Rozdział 6

62 4 1
                                    

Lena wstała późnym rankiem i pierwsze co usłyszała, to burczenie w brzuchu. Przypomniała sobie, że nie zjadła nic po wczorajszym skąpym obiedzie składającym się z kiełbasek i chleba. Szybko wzięła ubrania z szafki i pognała do łazienki się przebrać, uważając by po drodze nie napotkać Oscara. Nie chciała, by zobaczył ją w pidżamie. Poszła do kuchni i zastała tam Monikę i Oscara, którzy patrzyli otępiali na lodówkę.

- Zostało nam trochę chleba, kiełbasa i jogurty. To nam starczy na śniadanie, więc trzeba zrobić zakupy – zarządziła Monika.

Oscar przyznał jej rację, kiwając głową. Miał podkrążone oczy, włosy potargane i był bez koszulki. Lena spojrzała na jego brzuch i tors, po czym od razu się zarumieniła. Szybko odwróciła wzrok.

- Pytanie, kto pojedzie po te zakupy? – powiedział, ziewając głośno.

Monika zerknęła na niego spode łba, a potem przeniosła wzrok na Lenę.

- Pojedziecie razem i żadnych dyskusji, decyzja podjęta! – uniosła ręce do góry i zanim zdążyli zaprotestować, ewakuowała się z kuchni.

Oscar wydał z siebie nieokreślony dźwięk, a Lena skrzywiła się. Podróż do supermarketu i jazda samochodem nie były złe, chyba że towarzyszył ci największy dupek na świecie.

- Jesteśmy chyba na siebie skazani. To jakaś klątwa? – spytał bardziej siebie, niż ją.

Nie chciała z nim dyskutować, więc zaczęła wyjmować talerze z szafki. Oscar po chwili wahania otworzył znowu lodówkę, wyjmując z niej zawartość.

- Kiepskie śniadanie, ale zawsze coś – skomentował.

Nic nie mów, nakazała sobie w myślach. Pamiętała, co jej powiedział wczorajszego dnia i nie zamierzała mu tak szybko wybaczyć. Postanowiła być dla niego zimna i niedostępna, a także nie reagować na jego zaczepki. Może dzięki temu się odczepi, pomyślała z rosnącą nadzieją.

- Wolisz jogurt truskawkowy, czy wiśniowy? – spytał tak miłym tonem, że aż zwątpiła, czy aby na pewno on to powiedział.

- Czemu jesteś taki miły? – odpowiedziała pytaniem, biorąc talerze w ręce.

- A czemu mam nie być?

Patrzyła przez chwilę na niego, po czym stwierdziła, że sprzeczanie z nim nie ma sensu. Zwłaszcza, że uśmiechał się w paskudny sposób. Z pogardą i wyższością. Ominęła go i poszła na werandę, gdzie ustawiła talerze na stole. Zawróciła do kuchni i minęła się z nim w przejściu. Wzięła sztućce i szklanki, gdy Oscar wszedł za nią i stanął w progu.

- Próbuję zakopać topór wojenny, ale mi na to nie pozwalasz – powiedział.

- Ubierz się – warknęła.

Jego towarzystwo było dla niej koszmarem, a jego paradowanie bez koszulki piekłem. Gdyby poszedł to przynajmniej miałaby spokój, a on ubrałby się i nie onieśmielałby jej.

- Przeszkadza ci nagość? – spytał z niedowierzaniem.

Wzruszyła ramionami, chwaląc siebie w myślach za to, że stoi tyłem do niego. Przynajmniej nie widziała tego jego uśmieszku.

- Boisz się mnie? – Kolejne trudne pytanie padło z jego ust, a ona czuła się coraz gorzej.

Jeszcze chwila, a go zabije, pomyślała, patrząc na nóż kuchenny, który ją kusił coraz bardziej.

- Jest coś, czego się nie boisz? – spytał ze śmiechem.

Odwróciła się szybko i ruszyła do wyjścia, trzymając w rękach cztery szklanki i sztućce. Z przerażeniem stwierdziła, że całym sobą zajął próg. Nie miała ochoty na przeciskanie się obok niego, więc zaczęła rozpaczliwie szukać wyjścia ewakuacyjnego. Wolała już wyskoczyć przez okno i wylądować na szkle niż zaryzykować dotknięcie go.

Kocha się za nicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz