Tess
-Wróciłam-krzyknęłam na cały dom. Zdjęłam trampki, pobiegłam w stronę gabinetu taty by go przytulić i pochwalić się dwoma dobrymi ocenami, które dzisiaj dostałam. Wzięłam głęboki oddech i pchnęłam ogromne drzwi, mimo iż mam osiem lat to te drzwi dalej są takie ogromne. Podekscytowana nie patrząc zaczęłam biec w miejsce gdzie zawsze siedział tata, czyli na swoim fotelu.
-Tato, nie uwierzysz co dzisiaj dost...- zamilkłam widząc matkę obciskającą jakiegoś faceta, a nie mojego tatę.
-Ty mała gówniaro.-powiedziała Merry ubierając bluzkę i zakrywając prawie nagiego faceta. Po woli zaczęłam się wycofywać by potem uciec i się ukryć w swoim pokoju. Niestety matka, to zauważyła i zaczęła do mnie podchodzić z pasem tamtego mężczyzny, który sobie teraz nalał alkoholu do kieliszka i usiadł na kanapie przyglądając się wszystkiemu z daleka. Była ona coraz to bliżej mnie a ja się cofałam do tyłu, gdy byłam już bardzo blisko drzwi. Rzuciłam się biegiem, lecz ona mnie wyprzedziła i złapała za moje długie brązowe włosy pokryte lokami. Na ten gest pisknęłam, przewracając się idealnie przed nią, od razu cała się skuliłam. Bojąc się następnego gestu.
-Aaron znajdź nożyczki.-rozkazała uśmiechając się.-Mają być ostre.-dodała gdy on zaczął przeszukiwać biurko w znalezieniu nożyczek, a mnie przeszła nieprzyjemna gęsia skórka.
Nie.. nie.. ona nie zamierza mi obciąć włosów. Prawda ? To tylko, głupi koszmar, zaraz się z niego wybudzę.
W duchu modliłam się by ich nie znalazł.
-Mam !-krzyknął po chwili blond włosy, idąc w naszą stronę z tymi cholernymi nożyczkami.
-Cudownie.-odparła i wzięła od niego przedmiot.-Teraz.-zaczęła.-Masz się nie ruszać.
Gdy tylko przyłożyła nożyczki do moich włosów zaczęłam się dusić własnymi łzami. Jak ona mogła dobrze wiedziała, że pragnęłam mieć takie długie włosy jak roszpunka, dobrze wiedziała ile to dla mnie znaczyło.
Zamknęłam oczy i usłyszałam dźwięk obcinanych włosów.
Moje marzenie runęło w gruzach,i to znowu przez nią, dziękuje ci ,,mamo"
Teraźniejszość
Nowy rok, był już kilka dni, a to oznacza, że..
Minął pierwszy miesiąc od śmierci Nathaniela. Odizolowałam się od każdego, nie rozmawiam prawie z nikim, nic nie jem, wyglądam jak trup, czuję się jakbym umierała z każdym następnym dniem. Bo moje serce, kolejny raz zostało uderzone przez młotek. Bracia i ojciec próbują coś zdziałać bym znowu normalnie funkcjonowała. Ale ja po prostu, nie umiem, bardziej to się boję dopuścić do siebie myśl że go więcej nie zobaczę. Nie będzie jadł z nami śniadań, obiadów, kolacji. Jego krzesło, będzie stało puste.
Nathaniel nie wróci on nie żyje.
Odbiły mi się echem, słowa Noaha. To boli, aż za bardzo. Nie umiem, żyć, umieram. Jestem chodzącą śmiercią.
***
-Ty gdzie ?-usłyszałam za plecami, głos Luuka. Odwróciłam się na pięcie.
-Do kawiarni.-odpowiedziałam, zmierzył mnie od góry do dołu.-Tak, tata wie.-powiedziałam uprzedzając jego następne pytanie.
Zmrużył oczy.