Wielki, umięśniony mężczyzna stał za Adel. Ogromną, jak na gust dziewczyny, ręką położoną na jej brzuchu przyciskał ciało rudej mocno do swego, przez co plecami prawie wtopiła się w korpus napastnika. Zimny metal noża przylegał do szyi, choć za wszelką cenę usiłowała zminimalizować kontakt fizyczny ostrza ze skórą.
Emily dostrzegła, że ich zbieg pozostawał w połowie nagi, co wcale jej nie dziwiło, ponieważ zmuszone były pozbyć się ciężkiego, nieporęcznego pancerza, jeśli chciały wykonać opatrunek. Teraz prócz prowizorycznych bandaży nosił wyłącznie skórzane, długie spodnie i ciężkie, wysokie buciory żołnierskie. Bordowy materiał przewiązany w pasie zdradzał, iż po opatrzeniu dalej solidnie krwawił, bowiem pierwotnie bluzka Em posiadała inny kolor.
Dziewczyna mocno zastanawiała się, dlaczego ustąpiła Adel, przystając na pomysł z udzieleniem mu pomocy. Teraz miały dostać za swoją głupotę zapłatę z nawiązką. Nosem wypuściła powietrze, natomiast każda opcja bezpiecznego wyjścia z sytuacji zdawała się nieadekwatna. Żałowała, iż nie zostawiły żołnierza na pastwę losu, kiedy istniała ku temu okazja.
– Em? Pomóż mi – nakazała przestraszonym, drżącym głosem.
Brunetka drgnęła. Nie, żeby nie chciała. Bardzo chciała ocalić tyłek Adel, nawet jeśli wcześniej głośno twierdziła coś zupełnie odmiennego. Cały problem polegał na tym, iż niewiele mogła zrobić w obecnej sytuacji. Pewna nawet nie była, czy mogła się ruszyć. Nie umiała odgadnąć, co roiło mu się w głowie ani określić, czy nie zareaguje na jej niewinny ruch przesadnie poprzez rozprucie zakładniczce gardzieli.
– Puść ją – Em zakomenderowała spokojnie, aczkolwiek stanowczo. Głos miała opanowany, chociaż wewnątrz cała się trzęsła niczym przysłowiowa osika. Podstawowa zasada negocjacji brzmiała, iż swego strachu nie należy ujawniać wrogowi. Uznała dodatkowo, iż proste komunikaty ułatwią sprawę. – Proszę, puść ją i porozmawiajmy.
Zmierzył ją rozbieganym wzrokiem, co wcale nie pocieszało Redsword. Bez względu na to, czy w krwioobiegu mężczyzny krążyła trucizna, czy jakikolwiek inny specyfik, zdawał się nieprzewidywalny. Jego twardy, pełen surowości głos dobiegł uszu obu kobiet, choć to Adel słyszała go najwyraźniej.
– A czemu miałbym? – spytał. – Jesteście moimi więźniarkami. Mogę zrobić, co zechcę.
Adel powstrzymała wybuch płaczu. Nie chciała go prowokować, ale łzy cisnęły się do oczu. W duszy całą sobą błagała Em o ratunek, a niebiosa o boską interwencję. Dopiero co przeżyły piekło, a już kolejne rozwierało przed nimi wrota. Ostrze mocniej zbliżyło się do jej szyi.
– Pomogłyśmy ci – odparła z nieskrywanym oburzeniem czarnowłosa. – Mogłyśmy zostawić cię i pozwolić umrzeć od ran lub zeżreć cię tamtej szkaradnej bestii z namiotu, a nie zrobiłyśmy tego. To chyba o czymś świadczy, czyż nie?
Zlustrował mówiącą dzierlatkę od głowy po stopy. Badawczo przesunął wzrokiem po jej obliczu, szukał oznak łgarstwa. Miała rację, a on aż nadmiernie zdawał sobie z tego sprawę. Nie był zdolny do walki, wartość bojowa spoczęła na poziomie zerowym. Nieumarły powalił go, odnosząc triumf, a z masubem... Zaciągnął się powietrzem, wyobrażając sobie, co potwór by z nim zrobił.
– Dlaczego mi pomogłyście? – drążył podejrzliwie. – Czego chcecie?
Adel posłała kompance błagalne spojrzenie. Żywiła nadzieję, że jakimś cudownym sposobem Em sprawi, iż przerośnięty dryblas za jej plecami zrezygnuje z obecnych planów i zostawi ją w spokoju. Nie chciała wiele, jej wymagania nie windowały nadmiernie wysoko. Wystarczyło, żeby ją puścił, nic ponadto. Jego silne ramiona prawie ją miażdżyły, choć z innej strony ciepło drugiego ciała zdawało się paradoksalnie kuszące. Zziębła, a trzymający ją mężczyzna emitował ciepło, rozgrzewając poszczególne partie. Niestety nóż na gardle zmieniał perspektywę.
CZYTASZ
Eserbert. Kraina Półbogów - tom I [ZAKOŃCZONE]
FantasyEserbert to nie Ziemia, Ziemia to nie Eserbert. Świat nagle pogrążył się w chaosie, kiedy okazało się, że pradawne zło wcale nie zostało pokonane, a wieść o jego śmierci była największą mistyfikacją przedstawioną ludzkości. Półbogowie wpadają w pan...