Rozdział 12

24.7K 1.7K 374
                                    

Obudziłam się, dzięki irytującemu dźwiękowi budzika. Czułam, że ledwo oddycham, a powodem tego był wręcz zgniatający mnie w swym uścisku Harry. Usiłowałam się wyswobodzić z jego objęć, jednak bezskutecznie. Zdenerwowana do granic możliwości wbiłam swoje pomalowane na biało paznokcie w jego przedramię. Chłopak skrzywił się, jednak wciąż mając zamknięte oczy.

-Harry!- fuknęłam.- Obudź się!- Styles zaczął się wiercić, tym samym zabierając rękę z mojej tali. Momentalnie wygramoliłam się z łóżka, patrząc na zegarek na ścianie, który wskazywał siódmą. Musiałam obudzić Stylesa, bo inaczej się spóźnimy. Zabrałam leżąca na ziemi małą poduszkę, następnie ustawiając się obok Harrego, z zamiarem uderzenia go nią. Gdy uniosłam ręce do góry, biorąc zamach, usłyszałam głos.

-Nie waż się Clark.- mruknął swoją poranną chrypką. Prychnęłam pod nosem, odkładając poduszkę na łóżko.

-Obudź się śpiąca królewno, idziemy do szkoły.- poinformowałam go, podchodząc do szafy. Wyjęłam z niej białe długie, spodnie z wysokim stanem, oraz ciemno zielony croop top, na ramiączkach, nie zapominając o świeżej bieliźnie.- Jak wrócę masz być ubrany.- warknęłam. Może i w pewnym stopniu, wtajemniczyliśmy go w nasz plan, aczkolwiek nie mogłam zapominać, iż to wciąż ten sam arogant, który mnie tak irytuje. Byłam wyczerpana po wczorajszym, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. W końcu tam zmarł człowiek, właściwie to źle powiedziane, on tam skonał, brutalnie pobity, pozbawiony szans w postaci pomocy lekarzy. Gdybym tylko mogła się dowiedzieć w jaki sposób oni pozbywają się ciał i gdzie jest "miejsce pochówku", mogłabym zaprowadzić tam policję, tylko wpierw muszę się dowiedzieć, komu z owych stróżów prawa mogę zaufać.
Po odprawieniu porannej toalety i ubraniu przygotowanego wcześniej stroju, opuściłam łazienkę, wracając do swojego pokoju. Na szczęście Harrego, był już ubrany i czekał na mnie, siedząc przy biurku.

-Myślałem już, że utonęłaś.- odezwał się kąśliwie. No tak, wraca prawdziwy Styles.

-Jestem dziewczyną, co myślałeś.- przewróciłam oczami.- Idź do łazienki, jest na końcu korytarza, a ja pójdę zrobić coś do jedzenia, żeby było szybciej.- nakazałam, odwracając się, na pięcie. Zbiegłam po schodach na dół, prosto do kremowej kuchni. Miałam nadzieję, że będzie coś dobrego do jedzenia, gdyż tata wyjechał i niekoniecznie zrobił zakupy. Otworzyłam lustrzaną, czarną, dwudrzwiową lodówkę, zaczynając ogarniać co jest w środku. Odnalazłam w niej jeszcze nie otwarte mleko. Postawiłam je na wyspie kuchennej, po drodze wyjmując jeszcze płatki z półki obok czarnej kuchenki. Przygotowałam miski i łyżki, ustawiając je przed wysokimi krzesłami na blacie. Zrobiłam sobie kawę z mlekiem, po czym usiadłam, zaczynając pałaszować moje śniadanie.

-Co tam masz dobrego?- do kuchni wszedł Harry, siadając obok mnie.

-Płatki.- odparłam, biorąc łyk kawy.

-Nie ma nic innego?- zapytał, rozczarowany. Boże jak on mnie denerwuje, nie dość, iż go przenocowałam, zrobiłam śniadanie i nie przywaliłam mu w tę jego "śliczną" buźkę za to, że mnie prawie udusił w nocy, to on jeszcze wybrzydza.

-Nie hrabio, nie ma. Jak nie jesteś głodny to nie jedz.- zirytowałam się.

-Nie no spoko, zjem.- podniósł ręce, w geście obronnym. Zgarnął łyżkę z blatu, zaczynając konsumować swój posiłek, a co za tym idzie niemiłosiernie chlipiąc. Boże, jaki on był irytujący.
-Ech, chcesz kawy?- starałam się uspokoić. Może jak dostanie dawkę kofeiny, to przestanie zachowywać się jak diva.

-Tak poproszę.- wyszczerzył się.

-Jaką? Uprzedzam, że nie zrobię ci żadnego Latte z podwójną pianką, karmelem, brązowym cukrem, posypaną cynamonem.- zakpiłam, na co się zaśmiał.

Karate || Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz