Tess
Znowu umierałam. Znowu, każda następna sekunda była dla mnie katorgą. Najgorszą rzeczą w śmierci Nathaniela, było to że już nigdy więcej nie będę mogła do niego przyjść, aby on mnie uchronił przed wszystkim i wszystkimi. Jego imię, jak i cały on były moją definicją domu. Teraz tego domu, nie mam, zniknął zupełnie jak on.
Skuliłam się jeszcze bardziej na łóżku. Nathaniel, wróć, proszę, potrzebuję cię.
-Przyniosę wodę.-powiedział Noah.
-Ja tabletki na uspokojenie.-odparł Luuk.
-Ja przyniosę, twojego ulubionego misia od Nathaniela, może to jakoś ci poprawi humor !-krzyknął ojciec, i cała ich trójka zniknęła za drzwiami. Pociągnęłam nosem, poczułam wibrowanie w kieszeni dresów. Pewnie to była Sophia, leniwie wyciągnęłam telefon, i go odblokowałam. Wytrzeszczyłam szklane oczy, to nie Sophia do mnie napisała. Tylko nieznajomy.
Nieznajomy
Kto ?
Zmarszczyłam brwi, po czym wystukałam.
Tess
Co, kto ?
Nieznajomy
Kto ci to zrobił ?
Tess
O czym, ty piszesz ?
Nieznajomy
Kto cię, doprowadził do płaczu ?
Następna odpowiedź, przyszła po sekundzie.
Nieznajomy
Jednak nie, hieno. Ja już wszystko wiem.
Tess
Co ?
Nie odpisał, nawet nie odczytał, zignorował mnie.
Po chwili, do mojego pokoju wpadł Noah, a za nim Luuk. Schowałam telefon, i usiadłam po turecku.
-Mam wodę !-krzyknął Noah.
-Ja mam tabletki !!-przekrzyczał go, Luuk.
-Wiesz, Luuk. Już nie potrzebuję tabletek.-powiedziałam, uśmiechając się słabo.
-Wiesz ty, co ?-podszedł bliżej łóżka, na którym aktualnie się znajdowałam.
-Hm ?
-Mam ochotę, cię udusić.
-Luz, ja śnię o tym jak cię duszę.-wystawiłam język, w jego kierunku. Zapominając całkowicie, o wcześniejszej sytuacji w szkole. Uważają mnie za morderczyni własnego brata, nie znając całej prawdy, jak zginął. Ich tam nie było.
-Ty mała, jędzo !-krzyknął, i rzucił się na mnie, zaczął mnie łaskotać, a ja nie mogłam się wyrwać. Krzyczałam pomiędzy, śmiechem. Poczułam się, jak sprzed lat, gdy kompletnie niczym się nie przejmowaliśmy. Naszą zabawę, przerwał Thomas.
-Tess.-Luuk, mnie puścił a ja usiadłam znowu po turecku.
-Tak ?
-Twój ulubiony, miś który Nathaniel sam uszył.-zza pleców, wyciągnął różowego misia, z białą kokardką, czarnymi oczami, i szerokim uśmiechem z guzików.
-Dziękuję.-powiedziałam, jedynie. Chwyciłam maskotkę, i od razu przyciągnęłam do piersi. Poczułam się, jakby Nathaniel był centralnie obok. Może i odszedł, ale nie z mojego serca.