📱4📱

195 6 3
                                    




Brat zajął miejsce na przeciwko mnie. Spojrzał na butelkę Whisky, mrużąc oczy.

Odchrząknął.

- Chciałbym się dowiedzieć, gdzie znikasz. Ostatnio coraz częściej. - zaczął swoim formalnym głosem. Podnioslem obie brwi.

- Że co? - obraz mi się lekko rozmazywał.

Vincent pomasował nasadę nosa.

- Czy jesteś na tyle trzeźwy żebyśmy mogli porozmawiać?

Mówiłem, że mam cholernie słabą głowę?

- Ta - przytaknąłem.

- Chciałbym się dowiedzieć, gdzie zni...-

- Przestań. Dobrze wiesz ze nie muszę ci tego mówić. - przerwałem mu. - Jestem nie dużo młodszy od ciebie, nie jestem dzieckiem. Mogę chodzić gdzie chce.

Taaaa, alkohol robił swoje.

- Nie rozumiesz. Chciałbym wiedzieć gdzie znikasz, bo się martwię. - odezwał się po namyśle.

Jego mowa niewerbalna przypominała ojca, który próbuje wytłumaczyć synowi, żeby nie ruchał wszystkiego dookoła.

- Martwisz się? - głupio powtórzyłem.

- Tak. Jesteś naszym brat..-

- Vince, o co ty mnie podejrzewasz? - nie wytrzymałem.

Brat chwile milczał, dobierając w głowie odpowiednie słowa.

- Czemu znikasz do Adriana? - w końcu spytał.























Milczałem. Milczałem, bo nie wiedziałem co powiedzieć.

- Adrien nie jest gejem. - dodał.

Niesamowicie mnie zszokował ten dodatek. Prawie wypuściłem z rak butelkę.

Jak on może coś takiego mówić?

Miałem ochotę odwarknąć coś w odpowiedzi, ale brat znów mnie uprzedził:

- Jeżeli cię w jakiś sposób wykorzystuje, to powiedz. Zgłosimy to do dopo..-

- zamknij się. - syknalem.

Vincenta zamurowało.

- zamknij się. mówiłem ci, ze pojechałem do niego za sparwa problemu w firmie. Musisz we wszystkim szukać drugiego dna?

Brunet milczał.

- William...- zaczął, a mnie przeszły dreszcze. On o czymś wiedział. Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Odetchnął, wstając. - Nie ważne. Idź się prześpij. Jutro lecimy do europy, zobaczyć się z ojcem.

Skinalem głową. Gdy Vince wyszedł, dopisałem alkohol, chwiejnie idąc do pokoju. Zamknąłem się w nim, opadając na łóżko. Wziąłem telefon, pisząc do Adriana:

William

Vuncent ne dage spoju. (Vincent nie daje spokoju)

Trochę mi się literki rozmazywały przed oczami. Miałem nadzieje ze napisałem wiadomość poprawnie.

Adrien

Willy, ile ty wypiłeś?

Idź spać.

William

Nue che mie sei spad. (Nie chce mi się spać)

Che do ciebie.

Czekałem długo na następna wiadomość. Wpatrywałem się w trzy kropeczki.

Adrien

Obiecuje że jutro się zobaczymy. Tez chce do ciebie kiciusiu, ale wiesz ze nie mogę tak po prostu stanąć wam przed drziwami, w pytaniem: "Will jest?" Jutro obiecuje ze cię wytule.

Teraz leć spać, proszę.

William

Jaka man pwenosc ? (jaką mam pewność)

Adrien

100% kotku. Do spania, jazda.

William

Dzeue, xnonoc (dziękuję, dobranoc)

Adrien

Wyśpij się. xxx

Odłożyłem posłusznie telefon, jak prosił ukochany. Westchnalem, nie czując się dobrze; bolała mnie głowa, chciało mi się wymiotować, oraz złe czułem się w ubraniach w których przechodziłem cały dzień.

Chociaż było w tym coś, co mnie uspokajało; zapach Adriana.

Zamknąłem oczy przyciskając kołnierzyk koszuli do nosa. Wdychałem zapach Adriana; zanim zdjął mi te koszule, dokładnie wycałował każdy skrawek mojej szyi.

Wróciłem myślami do tej chwili; język ukochanego na brzuchu, miedzy nogami...Jego usta na moim torsie, udach, policzkach i ustach... Całował mnie tak czuło i nie spiesznie, rozkoszując się mną w ten jego podniecający sposób...

Pragnąłem go obok.

Pragnąłem zasypiać u jego boku.

Wiedziałem jednak że to niemożliwe.

Dlatego starałem się go trzymać na umiarkowany dystans.

Przewracalem się z boku na bok, a w głowie wirowały mi obrazy z dzisiejszego wieczoru.

Powrotem chwyciłem telefon.

William

Potrrebujw cj (Potrzebuje cię)

Adrien

Miałeś spać.

Coś się dzieje?

William

Nie, pk posryu cje cjce prytulic (Nie, po prostu chce cię przytulić)

Adrien odpisał po kilkunastu minutach.

Adrien

Jestem koło sklepu. Pojadę do ciebie.

Uszczęśliwiony odzyskałem nagle cala energię, podrywając się z łóżka. Bez namysłu wyszedłem z pokoju, starając się dać wrażenie jak najmniej pijanego. Mialem nadzieje nie spotkać żadnego z barci...

- Gdzie idziesz? - usłyszałem głos Shane.

- Na randkę. - odpowiedziałem bez zastanowienia. w sumie to była w połowie prawda.

- Powodzenia - bart nie maila umiaru w zagłębianie się w to. - Daj Poem znać.

- eee, słuchaj. Mógłbyś mnie kryć przed Vincentem? - zpaytakem, drapiąc się po karku. Shane na mnie spojrzał zaskoczony. - Mamy drobny konflikt...

- W porządku. - wzruszył ramionami. - Baw się.

- Dziekiiii - ucieszyłem się. Nic wiecie nie mówiąc, wyszedłem z domu, wychodząc za posesje, gdzie w cieniu czekał ukochany. Chwiejac się, niezdarnie wsiadłem do auta.

- Kiciusiu, ostatni raz takie co..- nie dokończył, bo przycisnąłem usta do jego. Odwzajemnił gest, przeczesując mi czuło włosy.

- Weź mnie stad - poprosiłem, patrząc na bruneta.

- Dobrze. - skinął głową szatyn, uśmiechając się szeroko. Cieszył się równie jak ja, ze spędzimy ta noc razem. - Jedziemy do mnie.

Szeroko się uśmiechnąłem, wdzięczny.

Jesteśmy Dla Siebie Całym Światem *BxB*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz