Tess
Wyścig znajdował się w samym środku pieprzonego lasu, gdy tylko Luuk zaparkował jakieś sto metrów od wyścigu. Wyskoczyłam z auta, i pobiegłam w stronę toru. Na pewno tam był. Musiał. Muszę, go z tego wyciągnąć, choćby kosztem samej siebie. To przeze mnie, może zginąć. Wpadłam w tłum ludzi, zaczęłam się przepychać. Nie widzę, Nathaniela, Noaha ani Luuka. Nagle przez głośnik, zaczęło się odliczanie. Nie, proszę, nie.
-10..
-9..-muszę się stąd wydostać.
-8..
-7..-udało się.
-6..-zauważyłam na torze, jego camaro.
-5..-zaczęłam biec, wpadłam na jakiegoś faceta, przez co mu fajki upadły na ziemię.
-4..-jestem blisko.
-3..-ktoś mnie złapał, za rękę.
-2..-Noah, obok niego stał Luuk.
-1..-nie.. nie..
-0..-odjechał, nie pomogłam mu. Zawiodłam, siebie i jego. Przepraszam, Nathaniel.
-Co ty tu robisz ?!-krzyknął na mnie Noah, wtedy moja cała złość powróciła z potrójną siłą.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś ? Co ?-nie kontrolowałam tego, moja ręka zderzyła się z jego prawym policzkiem. Jego głowa, odleciała na bok. Dłoń zaczęła mnie trochę, piec.-To też mój i Luuka, brat ! Jak mogłeś, być takim samolubem !? Ogarnij się, Noah ! Mogłeś nam powiedzieć, to byśmy go we trójkę odciągnęli od tego gówna.-dopiero po tych słowach, spojrzał mi w oczy. Pokazałam ręką, na tor na którym przed chwilą stał jego samochód.-On może zginąć ! I to przeze mnie ! Rozumiesz ?-oczy mi się zaszkliły osoby które były, centralnie obok nas patrzyli się.-Ale nie, bo po co zwrócić się do nas ?
-Tess..-powiedział Luuk. Spojrzałam na niego, pytającym wzrokiem.
-Skoro mówisz, że mogłem się do was zwrócić o pomoc. To powiedz mi.-Noah, pociągnął mnie przed barierki.-Jak go od tego odciągnąć ? No proszę bardzo.-Gdybyś znała swojego, ulubionego braciszka to zapewne byś wiedziała że się ściga.
-Kłamiesz.-zaprzeczyłam.-On taki, nie jest. Mój brat, taki nie jest.
Prychnął
-Otrząśnij się.-pstryknął palcami, przed moją twarzą.-Świat nie jest jak z bajki, dorośnij Tess w końcu.
-Noah.-warknął Luuk.
Nie słuchałam już ich. Nie znałam swojego brata, ścigał się a ja nawet o tym nie wiedziałam. Przecież to nie był tylko mój brat, ale i przyjaciel. Dlaczego mi nie powiedział ? W tamtym momencie, z tunelu wyjechało czarne camaro. Za nim jechało, chyba czerwone BMW. Nathaniel, przekroczył linię mety, chwilę później drugie auto. Z lekkim uśmiechem na twarzy wysiadł z pojazdu, jego wzrok od razu padł na mnie. Zaczął iść w naszym kierunku. Widownia krzyczała jego imię. A wtedy.. jego auto.. wybuchło..
Krzyknęłam przerażona.
-Nathaniel !-chciałam przeskoczyć, przez bramki, lecz uniemożliwił mi to Luuk, pociągnął mnie w swoją stronę by ukryć jego płonące auto. Słyszałam jak jego przeciwnik odjechał. Nie obchodziło mnie to. Nathaniel nie żyje, i to z mojej winy. To ja go zabiłam. Gdybym się nie urodziła zapewne nie doszłoby do tego. On by żył. To moja wina. To wszystko moja wina, moja osoba zabija moich bliskich. Jestem dla nich niebezpieczeństwem. Muszę zniknąć.
-Tess, choć idziemy.-powiedział Luuk, i zaczął mnie ciągnąć.
-Nie, poczekam na Nathaniela.
Wtedy wszystkie emocje Noaha, wybuchły.
-Tess, ogarnij się, Nathaniel nie wróci on nie żyje.
Nathaniel nie wróci on nie żyje.
Błądziły mi po głowie jego słowa.
***
Siedziałam w swojej łazience, i zaczęłam robić kreski. Wychodziły nierówne, ohydne, brzydkie. Drżącymi dłońmi przejechałam, po całej długości swojej nogi. Zasługiwałam na to. To ja go zabiłam. Muszę zniknąć, by nikt mnie nie szukał. Nie mogę więcej, zatruwać ich powietrza. Jestem niebezpieczeństwem. Takie coś, jak ja nie powinno nigdy istnieć. Matka miała rację jestem ohydna, bezużyteczna. Znowu się nie myliła, kolejny raz miała pieprzoną rację.
Syknęłam.
Krwi było dużo, bardzo dużo. Znowu się czuję jak sprzed lat.
Cztery lata wcześniej..
-Tess, choć ! Idziemy na basen.-usłyszałam głos Nathaniela z korytarza. Pospiesznie schowałam ostrze, pod poduszkę. Niestety nie zdążyłam zakryć, nadgarstka całego we krwi. Wszedł do pokoju, i zaniemówił. Podbiegł do mnie, i zaczął przeglądać moje ręce.
-Przepraszam..-wyszeptałam. On przyciągnął mnie do siebie, i przytulił.
-Nic się nie stało. To nie twoja wina.-nie kontrolowałam tego, płakałam w jego bluzkę.-Nie martw się, nic się nie stało. Wszystko będzie dobrze.
Wypuścił mnie z uścisku.
-Mama będzie wściekła. Za dużo krwi.
-Cii. Nic się nie stało.
-Stało się, Nathaniel. Muszę to posprzątać. Nim mama to zauważy.
-Ja to posprzątam, spokojnie.
Złożył buziaka, na moim czole.
Ig. zuzi_booktok_