Rozdział 21

9.9K 791 136
                                    

Czy jestem we śnie, czy naprawdę mam się pojedynkować ze swoim byłym chłopakiem? Wciąż stałam przed szatnią, próbując zebrać myśli. Brooks nie będzie miał dla mnie litości, zrobi wszystko by wygrać. To już nie był sparing, to już nie była zabawa, to było jego życie. Ponad wszystko kochał wygrywać, czuć zimny pot i krew zawodników. Hektor go uwielbiał, tak jak mnie kiedyś, ale ja byłam zdrajczynią, więc miałam dostać nauczkę. Nie wiedziałam czy sobie poradzę, nie wiedziałam czy wyjdę z tego poobijana, czy też wcale, ale wiedziałam, że nie mogę zrezygnować. Weszłam do szatni. Była pusta. Oparłam swoje ręce o zamontowaną, pod lustrem umywalkę. Spojrzałam na siebie. Minę miałam bardzo niewyraźną, byłam cała blada, a na czole czułam zimny pot. Pod wpływem strachu moje dłonie i stopy stały się zimniejsze, a w brzuchu czułam ucisk, jakby ktoś przewiązał mi żołądek liną. Przejechałam palcami po swoich zaplecionych włosach, było mi niedobrze. Nigdy, odkąd sięgam pamięcią, tak się nie czułam. Nawet nie stałam twardo na podłożu, ponieważ odnosiłam wrażenie, jakbym nieczuła nóg, inni nazywali to galaretą, lecz ja inaczej to interpretowałam. Bardzo przydałoby mi się teraz jakiekolwiek wsparcie, chociażby Brada, Harrego, a nawet tej dziwnej byłej dziewczyny Stanleya, która teraz spotykała się z moim przyjacielem. Jedna rozmowa, żebym mogła odciągnąć myśli.. Zostało mało czasu do walki, w głównej sali na pewno zapowiedzieli już kto w niej uczestniczy, co oznaczało, że Harry już wie. Zabawne, że dopiero w tak okropnych momentach, człowiek zaczyna doceniać niektóre rzeczy. Rozumiałam teraz jak czuł się Styles, mówiąc, że się o mnie martwi. Nie było to gadanie, spowodowane jak sądziłam, jakimś zauroczeniem w początkowej fazie, tylko po prostu, troską o drugiego człowieka. Musiałam do cholery jasnej wziąć się w garść, albo to, albo polegnę tam, przy pierwszym uderzeniu.

-Clark!- ryknął donośnie, wchodzący do pomieszczenia Hektor, na co aż podskoczyłam.- Nie patrz na mnie jak niedojda, tylko przebierz się w kimono!.- warknął.- Wracam za minutę i masz być ubrana z perfekcyjnie zawiązanym pasem!- trzasnął drzwiami. Czyli jednak walka w kimonach. Cóż, będzie lepiej widać krew jak dostanę po głowie. Miałam same czarne, niczym mój pas myśli, jednak nie zbagatelizowałam polecenia mężczyzny. Zawiązałam na biodrach białe spodnie, po czym ubrałam górę od kimona, mając pod spodem tylko sportowy stanik. Ledwo zdążyłam zawiązać pas, a sensei już był z powrotem.- Widzę, że jak zwykle warkoczyki.- skomentował moje włosy. Francuzy były najlepszą jak dla mnie fryzurą, nie przeszkadzały jak kucyk i nie było ryzyka, że się rozlecą jak w przypadku koka.

-Dlaczego Brooks?- odezwałam się, zaczynając owijać swoje dłonie tak zwanym bandażem bokserskim, dzięki czemu mogłam mieć lepiej usztywniony nadgarstek, oraz istniało mniejsze ryzyko wybicia palca, a co najważniejsze wchłaniał pot. W tym miejscu nikt nie mógł liczyć na rękawice, lub ochraniacze.

-Chyba nie jesteś zła? Stan się ucieszył, że będzie mógł poturbować twoje ciałko.- zaśmiał się gardłowo. Prawdopodobnie chciał mnie nastawić przeciw niemu, żeby zapewnić publice większe show, aczkolwiek znając Stanleya te słowa byłyby możliwe.

-Postawiłeś minie w patowej sytuacji.- zaczęłam się rozciągać, począwszy od nóg.

-Słuchaj Rachel, musisz się wkurwić.- wysyczał. Świdrował mnie despotycznym, morderczym, nieznoszącym sprzeciwu wzrokiem.- Nie bądź małą dziewczynką, udowodnij publice co potrafisz, a wiem, że potrafisz.- podbudzał mnie.- Oni wszyscy myślą, że jesteś ciotą, zwykłą laleczką, która się popłacze jak dostanie w mordę.- kontynuował. Przed każdą walką robił to samo i nie powiem, zawsze to na mnie działało.- Wiem, że potrafisz znowu obudzić w sobie Węża.- przekonywał mnie.- Spójrz na Stana. Myślisz, że cię oszczędzi?- parsknął.- Dziewczynko.- urwał.- Albo ty, albo on.- wyjaśnił. Przemowa Hektora bardzo mnie wzburzyła i zadziałała tak jak on oczekiwał. W końcu miał racje, dla Stana nie liczyłam się ja. Hektor i reszta zawsze byli ponad wszystko, tak jak kiedyś dla mnie. Nie mogłam się bać, musiałam być bezlitosna, bez skrupułów. Będzie co będzie, ale ja nie dam się pożreć stresowi. Czułam, że dzisiejsze wydarzenie przynosi ogromny zysk inwestorom, ale ja niemiałam zamiaru być jedną z ofiar, że tak zabawnie powiem po moim trupie. Uderzyłam pięścią w otwartą dłoń, patrząc Hektorowi prosto w oczy, na co uśmiechnął się cwanie. Zęby miałam zaciśnięte, a mój wyraz twarzy na pewno do przyjaznych nie należał.-Tak jest malutka! A teraz do prawego wejścia i pamiętaj do samego końca, aż zobaczy gwiazdy na niebie.- klepnął mnie po plecach. Byłam taka nabuzowana przez adrenalinę, że dosłownie chciałam wylecieć na ten ring. Z kamienną twarzą, czekałam przed prawym wejściem, kątem oka widząc jak Stan ustawia się pod lewym. Żadne z nas jeszcze nigdy nie przegrało, a dzisiejszego wieczora miało to nastąpić. Powtarzałam sobie w głowie wszystkie złe postępki Stana, aż do momentu, gdy z głośników dobiegł głos zapowiadający walkę.

Karate || Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz