1.jesteś idiotką, lizzy

60 3 0
                                    

-lizzy, posprzątaj ze stołu!- wykrzyczała do mnie mama.
Jak zawsze to ja sprzątałam w tym domu. Zero szacunku do mojej osoby.

Moja mama i ojczym traktowali mnie jak sprzątaczke. Jakiegoś śmiecia. Kogoś kto nie nadaje się dosłownie do niczego.

Nigdy ich nie obchodziłam. Bo dla nich liczyło się tylko to, aby godnie się prezentować.

Nienawidziłam ich tak potwornie. Matka chciała żebym była idealna nie, tylko w szkole, ale także żebym była idealnym materiałem na żone.

Miałam tego dosyć.

Po prostu nienawidziłam świata. Mój najlepszy przyjaciel nie żyje od jakiś dwóch lat. Moi rodzice mnie nienawidzą. Ludzie to diabły uwolnione z piekła.

Posprzątałam posłusznie ze stołu jak jebany pies i poszłam do pokoju. Zaczełam się pakować.

Wreszcie wolność

Spakowałam wszystko. Co do jednej rzeczy. Otworzyłam okno i wyszłam. Założyłam kaptur czarnej za dużej bluzy na głowę i poszłam.

Szłam nie wiedząc gdzie się kieruje. Co mi wogóle wpadło do głowy? I tak to lepsze niż mieszkanie z Evelyn Tompshon.

Ojczyma też nie nawidziłam. Znęcał się nade mną fizycznie jak i psychicznie. Palił papierosy, którymi zawsze mnie przypalał, bił mnie pasem i znęcał na inne róże sposoby.

W szkole lepiej nie było. Ludzie widocznie lubili się nade mną znęcać. Każdy, ale to zupełnie każdy wyśmiewał mnie nie raz usłyszałam „jesteś idotką, Lizzy". Ale cóż sama tak uważałam.

Obgadywali mnie za plecami, myśląc, że nie usłysze. Jednak byłam bardziej cwana.

Szłam przed siebie, aż natrafiłam na las. Postanowiłam, że tam będę spała przynajmniej jeden dzień.

Następnego dnia miałam w planach pójście do sklepu, kupić.jakieś jedzenie.

Rozłożyłam śpiwór i położyłam się patrząc na piękne gwiezdne niebo.

Kochałam gwiazdy. Były takie piękne. Takie małe błyszcące na niebie. Słyszałam kiedyś teorie o tym, że podobno jesteśmy zbudowani z tych samych cząstek, co gwiazdy. To oznacza, że składmy się z gwiezdnego pyłu i w takim razie nie tylko my jesteśmy obecni we wrzechświecie, lecz wrzechświat jest obecny też w nas.

Zaczełam nucić moją ostatnią piosenkę zagraną na pianinie i w taki sposób zasnełam.

✧☆✧

Obudziłam się na początku nie rozpoznając miejsca w którym się znajdowałam. Po chwili jednak
Przypomniałam sobie o mojej ucieczce. Wstałam pełna energii wreszcie od jakiś pięciu miesięcy.

Przypomniałam sobie też, że mam iśc do sklepu. Wstałam i uczesałam włosy. Wziełam swoje rzeczy, poszłam do sklepu.

W telewizji leciały wiadomość. Sprzedawczyni sklepu jakoś magicznie od razu mnie rozpoznała.

Wsłuchałam się w wiadmości. Jednak nagle usłyszałam, że wczoraj zamordowano parę osób. Usłyszałam imiona i nazwiska osób, które umarły.

Kiedy nagle usłyszłam „Evelyn Tompshon". Zamarłam. Tak jakby coś zniknęło. Moja matka?

-wszystko okej?-usłyszałam głos za swoimi plecami zauważyłam panią, która stała za ladą. Już nie myła kasy. Teraz zaczynała gdzieś dzwonić.

Czekłam w bezruchu.

Po jakiejś godzinie przyjechało jakieś auto. Wysiadła z niego blondynka. Zabrali mnie i moje rzeczy. Siedziałam w aucie aż dojechaliśmy do jakiegoś. Chwila.
Domu dziecka?

✧☆✧

Spędziłam równe trzy miesiące w domu dziecka aż w końcu jakiś Theodor Nazar opłacił mi lot do stanów Zjednoczonych.

Stałam na lotnisku czekając na samolot, który miał przylecieć za godzinę.

Dużo razy latałam, ale teraz w głowie miałam jedno zdanie.

„jesteś idotką, Lizzy" ciągle powtarzałam w głowie.

Kiedy minęła godzina leciałam samolotem do stanów. Do San Diego.

Wtedy sobie uświadomiłam. Theodor. Nazar. Nazar. Przecież ja mam na nazwisko Nazar.

Po dolecianiu na miejsce dostałam wiadmość od nieznanego numeru.

Od: Nieznany: Czekam hala 23

Wiedziałam, że pewnie to ten mój brat. Skierowałam się więc w to miejsce.

Stałam na środku żekomej „hali 23". Kiedy zaczepił mnie jakiś na moje oko osiemstolatek.

-siema, ty musisz być Lizzy nie?- powiedział na co ja pokiwałam głową.
-chodź. Ja jestem Oliver.- ruszał do jakiegoś niebieskiego Lamborghini, a ja oczywiście podążałam za nim.

Wsiadłam do auta, a chłopak okrążył je siadając na miejscu kierowcy.

-no to tak. Ja jestem Oliver najstarszy jest Theodor ma trzydzieści dwa lata. Wiem stary dziad. Ja mam osiemnaście i jest jeszcze Aiden on ma siedemnaście, ale jest takim wkurwiającym dzieciakiem. A no i jeszcze ta mała pinda Lily ona ma na razie czternaście i taka śmieszna sytuacja, ponieważ czternastego grudnia kończy piętnaście. A ty?

już od razu rozpoznałam imię Lily, a skoro miała na nazwisko Nazar. To moja najlepsza przyjaciółka jest moją siostrą? Jej matka, dziadek i babcia zagineli i podobno zamieszkała w stanach.

Więc wszystko się składa.

- jestem Lizzy Nazar, ale to pewnie już wiesz mam piętnaście lat i chyba to na tyle. - jechaliśmy dalej w ciszy, a kiedy dotarliśmy zauważyłam że stoimi pod jakaś pierdoloną willą.

Ale teraz chciałam tylko znowu zobaczyć Lily.

Chłopak zaprowadził mnie do środka.

Rozejrzałam się po czym zobaczyłam salon. Na kanapie siedział jakiś chłopak. Po wyglądzie stwierdziłam, że musi to być Aiden.

Ale najbardziej skupiłam się na blondynce, która nie mogła uwierzyć w to co widzi.

- przyprowadziłem wam nową siostrę!- wykrzyczał Oliver.

Po chwili ciszy usmiechnełam się i im pomachałam.

Lily wstała na ten gest i się odezwała.

-lizzy?- wychrypiała z nadal wielkimi oczami.

-widocznie przez te pięć miesięcy zgubiłaś ostatnie szare komórki.- odpowiedziałam jej.

Ruszyła się i podbiegła do mnie rzucając mi się w ramiona.

Wiedziałam, że mam tu Lily. Ale coś było nie tak coś mi przeszkadzało.

Chciałbym być tu szczęśliwa, ale czułam dziwny niepokój?

Chyba tu jakoś nie pasuje.

Albo może ona tu jakoś nie pasuje? Moja druga osobowość?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dopisuje notkę po jakiś 8273916837272 latach świetlnych bo wymyśliłam dedykacje xd

Dla wszystkich którzy jak będą to czytać to będą musieli zaparzyć sobie meliski

how fire fell in love with water     broken promises#1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz