Wzdrygnęła się na dotyk. Nie bolało, nie piekło, a mimo to nieprzyjemny impuls rozszedł się po ciele, wywołując dyskomfort. Adel napięła się, zacisnęła palce na drążku wystającym z kamiennej ściany. Na polecenie Narusy stanęła pod konstruktem twarzą do skały, by pozwolić opatrzeć się harpi, która po jej kąpieli pojawiła się w izbie sąsiadującej z pomieszczeniem wypełnionym gejzerami podgrzewającymi wodę.
– Bolało? – zdumiała się Emysei.
Czujnie obserwowała więźniarkę. Podobnych obrażeń nie widywała wśród członków społeczności, ale domyśliła się szybko źródła zasinień. Ich rozmieszczenie idealnie wpasowywało się w rozłożenie palców. Nie skomentowała jednak tej kwestii. Zdaniem zielarki nie był to jej problem. Wyłącznie na prośbę współsiostry przybyła, aby zająć się dziewczęciem.
– Nie – odparła zwięźle.
Głowę spuściła nisko, wzrok wbiła w bliżej nieokreślony punkt na skale. Wraz z każdym przesunięciem mazi spreparowanej przez harpię o włosach równie intensywnej barwy co fryzura Adel wracały wspomnienia. Westchnęła ciężko, po czym zagryzła wargę. Jeśli wcześniej czuła się upodlona, teraz brakowało jej stosownego określenia. Stała naga, a obca kobieta opatrywała jej ciało, nie pomijając przy tym miejsc, w jakich zdaniem Crow nie znajdowały się ani sińce, ani zadrapania.
– Długo to jeszcze potrwa?
Narusa cały czas towarzyszyła przy opatrywaniu więźniarki. Pilnowała, by ta nie wykazała się nagłą, nieprzewidzianą agresją, choć oceniała ludzką kobietę jako stworzenie wybitnie łagodne oraz pokojowe. Od początku współpracowała, mimo że była świadkiem, jak agresywnie potraktowali jej kompana. Z drugiej strony skrzydlata niewiasta o jasnych włosach nie mogła zwyczajnie zostawić pojmanej samej.
Emysei umiała walczyć, znała podstawy. Zielarka wiedziała, jak trzymać nóż bądź zamachnąć się nim, a także gdzie ciąć, aby zranić bądź zabić w zależności od upragnionego efektu, jaki zamierzała osiągnąć. Trenowała regularnie kilka razy w przeciągu cyklu księżyca byleby tylko utrzymać formę na podstawowym poziomie. Swój czas oraz uwagę poświęcała przede wszystkim ziołom i preparowaniu medykamentów. Doradzała też królowi, a ponadto odgrywała jedną z głównych ról podczas celebracji obrządków na cześć pramatki Takhvy. Nie mogła zostać sam na sam z istotą, która jakkolwiek zdołałaby jej zagrozić.
– Leczenia nie wolno przyśpieszać, jeśli efekt ma być nie tylko zadowalający – oceniła kobieta o rudych, spiętych wysoko włosach. Gdy tylko zasłyszała, że potrzebne będą wypracowane przez nią umiejętności, Emysei upięła pukle, by te nie plątały się zbędnie. – Możesz posłać po drugą – uznała. – Zdąży się oczyścić, nim skończę.
– Nie zdąży – zakomunikowała skrzydlata kobieta wkraczająca z impetem do skalnej izby. Wszystkie trzy obróciły się ku nowoprzybyłej, oczekując rozwinięcia myśli, choć tylko Adel pilnowała się, by nie cofnąć rąk z drążka, a stóp nie oderwać od podłoża. – Ber thekebe dgeo forbahash vararass.
Adel oglądająca się przez ramię na niewiastę o ciemniejszych włosach i ubarwieniu pierza nie zrozumiała wszystkiego. Wydedukowała jednak z kontekstu znanych wyrażeń, że konwersacja tyczyła Emily, którą przeniesiono dokądś bądź przeprowadzono. Zielonego pojęcia nie miała, w jakim celu. Zerknęła po pilnującej ją Narusie, a nieco bardziej skręcając tułów, zlustrowała również Emysei. Harpie spojrzały po sobie wymownie.
– Velliry vararass ber thekebe? – Narusa zwróciła się do bezimiennej, by sprecyzować podejrzenia. Ta skinęła głową, następnie wskazała na stojącą nago rudowłosą. Crow zmrużyła oczy, patrząc na strażniczkę. – Berge shette anoru. Vagarsha zgette yhta brashk.
CZYTASZ
Eserbert. Kraina Półbogów - tom I [ZAKOŃCZONE]
FantasyEserbert to nie Ziemia, Ziemia to nie Eserbert. Świat nagle pogrążył się w chaosie, kiedy okazało się, że pradawne zło wcale nie zostało pokonane, a wieść o jego śmierci była największą mistyfikacją przedstawioną ludzkości. Półbogowie wpadają w pan...