1 | Lato

358 31 79
                                    

Nastało lato.

Aniela nie lubiła lata.

Gorące promienie słoneczne i parne powietrze stanowiły dla niej niezwykłe utrapienie. Już samo przebywanie na zewnątrz było dla niej uporczywe. A latem chłopi mieli szczególnie sporo pracy, więc jak mogłaby im nie pomagać?

Ale to lato Aniela przywitała z wyjątkowym uśmiechem na ustach.

Nie ukrywała kącików ust samoistnie unoszących się ku górze. Nie maskowała wesoło tańczących iskierek w oczach. Jej dobry nastrój i tak tłumiła wielka radość epatująca od jej ojca.

Odkąd Jan Paweł stał się właścicielem całej całości wsi, w Adamczysze nikogo nie można było nazwać bardziej szczęśliwym człowiekiem, niż właśnie Adamczewskiego.

Anieli to nie przeszkadzało. Przywykła do tego, że jej zdanie i uczucia nie były brane pod uwagę przez nikogo w rodzinie, a jeśli już, to wówczas musiała znosić na sobie przenikliwy wzrok jej brata — Jakuba.

Obiad przebiegł w spokojnej, niczym nie zmąconej atmosferze.

Od wesela matka Anieli ani razu nie zająknęła się na temat syna magnata. Napawała się tą swobodą. Chłonęła spokój, jednocześnie zdając sobie sprawę, że niebawem cała ta sielanka ponownie dobiegnie końca.

Nie wiedziała, czy nagły brak zainteresowania jej zamążpójściem był spowodowany powrotem do domu jej drugiego brata — Stanisława, czy ich kłótnią, po której to ona zniknęła na cały wieczór. Nie chciałaby być w konflikcie z Zofią, ale nie zamierzała dawać za wygraną. Może jeszcze nie potrafiła określić, czego w stu procentach pragnęła w życiu, ale na pewno nie chciała spędzić reszty żywota z kimś obcym, kto byłby jej bliskim tylko umownie, w dokumentach. Nie w sercu.

Sporadycznie zerkała na swoją matkę, która z kolei przez cały czas swoje smutne oczy miała utkwione w Stanisławie.

Milczenie dopiero przerwał jej ojciec, kolejny raz debatując, czy ich sąsiad po odsprzedaniu swojej części Adamczychy się wyniesie. Do monologu Jana Pawła jedynie włączył się Jakub, który miał swoją własną, zupełnie odmienną wizję całego zdarzenia.

Już od dawna w dworku nie było tak sielsko.

Skończywszy jeść, wróciła do swojego pokoju, by przyszykować się do wyjścia na zewnątrz.

Nie mogła znaleźć żadnego odpowiedniego ubrania do wyjścia. We wszystkim byłoby jej za gorąco. Nienawidziła w lecie dyskomfortu spowodowanego nieodpowiednim do pogody ubiorem. Ale nie mogła założyć czegoś wygodniejszego. Musiała trzymać się określonych zasad, pamiętać i przestrzegać, czego nie wolno jej odsłaniać.

Wyszła, gdy finalnie odnalazła w szafie zieloną sukienkę z najcieńszego, najbardziej zwiewnego materiału, jaki miała w posiadaniu. Sięgała jej do kostek. Tak, jak powinno być. Przydługie rękawy podwinęła, by móc swobodniej operować nadgarstkami. Wcięcie dekoltu nieznacznie odsłaniało jej ramiona. Ciemne włosy standardowo upięła w koszyk.

Latem błoto pojawiało się tylko gdzieniegdzie, ale stanowiło to marne pocieszenie jak na to, że promienie Słońca grzały coraz to nieznośniej jej skórę. Najchętniej ściągnęłaby z sobie sukienkę i włożyła coś, co pozwoliłoby jej lepiej funkcjonować w upale, ale nie mogła.

Obserwowała, jak chłopi ładowali worki ze zbożem na wozy. Latem zrywali się do pracy skoro świt, zawsze ich za to podziwiała.

Szła w kierunku zagrody koni, by je nakarmić. Starała się robić to codziennie. Idąc, minęła się z chłopką zaganiającą gęsi. Posłała jej życzliwy uśmiech.

Tu Kwitną Stokrotki ★ Aniela x Maciej ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz