Chłodny podmuch wiatru uderzał w prawie całkowicie ogołocone gałęzie drzew, a Księżyc nieśmiało wyglądał zza zasłaniających go chmur. Ususzone liście cicho szeleściły pod ciężkim obuwiem, zakłócając spokój w lesie. Dwie sylwetki skryte w mroku mknęły między drzewami, nie odzywając się do siebie.
Nikt normalny nie zapuszczałby się w okolice lasu późną nocą, kiedy na zegarach wybijała godzina czarownic.
Dwóch mężczyzn nie przejmowało się jednak konsekwencjami i odważnie brnęło przed siebie wyznaczoną trasą. Marsz zajął im zdecydowanie zbyt dużo czasu.
A w ich przypadku czas był na wagę złota.
– Zatrzymaj się! – przyciszony głos mężczyzny sprawił, że idący przed nim nastolatek przystanął, nasłuchując otoczenia. – Ty też czujesz ogień?
– Słyszę flet – wyszeptał, wznawiając chód. – Są blisko.
Hyunjin wbił wzrok w mknącego przed nim Jisunga i westchnął ciężko. Nie był nawet doświadczonym czarodziejem, a pchał się w szpony bandy wściekłych wiedźm. Han w odróżnieniu od niego znał mnóstwo zaklęć dzięki swojej matce i szkole dla magów, więc bez problemu mógł się obronić.
A on?
– No ruszaj się, Hwang! – pogonił go, dostrzegając zwisające z pojedynczych gałęzi plecionki i amulety ochronne.
Byli coraz bliżej siedziby Sabatu Szalonych Czarownic.
Same w sobie nie były obłąkane i w dodatku wbrew żeńskiej nazwie, należało do nich wielu mężczyzn. Ochrzczono je tak nieprzychylną nazwą głównie z powodu buntowniczego charakteru i osobliwej natury, która sprawiała, że nie potrafiły odnaleźć dla siebie miejsca w zwyczajnym sabacie. Jisung słyszał o nich jedynie poprzez plotki wśród innych wiedźm, ale nigdy nie zastanawiał się czy naprawdę istniały.
Hyunjin za to doskonale wiedział gdzie znajdowało się ich schronienie.
– Poczekaj! Musimy mieć jakiś plan! Chcesz tam wparować i co dalej? – dogonił towarzysza i z przerażeniem odkrył olbrzymią determinację na jego twarzy oraz wściekłość wymalowaną w oczach.
– Proste. Mają nam oddać Minho. Jeżeli tego nie zrobią to nie ręczę za siebie. Hwang, musimy go odzyskać!
Hyunjin przeklął pod nosem, przyspieszając kroku.
Razem wspięli się na niewielką górkę, dostrzegając światło palącego się ogniska. Wokół niego rozbito obozowisko. Grupa ludzi siedziała wokół ognia, ktoś przygrywał na wspomnianym wcześniej flecie, a jeszcze inni stali przy drewnianych ławach, mieszając coś w glinianych miseczkach.
Han czym prędzej ruszył w ich stronę, wparowując jak do siebie. Kompletnie zignorował, próbującego złapać go za rękaw skórzanej kurtki, Hyunjina i krzyknął do zgromadzonych.
– Hej! Co to za durna imitacja sabatu?!
Najbliżej siedzące wiedźmy złapały za łuki, naprężając w jego kierunku świeżo zrobione strzały. Gotujący coś mężczyzna poderwał się na równe nogi, a grupka kobiet tańcząca wokół ogniska spłoszyła, chcąc przejść do ataku.
Powstrzymała je jednak wyciągnięta dłoń kobiety, która podniosła się ze swojego miejsca i wyszła naprzeciw niespodziewanemu gościowi.
– Spokojnie, to czarodziej. Poza tym, widzę, że przyprowadził do nas Hyunjina – odezwała się, obrzucając Jisunga, a następnie chowającego się za przewalonym pniem drzewa Hwanga.
Przygrywający na flecie mężczyzna ożywił się na znane imię i z wrednym uśmieszkiem pomachał do znanego mu chłopaka.
– Cześć, Jinnie. Ostatnio rzadko do nas wpadasz.
CZYTASZ
Jisung, nastoletni czarodziej || minsung
FanfictionRodzice Jisunga wprowadzają się na spokojne przedmieścia, by ukryć swoje magiczne pochodzenie i zwolnić tempo życia. Jisung jest tym oburzony i niezwykle znudzony, więc w szkole często bawi się, robiąc innym magiczne psikusy. Nie integruje się z now...