5. Sekret

25 5 5
                                    

UWAGA: W PONIŻSZYM ROZDZIALE POJAWIAJĄ SIĘ WĄTKI SAMOOKALECZANIA I PRZEMOCY RÓWIEŚNICZEJ. JEŚLI JEST TO DLA CIEBIE TEMAT TRUDNY, ZREZYGNUJ Z CZYTANIA I PAMIĘTAJ, NIE BÓJ SIĘ PROSIĆ O POMOC.


- Dobry wieczór, panie profesorze – zająknął się Sev, stając oko w oko ze Slughornem.

- Severusie, doprawdy, powinieneś już spać – zganił chłopaka mężczyzna, po czym przebierając krótkimi nóżkami zaczął dreptać w stronę zamku.

-Wiem, przepraszam. Po prostu...czekałem na pana – wymyślił na poczekaniu, przypomniawszy sobie, że w kieszeni wciąż ma pożyczoną książkę. Dogonił profesora i razem z nim szedł w stronę szkoły.

- Do czego jestem ci tak pilnie potrzebny? – zapytał Horacy, otwierając główne drzwi.

- Chciałem pana dopytać o...właściwości tojadu – palnął chłopak.

- Tojadu, mówisz...a dlaczego akurat ta roślina cię interesuje?

- Mówił profesor o niej dzisiaj na zajęciach – skłamał, modląc się w duchu, żeby Slughorn nie pamiętał, że tematem dzisiejszych zajęć był dyptam.

- Ach, tak...rzeczywiście. Nie mogłeś poczekać z tym do jutrzejszej lekcji? – zapytał profesor, zatrzymując się przed schodami – Jestem dziś nieco zmęczony

- Oczywiście, panie profesorze – usłużnie skinął głową Severus – Jutro przyjdę do pana w tej sprawie. Dziękuję i przepraszam za zawracanie głowy.

- Oj tam, od razu zawracanie. Cieszy mnie i schlebia mi, kiedy uczeń jest aktywny i chce zgłębiać wiedzę z mojego przedmiotu – Slughorn uśmiechnął się z dumą. – No, a teraz biegnij spać. Dobranoc, Severusie

- Dobranoc, panie profesorze – rzucił Severus i szybko się oddalił. Mało brakowało a spędziłby ze Ślimakiem kilka godzin, dyskutując na temat rośliny, o której zastosowaniach wiedział niemal wszystko. A to wszystko przez Blacka i jego durne gierki.

Snape wchodząc do pokoju wspólnego był wściekły i rozczarowany. Niemalże wszystko szło nie po jego myśli. I jeszcze ten Slughorn. Chłopak miał szczęście, że nie natrafił na McGonagall. Wtedy nie skończyłoby się to w ten sposób.

- Kogo my tu mamy? Dziwak wrócił z randki! – zarechotał Devon. Opierał się o jeden z kamiennych filarów i palił papierosa, wpatrując się w Severusa świńskimi oczkami.

- Nie byłem na randce – odparł spokojnie brunet.

- No tak...która by cię chciała? Może panna Evans? Ups, zapomniałem. Ona woli bzykać się z Potterem! – Todd udał zasmuconego, a po chwili wybuchł śmiechem. Severus zacisnął pięści.

- No, co mi zrobisz, śmieciu? Nic. Tyle umiesz – prowokował osiłek. Snape ostatkiem sił powstrzymywał się od rzucenia się na niego. Albo rozpłakania się. Sam już nie wiedział. Z opresji wyratowała go... Emma Vanity.

- Dev...chodź do mnie. Dziewczyny wyszły... - Ślizgonka stanęła w drzwiach do dormitorium dziewcząt, bawiąc się krótką koszulką od piżamy.

- Masz szczęście, śmieciu – wycedził Devon, po czym zbliżył się do Severusa i zgasił papierosa na jego nosie. Snape ani drgnął, mimo że ból był niemiłosierny. Osiłek splunął na niego i odszedł do dziewczyny, szczerząc się, zadowolony.

Sev został sam. Stał na środku pokoju z poparzonym nosem i nie wiedział, co robić. Zaczął się trząść. Chciało mu się płakać, ale wiedział, że nie może. Nie tu. Tu go mogą zauważyć.

𝐆𝐨𝐝 𝐊𝐧𝐨𝐰𝐬 𝐈 𝐓𝐫𝐢𝐞𝐝 // 𝐒𝐧𝐚𝐩𝐞 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz