To you I can admit that I'm just too soft for all of it
____________________
Życie w Zakszocie bywało czasem zbyt przytłaczające. Szczególnie przez ostatni okres, łatwiej było im się kłócić niż dojść do porozumienia. Każda niezgoda zmieniała się w głośne krzyki, a każde ostre słowa w bolesne milczenie trwające godzinami. To nie tak, że nienawidzili siebie nawzajem i spędzali wspólnie czas jedynie z przyzwyczajenia. Dalej ich dni były zapełniane śmiechem i żartami. Po prostu nie było to już to samo, co kiedyś, a jeden błąd, jedno źle wypowiedziane zdanie mogło zmienić dobry dzień w jeden z najgorszych.
Głównymi prowodyrami tego wszystkiego byli Erwin oraz Carbonara, którzy pomimo głębokiej, braterskiej miłości, która ich dzieliła, żywili do siebie zbyt ogromną urazę, aby nawet na najmniejsze przewinienia przymrużać oko. Reszta czasem miała wrażenie, że każdego dnia tylko szukali powodu do konfliktu, jakby wcale nie zabijał ich on od środka. Albert był tym już mocno znużony. Początkowo brał stronę Nicollo w większości spraw, bo mężczyzna stał mu się najbliższym przyjacielem, którego zdanie najczęściej podzielał. Potem nie był już niczego pewny. Zaczął ich ignorować, jedynie przepuszczając ich słowa przez uszy, gdy jeden lub drugi unosił głos. Speedo miał po prostu dość ich codzienności.
Tego dnia wcale nie było inaczej. Wszystko zaczęło się od niewinnej Fleeci. Takiej, na jaką napadali setki razy wcześniej. Szło gładko, Erwinowi udało się obejść zabezpieczenia, a negocjator od strony policji był chyba w dobrym humorze, bo pozwolił im odjechać bez pościgu powietrznego. Ucieczka poszła gładko, a raczej poszłaby, gdyby przy zmienie pojazdu nie natrafili na patrol Gregory'ego Montanhy. Ten nawet nie brał udziału w poprzedniej akcji, jednak Carbonara swoje już dopowiedział i zawsze wyszukiwał każdej wymówki, aby postrzelić policjanta. Wywiązała się z tego zupełnie niepotrzebna strzelanina, w której Erwin został ranny i przeklinał Nicollo za jego bezmyślne używanie broni przez całą drogę do szpitala.
Kłócili się nawet w drodze powrotnej do Clean Manor, gdy Siwy był już w pełni pozszywany i pomimo przechodzącego przez niego bólu, ciągle krzyczał na przyjaciela, a ten odpowiadał mu podobnym tonem. Albert nie wiedział nawet, czego aktualnie dotyczyła ich dyskusja, bo odciął się zupełnie. Wpatrzył się w okno, pozwalając swoim myślom odlecieć gdzieś dalej. Nie mógł się już doczekać powrotu do domu, gdzie oczekiwał na niego spokój w ludzkiej formie. Myśli o nim były ostatnio jedyną rzeczą, dzięki której zachowywał trzeźwość umysłu w takich chwilach.
Heidi jako pierwsza wyszła z samochodu, gdy wjechali na podjazd przed Clean Manor, głośno trzaskając za sobą drzwiami. Podobnie jak Albert, nie brała udziału w kłótni, jednak nie potrafiła przechodzić obok niej obojętnie. Była rozdrażniona i zirytowana, ale nie odezwała się nawet słowem, zapewne nie chcąc, aby wściekłość jednego czy drugiego przeszła na nią. Mogli się czasem boczyć, ale Albert szczerze życzył jej, aby pewnego dnia odnalazła to samo, co on i będzie mogła uciekać duchem do kogoś, kogo sama egzytencja mogłaby ją uspokoić. Speedo doskonale pamiętał jej słowa sprzed paru dni, gdy z żalem stwierdziła, że czas Zakszotu dobiega już końca. Nie chciał jej wierzyć, nawet jeśli miała rację.
Gdy przekraczał już próg Clean Manor, towarzyszyło mu jedynie milczenie, co oznaczało, że Erwin i Carbo musieli przejść do fazy, w której po prostu nie będą się do siebie odzywać. Tak zdecydowanie było lepiej, nawet jeśli oznaczało ciszę przed kolejną burzą. Jego uszu dobiegł za to inny dźwięk. Cichy, znajomy pomruk dochodzący z kuchni, nucący jakąś nieznaną mu melodię. Odwrócił się w tamtą stronę, a na jego ustach pojawił się miękki uśmiech.
CZYTASZ
Midnights | GTA RP One-Shots
FanfictionZbiór opowiadań ze świata polskiego GTA RP powstałych w inspiracji utworami pochodzącymi z albumu „Midnights" Taylor Swift.