Tess
20.06.2017.
-Gdzie ty byłaś ?!-krzyknęła matka, łapiąc mnie za ramię. Syknęłam z bólu.
-Ja..-próbowałam coś wydusić, ale nie umiałam. Po tym jak zostałam zgwałcona, i leżałam w krzakach przez kilka godzin, cała obolała i zmarznięta.
-Co ty ?-spuściłam głowę, czując narastające łzy, w kącikach oczu. Złapała dłonią moją brodę i zacisnęła na niej palce, podniosła moją głowę bym mogła na nią spojrzeć.-Co się mażesz ?
-Prze.. przepraszam.-wydusiłam.
-Spóźniłaś się sześć pieprzonych godzin!-powiedziała z zaciśniętymi zębami. Nie odpowiedziałam, czekałam na jej kolejny ruch.-To cię nauczy pokory.-powiedziała chłodnym tonem, przez który dostałam gęsiej skórki. Zaczęła mnie ciągnąć w stronę piwnicy. Przestraszona zaczęłam się szarpać, nic to nie dało. Wepchnęła mnie do środka, zamykając drzwi.
-Nie!.. nie!.. proszę!.. nie!-krzyczałam uderzając dłońmi o drzwi. Osunęłam się po nich, wiedząc że spędzę tutaj następne godziny swojego bezsensownego życia.
-Proszę.. boję się ciemności..-wydusiłam ostatkiem sił, i przymknęłam powieki. Owinęłam ciało dłońmi, czując chłód na całym ciele, poczułam pierwsze gorzkie łzy.
Teraźniejszość..
Spojrzałam ostatni raz na łóżko, na którym spał czerwonowłosy, podeszłam do lustra i przyjrzałam się ostatni raz mojej kreacji na dzisiejszy dzień. Na dworze jest ponad dwadzieścia stopni, postawiłam na czarne krótkie szorty, do tego biały top na ramiączkach, biało-czarne nike, włosy spięłam w wysokiego koka i włożyłam w nie okulary przeciwsłoneczne. Dzisiaj nie dodawałam żadnych dodatków prócz tych okularów. Sięgnęłam po torebkę, i wyszłam z pokoju, zeszłam po schodach, po drodzę minęłam Noaha, Joe'go przywitałam się z nimi i szybko pobiegłam do samochodu Luuka. Droga do szkoły minęła nam całkiem szybko, zaparkowaliśmy na szkolnym parkingu.
-Jaką masz pierwszą lekcję?-spytałam doganiając brata.
-Chyba matmę.-wzruszył ramionami.
-Ej ja też. Mamy chyba razem, bo ta która mnie uczy matmy pojechała z rodzinką na wakację.-powiedziałam, przedrzeźniając nauczycielkę.
-Pewnie wróci z bobasem w brzuchu.-przepuścił mnie pierwszą w drzwiach.
-Nie zdziwiłabym się. Widziałeś może gdzieś, Sophie?
-Nie jeden raz, gdy cię nie było rozmawiała ciągle z tą Emmą? Czy jak jej tam było.
-Z tą fałszywą gnidą?-przytaknął.
-Idziemy do szafek, i potem na lekcję?-kiwnęłam głową, i wspólnie się tam udaliśmy. Zostawiliśmy niepotrzebne książki, i skierowaliśmy się do sali w której ma się odbyć matematyka. Usiadłam wraz z bratem na samym końcu, przy oknie, po chwili dołączył do nas Liam. Przywitał się z Luukiem, a potem ze mną.
-Cześć, Tess.
-Hej.-zbiłam z nim żółwika, odwrócił krzesło w naszą stronę, i usiadł na nim.
-Słyszeliście o tej nowej plotce?-spytał szatyn, jedynie ja zaprzeczyłam. Zdziwiłam się, że Luuk nie zaprzeczył, przecież on się nie interesuję plotkarstwem jak Liam.
-Mów.
-Podobno typ od matematyki ma romans z sekretarką.-szepnął.
-Aa o to chodzi, to nie plotka, a prawda.-powiedziałam wzruszając ramionami, wyciągnęłam telefon i gdy miałam już go uruchomić spojrzałam na towarzyszy, ich szczęki można było zbierać z podłogi.