Rozdział 7

17 2 1
                                    

Okolice Darlington, sześć lat wcześniej

Weekendy były najgorsze. We wszystkie dni wolne od szkoły, ojciec poddawał mnie wzmożonym treningom lub szkoleniom. Miał świadomość, że jeżeli w piątkowe popołudnie rozpocznie swoje tortury, może je swobodnie ciągnąć aż do następnej nocy. Na regenerację zostawiał mi zaledwie niedzielę, chociaż czasami nawet i tego nie dostawałam. Wszystko zależało od jego nastroju, ilości alkoholu, jaki wlał w swoje gardło lub zwyczajnie tego, jak bardzo danego dnia mu podpadłam.

Czasami jednak, dostawałam chwile wytchnienia. Były nimi soboty, dwie lub trzy w miesiącu, kiedy ojciec urządzał libacje. Przez cały tydzień przesiadywał w garażu, gdzie naprawiał samochody oraz maszyny rolnicze, natomiast w weekendy zapraszał swoich szemranych kumpli oraz kilka prostytutek z King City, i balowali do białego rana. Wbrew pozorom, uwielbiałam, kiedy Joseph przyjmował w domu swoich kolegów, bo tylko wtedy kompletnie nie zwracał na mnie uwagi. Pozwalał, abym zamykała się w swoim pokoju, nie wołał mnie, nie poddawał torturom, ani treningom. Godziny, w których wraz z kumplami wlewał w siebie alkohol, zaliczałam do najszczęśliwszych momentów mojego życia. Nie było ich wiele, bo Joseph bywał w tym bardzo nieregularny i częściej upijał się sam, niż w towarzystwie, jednak ten jeden weekend w miesiącu był dla mnie, niczym cud.

Którejś soboty, podczas jednej z takich imprez, w środku nocy obudził mnie huk tłuczonego szkła i kilka obelg rzuconych gdzieś w przestrzeń. Miałam bardzo lekki sen, więc jasność umysłu wróciła do mnie niemal natychmiast. Usiadłam na łóżku, starając się wyłapać jakieś inne dźwięki, niż ryk głośnej muzyki oraz jęki, oznaczające, że na dole trwała kolejna orgia. Byłam pewna, że gdzieś stłukło się szkło. Mało tego, mogłabym dać sobie rękę uciąć, że hałas dobiegał zza drzwi.

Wpatrywałam się w klamkę, w nadziei, że coś mi się przesłyszało, ale ktoś niezdarnie próbował przekręcić gałkę i wejść do mojej sypialni. To nie był ojciec – on nawet pijany poruszał się po domu ze stuprocentową sprawnością. Mimowolnie zacisnęłam dłonie w pięści. Po moich plecach przebiegł dreszcz grozy, a do głowy napłynęły wspomnienia sprzed kilku miesięcy. Na co dzień starałam ich do siebie nie dopuszczać, ale teraz powracały, wdzierały się w mózg i budziły te najstraszniejsze doświadczenia.

Gałka się przekręciła, a drzwi odskoczyły. Przesunęłam się na brzeg łóżka i prawą ręką sięgnęłam do szuflady stolika nocnego. Obiecałam sobie, że już więcej nikt tutaj nie wjedzie bez mojej zgody. Powiedziałam o tym ojcu, więc skoro i tak pozwolił, aby któryś z tych oblechów tutaj przyszedł, nie wziął moich słów na poważnie.

Duża ręka wślizgnęła się do sypialni i po omacku sunęła po ścianie. Natrafiła na włącznik światła, a po sekundzie w całym pomieszczeniu rozbłysła jasność.

– Czego tu szukasz? – zapytałam ostro i wstałam z łóżka.

W progu stał Landon. Był ogromnym, łysym i otyłym facetem, który zamiast oczu posiadał dwie małe, czarne kulki. Nie miał na sobie koszulki, po jego tłustym cielsku spływała jakaś ciecz – i miałam nadzieję, że to tylko piwo – a usta wykrzywiły się w szczerbatym, obrzydzającym uśmiechu.

– Chodź do nas – powiedział. Sposób w jaki na mnie patrzył kompletnie mi się nie podobał. – Przecież nie jesteś już dzieckiem.

– Wyjdź – zażądałam.

Zachwiał się niebezpiecznie. Przez chwilę sądziłam, że jednak mnie posłucha, ale ten ogr postanowił wtoczyć się do mojej sypialni. Zatrzasnął za sobą drzwi i zarechotał jak ropucha, która umierała na jakąś straszną chorobę.

TALBOT. Being meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz