- hej, wyrzyuć to z siebie - nakazał łagodnie i pogładził mnie po prawej ręce.
Wziełam głęboki oddech i powiedziałam.
- Zastanawiam sie co ode mnie chcesz, czemu mną sie opiekujesz i czemu mnie uratowałeś? Traktujesz mnie bardzo ciepło i to mnie troche nie pokoi. - teraz zauważyłam, ze to wszystko powiedziałam na jedynym oddechu bez przerwy.
Cam przygryzł dolną warge. To nie jest fair, wygląda jak bóg. Jest przepiękny
- Jesteś śliczny - wymamrotałam oślepiona jego urodą, bardziej do siebie niz do niego.
Ale usłyszał to i sie uśmiechnoł, pokazując swoje białe zombki.
- Lena, nie wiem jak Ci to powiedzieć - mówił cicho, Więc złapałam go za ręke aby dodać mu otuchy. - Nie jestem człowiekiem tylko półbogiem. Jestem synem Afrodyty. Wiem, ze to nie możliwe... ale prawdziwe. Swoją urodą Cie przyciągam. Przepraszam, nie chciałem Cię zranić. - jego głos był teraz delikatny.
Zdębiałam co? Jak to? Uwielbiam starożytną grecje i wiem o niej wszystko, przerobiłam chyba z tysiąc książek. CAM JEST PÓŁBOGIEM?
Odsunełam sie od niego. Chciałam jedynie zakopać sie w swoim łóżku i wszystko przemyśleć.- Przepraszam, ale musze już wracać do domu - wstałam z kanapy na miękkich nogach i ruszyłam do drzwi, jednak Cam złapał mnie za nadgarstek.
- Prosze, nie odchoć - wymamrotał a jego oczy płoneły zielonią.
- Zostaw ją. Albo zobię Ci krzywde - ryknoł Jack, który właśnie stał w drzwiach. Był gotowy do walki, dłonie miał zasiśnięte w pięści i pokazywał kły.
Co On tu robi ? Spytałam Siebie w myślach . Szpiegował mnie?
Cam stanoł przede mną i odpowiedział
- Kim jesteś i co chcesz od tej dziewczyny - jego głos był twardy i przywódczy.
Jack zaśmiał sie, ale w tym nie było radości. Podszedł bliżej.
- To ja powinienem zapytac Cię o to samo - powiedział Jack
- Skoro tak, ja jestem Cam, teraz twoja kolej chłopczyku.
Jack schował kły i rozluzinił sie.
- Jestem Jack najlepszy przyjaciel Leny. Martwiłem sie o nią i dlatego tak wpadłem. Wiem, ze nie jesteś człowiekiem bo śmierdzisz inaczaj. - uśmiechnoł sie sztucznie.
Wiedziałam, ze jak zaraz nie zareaguje moze skończyć się źle.
- Przestańcie - powiedziałam i weszłam między chłopców. Czułam się taka małe i bezsilna między nimi.
Ale nie zamierzałam pokazywać swojej słabości , wyprostowałam sie i popatrzyłam groźnie na jednego i drugiego.
- Chyba powinniśmy już isc Leno - powiedział Jack. Z jego twarzy nie mogłam nic wyczytać.
Spojrzałam na Cama. Był zmartwiony i zatroskany. Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam.
Wyszeptałam, ze nic mi nie będzie, On pocałował mnie w czoło i puścił.
Wyszłam za Jackiem z mieszkania.
Nie kierowaliśmy sie na dół tylko do góry na dach.
Nie wiedziałam czy Jack jest na mnie zły i dlaczego kierujemy sie na dach.
Pomógł mi wejść na drabine a potem na dach.
Powietrze było chłodne i wiał zimny wiatr. Kiedy zrobiło sie tak zimno.
Patrzyłam na Jack ja na jakiś obrazek. On tylko był w patrzony na las. Który był przed nami.
- Przepraszam. Nie było Cię ostatnio- wymamrotałam nie chciałam abyśmy sie kłocili.
- Cały czas byłem przy tobie, ale ty mnie nie widziałaś. - obrócił sie do mnie twarzą i podszedł bliżej. - Pilnowałem Cie jak oka w głowie, patrzyłem na Ciebie. Dziś musiałem załatwić sprawe z tym gnojem co spowodował twój wypadek. Nie pozwoliłbym aby ktokolwiek Cie skrzywdził. Nie wybaczyłbym sobie jakby coś Ci sie stało. Dlatego tak nerwowo zareagowałem przed chwilą. - Jack złapał mnie za ręke i spojrzał mi w oczy.
Wstrzymałam oddech, co to znaczy? Czy... czy... ja mu sie podobam.
- Jack powiedz mi prawde czy ja Ci sie podobam?? - zapytałam nie pewnie, nie chciałam aby mnie wyśmiał choć z drugiej strony on taki nie jest.
- Lena- westchnoł ale nakłoniłam aby mówił dalej. - Nie traktuje Cie jak najlepszą przyjaciółake jak powiedziałem tamtemu Camowi. Lena ja Cie kocham. Jesteś najlepszą rzeczą jaka spodkała mnie w życiu. Znam Cie odkąd byłaś mała, wtedy przystąpiłem do grupy twojego ojca. Uwielbiałem patrzeć jak sie śpiewasz w ogrodzie. Gonisz motyle albo bawisz sie lalkami w piaskownicy. Spokojnie nie jestem jakiś pedofilem. Po prostu od początku mnie zauroczyłaś. Pamiętam jak sie raz wywaliłaś na chodniku i upuściłaś torebke z pieczywem, nie płakałaś nie krzyczałaś tylko zanuciłaś sobie piosenke, otrzepałaś sie i poszłaś do domu. Kocham Cie Lena. Trzymał sie z daleka..
- No właśnie, dlaczego trzymałeś sie z daleka skoro wiedziałeś, ze sie potrzebuje - krzyknełam na niego, po policzkach płyneły mi cieple łzy. Choć wiedziałam nie nie powinnam na niego krzyczeć, nie patrafiłam. Byłam zła. Teraz zrozumiałam ja go potrzebuje. Jak potrzebuje aby był blisko mnie.
Jack złapał moją twarz w dłonie, były zimne ale jego dotyk i tak sprawił, ze zrobiło mi sie gorąco.
- A jakie życie miałabyś z wpirem? Spójrz na mnie Leno. Zobacz. Zabijałem ludzi. Pijem ich krew.!! - opuścił rece i zamknoł oczy.
- Ale zmieniłeś się! Zobaczyłeś, ze robisz źle i przestałeś. Dołączyłeś do grupy mego ojca i powstrzymałeś sie o zabijania ludzi. Nie jesteś potworem. Kochasz i jesteś kochany. - teraz ja założyłam mu ręce na szyje i patrzyłam na niego. Nie moge patrzeć na jego cierpienie. - Jack prosze otwórz oczy. - poprosiłam go i zrobił to.
- Leno, zmieniłaś mnie. Dziękuje- wyszeptał
- Nie, to ja dziękuje - odpowiedziałam i połączyłam nasze usta. Jack objął mnie w pasie i pochylił do tyłu.
Ja objełam go za szyje i błądziłam dłońmi po jego włosach. W tym pocałunku było coś nie samowitego.
Miłość
Przy nim czułam sie bezpieczna.Hej, i jak??? Mam nadzieje, że sie podoba. Przepraszam za błędy :-* ;-)