Rozdział 9

18 1 0
                                    

 Przebywanie w pustym mieszkaniu Alison było potwornością. Wszędzie walały się jej ubrania, na komodzie w sypialni stały kosmetyki, a zapach jej perfum roztaczał się nawet w toalecie. Dwukrotnie próbowałam ułożyć ubrania przyjaciółki, ogarnąć trochę mieszkanie albo chociaż otworzyć okno, aby wywietrzyć ten zapach, jednak za każdym razem zamierałam z ręką w powietrzu. Nie potrafiłam dotknąć nic, co należało do Alison, a zaduch był jedynym, namacalnym dowodem jej istnienia. Zaczęłam się bać, że jeżeli wywietrzę pokoje, zapach dziewczyny całkowicie zniknie, a wraz z nim moje wszystkie wspomnienia o niej. To było irracjonalne i niedorzeczne, jednak ten strach zawładnął mną na tyle, że porzuciłam wszystkie plany, związane ze sprzątaniem.

Najgorsze były noce. Kiedy leżałam w łóżku, w pościeli, w której jeszcze kilka dni temu spała Alison, czułam się jak intruz, który wpadł nieproszony do czyjegoś domu. W głowie cały czas pojawiała mi się myśl, że nie powinnam tutaj być, bo to przeze mnie moja przyjaciółka umarła. Przebywanie w jej mieszkaniu, wśród tych wszystkich rzeczy było pogwałceniem pamięci o niej, zbezczeszczeniem szacunku, jakim ją darzyłam.

Ale nie mogłam stąd odejść.

Jakaś niewidzialna siła trzymała mnie w ścianach tego mieszkania i nie pozwalała pójść w inne miejsce. Wszystko tutaj dosłownie krzyczało, wrzeszczało, że muszę odnaleźć morderców Alison i ukarać za to, co zrobili. Odważyli się dotknąć najbliżej mi osoby, odebrali jej życie, bo w ich przekonaniu to była odpowiednia kara za grzechy mojego ojca. Nie wiedzieli jednak, że Joseph Talbot, chociaż nigdy mi tego wprost nie powiedział, to całe życie przygotowywał mnie na coś takiego. I teraz zamierzałam wykorzystać wszystko, czego kiedykolwiek mnie nauczył.

Następnego dnia, z samego rana, wsiadłam do jeepa Mansona i pojechałam do King City. Nie miałam żadnego punktu zaczepienia, kompletnie nic, co mogłoby mi pomóc dotrzeć do tych bandytów. Jedyny trop, jaki posiadałam, to liceum i informacje, jakie skrywało w swoich murach.

Sekretariat był niewielki. Za wąskim, czarnym biurkiem siedziała kobieta, która na moje oko, już dawno powinna przejść na emeryturę. Kiedy weszłam do pomieszczenia, rzuciła mi zupełnie obojętne spojrzenie i wróciła do rozwiązywania krzyżówki.

– Przepraszam – powiedziałam – potrzebuję pewnych informacji.

– Ta? – burknęła. – A ja potrzebuję spokoju, ale jakoś nikogo to nie interesuje.

Zignorowałam tę uwagę. Widać było, że kobieta kompletnie nie była zadowolona ze swojej pracy.

– Szukam informacji dawnym dyrektorze szkoły.

Westchnęła poirytowana i odłożyła ołówek na bok. Podniosła głowę, spojrzała na mnie spod prostokątnych okularów i cmoknęła niezadowolona.

– Jakim dyrektorze? – zapytała od niechcenia.

– Nazywał się Joseph Talbot. – Patrzyłam jak kobieta sięga do komputera. – Studiuję dziennikarstwo, piszę pracę na zaliczenie i wypłynęło w niej nazwisko tego człowieka.

Mruknęła pod nosem i zaczęła coś stukać w klawiaturze. Przez chwilę klikała coś mozolnie, a potem znowu na mnie spojrzała.

– Nikt taki nie był dyrektorem tej szkoły – powiedziała. – Może chodzi o podstawówkę?

Zaprzeczyłam ruchem głowy.

– Jestem pewna, że był dyrektorem tego liceum.

– Ale tutaj – postukała plcem w ekran monitora – nie ma takiej informacji.

– Niech pani sprawdzi jeszcze raz – poprosiłam. – Pracował w tej szkole ponad dwadzieścia lat temu.

Patrzyła na mnie w milczeniu, ale po chwili ponownie zaczęła coś stukać na klawiaturze. Zniecierpliwiona tupałam nogą, bo kobieta robiła wszystko w tak ślimaczym tempie, że zdążyłabym na pieszo wrócić do Darlington.

TALBOT. Being meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz