Tess
28 czerwca, 2021 rok. Dzisiaj mija równy miesiąc odkąd, tata umarł. Dalej sobie z tym nie poradziłam, jest coraz gorzej, z każdym dniem. Codziennie wychodzę do miejsca, które pokazał mi Noah, tam jest moje wyciszenie od wszystkiego i wszystkich. Czuję się tam jak ptak, wolna.
-Tessa.-usłyszałam, zirytowany głos psycholożki.
-Tak?
-Znowu odleciałaś.-tak, bracia mnie przyłapali pewnego wieczoru, a dokładnie to Joe, gdy miałam całe ręce we krwi. Przeklinałam się w myślach, że to on mnie przyłapał, tamtego wieczoru złamałam też coś bardzo ważnego. Obietnicę złożoną Nathanielowi. Ja.. po prostu nie mogłam już tego wytrzymać, śmierć ojca rozwaliła mnie na jeszcze mniejsze kawałki, niż przypuszczałam. Nie powinno tak boleć, ale bolało znacznie gorzej. Wzruszyłam ramionami, bo co innego miałam odpowiedzieć.
-Dobrze, zaczniemy od początku. Jak się dzisiaj czujesz?-zapytała, spoglądając na mnie. Mówiłam, już że jest bardzo upierdliwa? Dosłownie jak odpłynę gdzieś myślami, to zaraz zaczynamy wszystko od nowa. Irytująca baba.
-Nijak.
-Nijak?-powtórzyła, marszcząc czoło, i zapisując moje słowa.
-Tak?
-Tesso nie pomogę ci, jeśli nie będziesz współpracować.
-Gdybyś mi w ogóle coś pomogła.-mruknęłam pod nosem.
-To jest już nasza ósma sesja. Nie otworzyłaś się, nawet na sekundę. Co się z tobą dzieje!?
-Co się ze mną dzieje?!-krzyknęłam wstając gwałtownie z kanapy. Emocje wzięły górę.-To się dzieje, że straciłam brata do cholery! Miesiąc temu ojca! Kogo mam jeszcze stracić bym jeszcze bardziej umarła w środku ?-wyrzuciłam dłonie w powietrze.-Noaha? Luuka? A może Joe'go ?!-zamilkła.
***
Czuje się, jakby nikt mnie nie rozumiał, tak jakbym była w tym wszystkim sama. Może jestem? Każdy po jego śmierci, jeszcze bardziej zamknął się w sobie. Prawie w ogóle nie rozmawiamy, jedynie głupie ,,Hej" lub ,,Cześć" i idzie z powrotem do pokoju, jedynie Joe stara się z kimś porozmawiać, najczęściej to ze mną.
Siedziałam w łazience, znowu robiąc kreski. Nie wiem, kiedy ale znalazłam w nich ukojenie, robiąc to zapominam o otaczającym mnie świecie, liczę się wtedy tylko ja. I nikt inny. Wtedy odcinam się od rzeczywistości, zapominam o wszystkim i każdym, przenoszę się do świata w którym żyje, tylko ja. Nie wiem, w którym momencie zaczęłam przykładać żyletkę coraz to mocniej, robiąc jeszcze dłuższe linie niż zazwyczaj. Nie pamiętam w którym to momencie, leżałam już w kałuży krwi, ostatkiem sił dalej je robiąc. Serce mnie potwornie zakuło, gdy ostatnie co słyszałam to ich krzyki. Nie chciałam by mnie widzieli w takim stanie. Chciałam odejść, cicho i spokojnie, wręcz niezauważalnie. By po tym wszystkim o mnie zapomnieli, bym mogła odejść w zapomnienie. Zupełnie jakby nigdy taka osoba jak Tessa Chadburn, nie istniała. Złamałam kolejny raz obietnicę, ale ja nie potrafię inaczej.
Przeprasza, Nathaniel..
Obudziłam się w białym pomieszczeniu, było tu łóżko na którym aktualnie leżałam przypięta do różnych maszyn, kanapa pod oknem, obok łóżka małe plastikowe krzesełko, jedna mała szafeczka. Przewróciłam głowę, próbując dalej zasnąć, za oknem panował mrok, w całej sali jedyne co się świeciło to lampka przymocowana do sufitu na końcu sali. W końcu udało mi się, zasnąć.
![](https://img.wattpad.com/cover/355462005-288-k817846.jpg)