Rozdział 7 | holenderskie sigiemki

33 4 11
                                    

Obudziłam się na dworcu w Amsterdamie.

No ja pierdolę, pomyślałam. On nie żartował. Naprawdę wywieźli mnie do Holandii. Jakby ktoś nie zrozumiał, to to również sobie pomyślałam.

Rozejrzałam się wokół. Miasto jak miasto. Co jednak przykuło mą uwagę to Natan pięć metrów ode mnie, próbujący zrobić ze swojej tratwy bolida - dosłownie, bo skądś podwędził cztery koła i teraz próbował wsadzać je na bele.

Skądś, to znaczy z zaparkowanego niedaleko ferrari. Co za debil (to też pomyślałam). Jak już rozkrada taką furę, to niech od razu podpierdala całe serce, jak to śpiewał skolimkróllatino. Gdyby mnie obudził, to nawet pomogłabym mu przenieść ciężkie komponenty na jego pojazd.

- Gdzie ja jestem - krzyknęłam.

Nie otrzymałam jednak odpowiedzi. Zamiast tego, zauważyłam na ulicy Fagatę oblepioną piachem. Pełzła po ulicy niczym wyrafinowany padalec, jej zgrabne ruchy sprawiły, że ciężko było się nie patrzeć na te jej opiaskowane gabaryty.

Zatrzęsła głową i wyciągnęła skądś (wciąż nie wiedziałam skąd) miseczkę, jak dla kota.

- Wody... - wysapała. - Hanka, wody...

Wykopałam jej tą miseczkę tak daleko, że zniknęła w chmurach.

- Weź wypierdalaj. Nie mam żadnej wody. Napluć ci najwyżej mogę.

- To dawaj...

- Aga! To obrzydliwe - krzyknął Natan z oddali, po czym wsiadł na tratwę i odbijając się od ziemi nogami zaprezentował nam swój nowy napęd. W sensie, że koła pokazał, bo to on napędzał wszystkie cztery.

- Te, kolego - zagadnęłam Natana. - Co ona taka sucha?

- Że Agata? A, bo miała bojowe zadanie - odparł. - Ogułem wysłałem ją do krainy Arabskiej żeby zasadziła jakimś samotnym szejkom swojego onlyfansa za pedały do tratwy. Musimy się jakoś przemieszczać, odkąd tratwa już nie lata.

- Aha no ok, a czemu nie lata.

- Ponieważ leciała nią szmata i jesteś nią ty, Haniu.

- Nie mów tak do mnie, moje jedno słowo do jakiegokolwiek policjanta i cię deportują. Wylądujesz na dołku to przestaniesz cwaniakować.

- Dobra we stul pysk - wysyczał. - Agatko, gdzież to się podziewa twoja zdobycz?... Nie mów, że wróciłaś bez.

- Ja...

Nie dokończyła, bo za nią pojawiła się dwójka białych kotochłopców w spódniczkach. Stanęli nad suchym jak wiór ciałem Fagaty i zapozowali jak instagramowe modelki.

- Ja... - powtórzyła. - Arab... Arab nie miał innych. Powiedział mi, że to ostatnie sztuki i że mam brać bo... bo i mnie porwie i sprzeda za wielbłądy...

- Kim wy jesteście - zapytał zestresowany Natan.

- Ja jestem Maurycy.

- A ja Eugeniusz. Hejka.

- Ja pierdole - jęknął Marcoń, chowając twarz w rękach. - Agata, coś ty narobiła! Miały być pedały takie, jak od ROWERU! Ty dziwko, przez ciebie moja tratwa straciła poprawność polityczną! Ta dwójka biednych opresjonowanych chłopców została przez ciebie potraktowana jak towar! Jak byś się czuła, jakby ciebie tak traktowali!!

- Ma onlyfansa - wtrąciłam.

- Aha no tak. KOBIETO, ty myślisz w ogóle?! Teraz jesteśmy przez ciebie w tarapatach!

Roztrzęsiony Natan zerwał z pokładu flagę LGBT i zaczął płakać. Matko, jaka z niego była cipka. Wywróciłam oczami i w tym samym momencie Fagata z wycieńczenia padła na ziemię. Sprawdziłam jej puls i okazało się że spała. Spojrzałam na Maurycego i Eugeniusza, którzy stali i robili 👉👈 i kręcili stupkami.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 03 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

KRYPTOFAMILIA - serbska faja (Rodzina Monet ale to Polska)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz