Epilog

105 10 0
                                    

                                                                         Tess

Siedziałam, w pokoju wpatrując się w misia którego Luuk mi pomagał szyć, wtedy żadne z nas tego nie umiało. Uśmiechnęłam się, na samo wspomnienie. Wtedy byliśmy niewinnymi dzieciakami, które nie miały pojęcia o tym świecie. Dzisiaj odbył się pogrzeb, ledwo tam przetrwałam. Ryczałam jak bóbr. Straciłam kolejną, ważną dla mnie osobę. To mogłam być ja. Nie on. Co ja takiego zrobiłam? Dlaczego bóg mnie tak każe? Dlaczego? Tak dużo pytań, a mało odpowiedzi.

6 września..

Serce podpowiada mi, że mam się tam dzisiaj udać, a sumienie że mam zostać w domu i siedzieć na dupie. Ale w końcu się zdecydowałam. Kto nie ryzykuję ten nie pije szampana. Stałam, przed lustrem przyglądając się swojemu stroju, krótkie czarne jeansowe spodenki i tego samego koloru za duża bluza. Chwyciłam telefon i wyszłam. Informując Noaha, że wrócę idealnie na swoje przyjęcie urodzinowe. Na szczęście puścił mnie samą. Równo o siedemnastej stałam na dachu, nikogo nie było. Usiadłam na skraju, przyglądając się widokom. Chwilę później usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się, przodem do nieznajomego i nie dowierzałam własnym oczom. Przede mną stał Parker. Pieprzony Deckard Parker.

-Witaj, Tesso.-powiedział zachrypniętym głosem.

                                                                Ig. zuzi_booktok_

Do zobaczenia w Don't call me cinderella !!

Black RedstartWhere stories live. Discover now