Rozdział 55. - Asystent uczonego

80 6 159
                                    

Pomarańczowe drzwi.

Ellen zapatrzyła się na zaśniedziałą klamkę. W ogóle cała ta fasada nie wyglądała jakoś majestatycznie. Najwyraźniej Zakon nie cenił swoich ciężko pracujących uczonych. A można by pomyśleć, że poszukiwania Urny Świętych Prochów byłyby dla niego istotne.

— I co? — parsknęła Morrigan. — Będziemy tak sterczeć?

Ellen drgnęła. Trochę głupio. Zrobiła się jakaś nerwowa.

...nie, dobra, była taka cały czas. Może powinna się dziwić, kiedy zachowywała spokój, to byłoby bardziej adekwatne.

— Tak to właśnie wymyśliłam — odparowała bez zastanowienia. — Poczekamy, aż brat Genitivus usłyszy nasze sapanie pod drzwiami i sam otworzy.

Ciekawe, czy Morrigan była taką zołzą z wyboru, czy wychodziło jej przypadkiem.

— To kto puka? — Zevran brzmiał na rozbawionego. — Macie sposoby na wyłonienie najodpowiedniejszego kandydata?

— Jeśli się nie zamkniesz, zapukam twoją mordą, przysięgam.

To była groźba, nie? Ale Zevran parsknął śmiechem.

Dziwne. Wielki uzbrojony najemnik z jakiegoś powodu Ellen posłuchał. Za to niewiele wyższy od niej elf – wcale. Świat pełen był zagadek.

— Nie martw się. — Leliana dotknęła jej ramienia. — W razie czego ja będę mówić. Mam pewne doświadczenie z ludźmi powiązanymi z Zakonem.

Ostatnim razem, jak Leliana mówiła, skończyło się szukaniem schowanego w szafie dzieciaka. Trudno stwierdzić, jak to wróżyło na przyszłość.

— Tylko się zachowujcie — westchnęła Ellen.

Zapukała – dobra, załomotała do drzwi. Stare deski huknęły, jakby rąbnęła w nie przynajmniej taranem. Ellen przyjrzała się swojej pięści. Bez przesady. Nie miała aż tak twardych knykci, żeby robić z tego takie zamieszanie.

— No, raczej to usłyszał — mruknął Alistair.

— I wszyscy jego przodkowie też.

Dzięki, Zevran.

Ellen wywróciła oczami.

— I co, cwaniaki? Nikt nie otwiera. — Z pretensją wskazała drzwi.

— Może pomyliliśmy adresy? — Leliana rozejrzała się bezradnie.

Oczywiście, było tu całe mnóstwo drzwi, ale żadne nie wyglądały na pomarańczowe. Jedne przypominały kolorem... cóż, gówno. Do takich Ellen by nie zapukała.

Genitivus zagnieździł się w jakiejś wąskiej, niezbyt reprezentacyjnej uliczce. Niby miał stosunkowo blisko do tutejszej świątyni – o ile konieczność przejścia całego targu to blisko – ale chyba mógł liczyć na lepsze opcje?

— To co teraz? — Morrigan chyba nigdy się nie poddawała. — Wynosimy się stąd?

Nie tak szybko.

— Bardzo mi przykro — Ellen wymownie zezowała w niebo, wcale nie wykorzystując tego, że Morrigan widziała tylko jej plecy — ale nie przerwiemy poszukiwań Urny. Nie żebyśmy w ogóle je zaczęli, tak właściwie.

— Poczekamy tu? — Alistair nie brzmiał na przekonanego. — A jeśli wyjechał?

No, to byłoby zdecydowanie niefortunne.

— Moglibyśmy pogadać ze strażnikami miejskimi — podsunął Zevran. — Ten rudy wyglądał, jakby chętnie nam pomógł.

O, w życiu.

Szara StrażniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz