Rozdział 19. - Zamek Redcliffe

19 1 29
                                    

— Ciekawe, kto zbudował ten tunel. I po co.

Głos Leliany odbił się od murów. Ellen mimowolnie się wzdrygnęła, gubiąc krok na stromych schodach.

— Pewnie ci sami ludzie, którzy zbudowali zamek — mruknął Alistair.

Jemu było najtrudniej. Musiał zginać się prawie wpół, żeby nie uderzyć głową w sklepienie. Leliana zresztą też się pochylała. Po raz pierwszy Ellen mogła być zadowolona ze swojego niezbyt imponującego wzrostu.

— No tak. — Leliana westchnęła. — Ale to musiało być prawdziwe wyzwanie dla budowniczych. Przecież Zamek Redcliffe jest odcięty od lądu przez Jezioro Kalenhad, prawda?

Coś zaskrzypiało. Ellen roztarła ramiona, próbując pozbyć się nieprzyjemnych dreszczy, ale wilgoć tunelu przenikała nie tylko płaszcz i zbroję, spodnie ubranie też.

— A, cholera. Uważajcie, tunel jest jeszcze niższy niż schody — rzucił Alistair.

Kto musiał uważać, ten musiał.

— Wygląda na to, że tędy wiedzie droga ucieczki z zamku, prawda? — Leliana nie poddawała się zbyt łatwo. — Ale skoro ten zamek jest nie do zdobycia w oblężeniu, po co komu byłaby taka droga ucieczki?

Ellen zacisnęła dłoń na grzbiecie Shegara. Jego ciepło było aż dziwne w ziąbie ciemnego tunelu. Szkoda, że nie mieli żadnej pochodni. Ciasnota, mrok, wilgoć... i myśl o tym mnóstwie wody nad głową, od której oddzielała ich tylko grubość murów...

— Może nie wiedzieli, że będzie nie do zdobycia — podsunął Alistair.

— Zapasy — mruknęła Ellen.

Zapadła cisza. W ciemności nie dało się niczego zobaczyć, ale jakoś tak – jakby oboje na nią spojrzeli. Może zapomnieli, że tu jeszcze była.

— Wyjście prowadzi do młyna. W razie oblężenia mogliby transportować pożywienie do zamku, żeby dłużej wytrzymać.

— Niegłupie — skwitował Alistair.

— I całkiem romantyczne — dodała Leliana.

Ellen zmarszczyła czoło. Może to i lepiej, że nie dało się zobaczyć jej twarzy.

— Zapasy w młynie czy oblężenie?

Leliana roześmiała się lekko.

— Zamek nie do zdobycia. Cały ten koncept wydaje mi się romantyczny. Można o tym układać piękne historie.

Ellen wywróciła oczami. Tego też raczej nie było widać.

— To chyba zależy, po której stronie murów stoisz.

Alistair parsknął.

— Nie rozśmieszaj mnie, bo walnę głową w sufit.

Naprawdę było aż tak nisko?

Ellen wyciągnęła rękę w górę i – och. Uderzyła palcami w wilgotny kamień. Był na nim jakiś dziwny nalot, który od razu przykleił się do jej dłoni. Ile miała przestrzeni nad sobą, stopę? Może dwie, ale chyba niecałe. I zaraz nad kamieniami – ogrom jeziornej wody.

— Przejście się kończy — rzucił Alistair.

Znowu coś zaskrzypiało. W korytarz wlał się snop rażącego światła i Ellen musiała zmrużyć oczy. Powietrze wpadające przez szparę śmierdziało stęchlizną, ale chyba było mniej... mokre. Wyglądało na to, że wchodzili do zamku. Czy raczej – do zamkowych lochów.

Ze ścian spozierały na nich puste zakratowane wnęki. Nie były duże, głębokie na tyle, żeby zmieściło się posłanie. W niektórych leżały resztki jakichś sienników, zgniła słoma zaścielała posadzkę, w innych nie było nic poza gruzem czy starym wiadrem.

Szara StrażniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz