Luuk
Obudziłem się o ósmej trzydzieści. Piętnasty sierpnia a to oznacza moje osiemnaste urodziny. Nie mogłem się już doczekać, przyjęcia. W naszym świecie gdy ktoś kończy osiemnaście lat, organizuje się ogromne przyjęcie. Zaprasza się wszystkich sojuszników oraz ich najbliższych. Udałem się do garderoby, dzisiaj padło na szare dresy i czarną koszulkę, włosy zostawiłem w totalnym nieładzie. Zszedłem na dół do jadalni, przy stole już siedzieliśmy wszyscy, gdy zasiadłem.
-Więc, jakie plany na dziś?-zapytałem, nakładając sobie jajecznice.
-Dzisiaj, o osiemnastej wyjeżdżamy na salę gdzie odbędzie się przyjęcie. Więc proszę przed osiemnastą być gotowym. A tak to macie dzień wolny, oprócz ciebie.-zwrócił się Noah do brunetki.
-Z jakiej to paki, ja nie mam całego dnia?-zapytała, patrząc na niego spod swoich długich rzęs.
Westchnął.
-Przecież, twoje przygotowania zaczynają się już o piętnastej.
-Aa, racja. Zapomniałam.-wzruszyła ramionami.
***
Gdy zjadłem udałem się do pokoju, i już tam zostałem do wieczora, nie wychodziłem nawet na chwilę. Chyba po prostu poczułem, taką potrzebę odcięcia się od wszystkich na pół dnia. Nim się obejrzałem, przeglądałem się w lustrze. Garnitur idealnie na mnie leżał, czarna koszula, włosy w nieładzie. O siedemnastej pięćdziesiąt pięć zeszedłem na dół, czekając na rodzeństwo. Pierwsza zeszła Tessa, czarna błyszcząca sukienka na ramiączkach, idealnie opinała jej sylwetkę. Włosy pokryte lokami, leżały swobodnie wzdłuż ramion. Po chwili zeszła reszta, niczym się nie różnili od mojego stroju. Po kilku minutach, wchodziliśmy do ogromnej sali, wystrój głównie był zachowany w czarnym oraz złotym kolorze.
-O dziewiętnastej będą się już zjeżdżać, więc macie jeszcze trochę wolnego czasu.-powiadomił nas Noah i zniknął za jakimiś drzwiami. Joe gdzieś pobiegł, a Tess stała i się rozglądała, jakby nie wiedziała co ma teraz ze sobą zrobić.
-Nigdzie nie idziesz?-zapytałem.
-A ty?
-Bo mogę ?
-To ja też, mogę.
Prychnąłem.
-Owszem, możesz. Wiesz co?-otworzyła usta, by coś odpowiedzieć ale przeszkodził jej nasz brat.
-Tess, pozwól.-kiwnęła lekko głową, i poszła za Noahem.
***
-Co chciał?-zapytałem, gdy się pojawiła obok.
-Powiedział, że tego wieczoru nie mogę być sama, bo dużo będzie ludzi tym też zboczonych.
-Przecież ty masz ochroniarza.
-Niby tak, ale skąd możesz wiedzieć co się stanie. Coś, zacząłeś mówić ale Noah ci przerwał.-przypomniała.-Więc co chciałeś mi przekazać?
-Od rana, mnie boli.
-Co cię, boli?
-Wszystko, mam wrażenie że coś złego się wydarzy.
-Mam, nadzieję że to się nie wydarzy.-uśmiechnęła się blado.-Idę poszukać, Joe'go.
-Powodzenia.
-Przyda się.-i odeszła, a ja zostałem sam. Równo o dziewiętnastej, zaczęli nas witać pierwsi goście, a najbardziej to mnie, składali życzenia, niektórzy podarowali mi nawet prezenty.