Rozdział 5 | Randka z fanatykiem Andrew Tate'a

84 6 8
                                    

Dni w szkole mijały mi całkiem fajnie. Skończyłam 15 lat i mogę już legalnie wskakiwać na czikibansiora - niestety musiałam pogodzić się z myślą że to się nigdy nie stanie bo mój fredzioszek jest większy niż wszystkie fredzioszki moich braci, razem połączone.

Jessi i Nicki są zajebiste, chodzimy razem na siłkę. Raz byłyśmy w parku, gdzie były fontanny, z których zebrałyśmy wszystkie monety i poszłyśmy je wymienić do banku na papierowe. Potem, w kasynie, zamieniłyśmy je na reale brazylijskie i za nie kupiłyśmy REALne, twarde narkotyki od brazylijczyków przed pałacem kultury. Okazało się wówczas, że miałyśmy 5 gram czyściutkiej kokainy za wyprane w fontannach pieniążki. W sensie, no kokaina nie była taka czyściutka, bo to przecież jakieś gówno z lewych źródeł, to jest z gaciorów brazylijczyka, który lubi sobie czasem odwiedzić gejowskie kluby. Schodząc z tematu naszego dilera, musiałyśmy się jakoś podzielić towarem. Jessi powiedziała, że ona swoją część odda, a w zamian mamy jej jakoś załatwić browara, to jest perłę explode, której ja (bogata przyjaciółka za pan brat) załatwiłam jej całą wybuchową skrzyneczkę. W takiej sytuacji ja i Nicki miałyśmy po dwa i pół grama, po których się nie skończyło, bowiem poznałyśmy jakichś holenderskich ćpunów i z nimi nawciągałyśmy się jeszcze po szczurze amfetaminki.

Dzisiaj w szkole nie było dziewczyn, bo jak się okazało, zaliczyły szpitalnego zgona po zgodzie na ćpuński konkurs z kolegami holendrami. Na szczęście udało mi się przebłagać Wiktora, by pogadał z kolegami z komisariatu, by ich przypadkiem nie wysłali do poprawczaka. Ale tak jak mówię, zostałam sama jak ten palec i musiałam gdzieś iść, zanim Szymon dałby radę odwieźć mnie do domu. Poszłam więc do biblioteki, bo zapomniałam powiedzieć, że mam fetysz i ponadczasowego pierdolca na punkcie czytania książek. Mimo że moja postać lubi czytać to nie wymienię 10 książek, ani nawet swojej ulubionej, nawet jeśli autor by chciał, ponieważ w oryginalnym tworze w którym zostałam poczęta nikt mi nawet chyba, kurwa, nie powiedział, jakie ja książki lubię czytać.

Zaczęłam się uczyć z chemii o wiązaniu typu sigma, czyli takim, jakie zaszło w chwili w której rodzice mnie zrobili i takim, którego nigdy nie będę w stanie stworzyć bo żaden normalny gościu nie chce sztuki która ma większego plastusia niż on. No nic, uczyłam się tak, uczyłam, a nagle jakiś pedalini kopie mnie centralnie w piszczel. Podniosłam na niego wzrok i zobaczyłam gościa, co wyglądał jak połowa społeczeństwa. No ale w sumie ładny był. Taki o, zwykły dżimi.

Co nie zmienia faktu, że mnie kopnął, a mnie - Hanii Bitcoin - się po prostu nie bije. Żadna ze mnie faja, żeby się tak dawać. Mimo to, postanowiłam wybadać teren, bo może się okazać, że to ten jedyny, który dla odmiany zamiast pozwalać mi skakać na swojej dźwigni, chętnie poskakałby na mojej.

- Masz jakiś problem? - zapytałam, kiedy usiadł obok mnie.

- No mam - powiedział. - A co.

- No a jaki masz.

- No z serbskim - odparł, bo tak jakoś się złożyło, że ze wszystkich języków świata, w tej szkole uczyli akurat tego, którego nikt prawie nie zna i nikomu się nie przyda, bo kto by chciał tam jechać do roboty.

- To się wyśmienicie składa - uśmiechnęłam się, powalając go swoim urokiem osobistym. - Bo ja umiem serbski.

- Szefito. Hanka, co nie? Ja Jasiu jestem. Kobietini, nauczysz mnie serbskiego?

- Jak zapłacisz to ok.

- A ile.

- Niewiem - stwierdziłam. - Kup mi kreatynke i styknie.

- Mogę ci kupić seksi bieliznę co najwyżej. Laski nie biorą kreatynki.

A już myślałam, że to jest ten jedyny....Ech, no cóż, zdarza się czasem.

KRYPTOFAMILIA - serbska faja (Rodzina Monet ale to Polska)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz