyłem się chwilę, jednak po chwili myślami znów wróciłem do wcześniejszych wydarzeń. Znów pomyślałem o Ance i do oczu napłynęły mi łzy. Zły otarłem je brudną bluzą, po czym wstałem i podszedłem do drzwi, za którymi niegdyś znajdował się projektor do wyświetlania filmów. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Usiadłem na rozwalającym się ze starości krześle i zapatrzyłem się przed siebie nieobecnym wzrokiem. Po chwili znów wyjąłem ostrze i przeciągnąłem nim szybko, tym razem po drugiej ręce. Patrząc na moje poranione ręce, z którym skapywała krew na ziemię, czułem wstyd i nienawiść do siebie. Byłem taki słaby. W tej samej chwili ponownie zadzwonił mój telefon. Nie spojrzałem nawet na niego, tylko kontynuowałem zadawanie sobie bólu. Kiedy moje ręce ponownie były całkiem pocięte, tak jak kiedyś w ośrodku, schowałem ostrze i naciagnąłem na nie rękawy bluzy. Poczułem, że zaczyna mi się kręcić w głowie, więc sięgnąłem po butelkę z wodą i wypiłem resztę. Nadal jednak było mi dość słabo, więc ponownie usiadłem na krześle, starając się uspokoić. Po chwili mi się udało. Mój telefon zadzwonił po raz kolejny tego dnia, więc wyjąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że wyświetlający się numer mam zapisany w kontaktach jako Anna. Chciałem odebrać, jednak pomyślałem, że to pewnie dr Banach wziął jej telefon, bo w ten sposób chce mnie zmusić do odebrania, więc nie zrobiłem tego. Po chwili telefon przestał dzwonić, ale za to przyszła mi wiadomość:
,,Czaruś, gdzie jesteś? Proszę odezwij się. Martwię się o Ciebie."
To było napisane tak bardzo w stylu Anki, że naprawdę chciałem wierzyć, że to ona. Byłem już tak bardzo wyczerpany i zagubiony, że kiedy telefon zadzwonił po raz kolejny, to odebrałem, jednak nie odzywałem się, czekając na rozwój sytuacji.
- ,,Czarek?!" - usłyszałem w słuchawce tak dobrze znany mi głos.
- ,,Ania?" - szepnąłem zapłakany, łamiącym się głosem.
- ,,Tak, to ja. Gdzie jesteś? Czemu uciekłeś?" - zapytała kobieta zmartwionym głosem.
W jej głosie słychać było, że wciąż jest jeszcze bardzo słaba, ale co najważniejsze to to, że żyła.
- ,,Gdzie jesteś Czaruś? Wszystko w porządku?" - zapytała ponownie.
- ,,Ja... ja..." - wahałem się, co odpowiedzieć.
W końcu zerwałem się z krzesła i ruszyłem w stronę wyjścia z pomieszczenia z projektorem.
- ,,Czarek, gdzie Ty jesteś? Wszyscy Cię szukają." - zapytała Anka po raz kolejny.
- ,,Ja jestem... AAAAAAAA!"
Nagle spróchniała podłoga pod moimi stopami rozpadła się, telefon wypadł mi z ręki, a ja sam z głośnym krzykiem runąłem w dół.
- ,,CZAREK?!!!"
...

Płomyk nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz