Rozdział 8. - Wiedźma z Głuszy

22 3 26
                                    

To nie wyglądało dobrze.

Im głębiej wchodzili w Głuszę, tym więcej ruin walczyło o miejsce ze starymi drzewami. Ellen podejrzliwie przyglądała się wiszącym nad ich głowami ścianom, łukom okiennym i innym elementom architektonicznym, które trzymały się chyba tylko siłą woli.

Alistair często zmieniał trasę. Od czasu do czasu przystawał, a potem decydował, w którą stronę pójść. Może to przez pomioty. Wyczuwał je w pobliżu i nie chciał, żeby ryzykowali. Cóż, z umiejętnościami Ellen każde starcie w prawdziwej walce było sporym zagrożeniem. Dla wszystkich dokoła.

— Nasz drogi dowódco — odezwał się Daveth.

Alistair zerknął przez ramię, obdarzając Davetha pogodnym uśmiechem.

— Ja i pan rycerz opowiedzieliśmy już o sobie. — Daveth postawił parę dłuższych kroków, doganiając Alistaira. — Chyba pora na ciebie, co?

Ellen wywróciła oczami.

Tak, rzeczywiście, to była doskonała pora, żeby bez sensu kłapać dziobami.

— Cóż — Alistair zmarszczył czoło — zostałem zwerbowany sześć miesięcy temu przez Duncana. Wcześniej szkoliłem się na templariusza.

Daveth popatrzył na niego tak, jakby wyrosła mu druga głowa.

— Serio?

Na twarzy Alistaira pojawiło się coś dziwnego.

— Wychowywałem się w Zakonie i decyzję o tym, że zostanę templariuszem, podjęto za mnie dawno temu — mruknął bardziej oschle. — Duncan zauważył, że nie jestem zadowolony, i uznał, że moje szkolenie w zakresie eliminacji magów może się przydać w walce z mrocznymi pomiotami. Oto więc jestem. Wielka kapłanka nie pozwoliłaby mi odejść, gdyby Duncan nie postawił na swoim. Zawsze będę mu za to wdzięczny.

— Nie chciałeś wstępować do Zakonu? — spytał zdumiony sir Jory.

— To po prostu... — Alistair wzruszył ramionami. — Nie dla mnie. Wierzę w Stwórcę, ale nigdy nie chciałem poświęcić swojego życia służbie Zakonowi.

— Po tylu latach szkolenia...

Sir Jory pokręcił głową. Chyba nie potrafił pojąć, jakim cudem Alistair wolał poświęcić naukę zamiast samego siebie. Ellen westchnęła cicho, obejmując się ramionami.

To musiało być okropne. Nie móc decydować o sobie. Może jako szlachcianka miała dość... niewiele możliwości, ale nie były tak ograniczone. Ciekawe, czy postanowiła o tym jego rodzina. Nic nie wspominał o rodzicach.

— W ogóle — Daveth znowu się odezwał — masz cholernie dobre zdanie o Duncanie.

— Wiesz — Alistair zerknął na niego przelotnie — spędziłem w Zakonie wiele lat, zupełnie zrezygnowany, ale pogodzony z losem. Duncan był pierwszą osobą, którą zainteresowało to, czego ja pragnę. Aby mi pomóc, podjął ogromne ryzyko, wdając się w spór z wielką kapłanką.

Zabawne. W jej przypadku Duncan na siłę wyrwał ją z tego, czego pragnęła. Co mu przeszkadzało, że zostałaby w Wysokożu i...? Przecież to nie tak, że nie miał innych rekrutów. Nie musiał zabierać ze sobą pierwszego odpadu, który się napatoczył.

Daveth wycelował w Alistaira palcem.

— Albo Duncan uznał, że okażesz się przydatny.

Alistair zmarszczył czoło.

— Albo jest po prostu dobrym człowiekiem.

— Dobra, dobra. — Daveth obronnie uniósł ręce. — Tak w ogóle, daleko jeszcze?

Szara StrażniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz