XV IN THE NAME OF SCIENCE

98 9 9
                                    

Sherlock właśnie podwijał rękawy, aby gołymi dłońmi udusić Mycrofta.

Dla pewności dwa razy spojrzał w kalendarz, czy aby na pewno nie było pierwszego kwietnia, bo czuł się, jak żart. Dosłownie. Od wczesnego ranka Mycroft bawił się w najlepsze jako prankster kosztem młodszego brata.

Zaczęło się od niekalendarzowego smigusa-dyngusa, którym obudził Sherlocka. Holmes wstał wtedy wkurwiony, poślizgując się na mokrej podłodze i mało co, nie łamiąc sobie kostki. Wtedy jego cierpliwość została mocno naruszona, ale wciąż zaciskał zęby, próbując trzymać nerwy na wodzy. Kiedy ubierał suche ubrania, zastanawiał się, czy Mycroft przypadkiem nie upadł na głowę. Charakter jego brata można porównać do kostki lodu, dlatego nie miał pojęcia, skąd pomysł na robieniu sobie jaj.

Następnie Sherlock odkrył, że całe jego mokre stopy były pokryte piaskiem. Nie kurzem. Nie chociażby resztkami petów. A cholernym piaskiem z pierdolonego Sussex. Przełknął głośno ślinę i spojrzał na ślady prowadzące do łóżka. Dostrzegł, że cały przemoknięty materac był pokryty piachem. Otworzył szeroko usta, chcąc przeklnąć brata na cały dom, ale przypomniał sobie, że jego rodzice odsypiali nocną podróż do domu. Nie miał serca ich obudzić, więc tylko zdjął prześcieradło i niechętnie ubrał nowe.

Ostatnią rzeczą, która zdecydowała o największej ochocie zemsty, było wiadro. To pieprzone wiadro z wodą, które jeszcze przed chwilą stało na przymkniętych drzwiach, a teraz leżało na podłodze razem ze znowu mokrym Sherlockiem. Holmes nie wiedział w jakieś kolejności chciał to zrobić, ale planował zabójstwo i samobójstwo. Jęknął obolały i rozglądając się podejrzliwie po swoim pokoju. Nie czuł się już bezpiecznie nawet w swojej własnej sypialni. Przebrał się już drugi raz, narzekając na widok mokrych loków, które ociekały wodą. Inną koszulką odsączył je i modlił się, aby nie były całe spuszone.

Upewniając się, że Mycrofta nie było w jego sypialni, ruszył do niej. Przeszukał jej każdy fragment, szukając czegoś, czym mógłby szantażować brata w ramach zemsty. Znalazł skarpety z dziecięcym wzorem, schowaną tabliczkę czekolady między parami majtek, a nawet lubrykant. Nawet nie chciał myśleć, dlaczego był w tylko w połowie pełny. Przełknął ślinę, zamykając z obrzydzeniem szafkę nocną. Nic z tych rzeczy nie fascynowała go, dopóki nie dostrzegł jego laptopa na biurku. Od razu wpisał hasło i zaczął otwierać każdy plik, który znajdował się na pulpicie. Plany bombowe, schematy sieci terrorystycznej w Londynie i jego konta bankowe. Z tego osobistego przesłał sobie dość dobrą kwotę, a w nazwie przelewu wpisał ODSZKODOWANIE. Zrezygnowany już miał zamykać urządzenie, aż nie dotarł do jego skrzynki pocztowej. Wybrał ten prywatny adres mailowy.

⸻ Co to, kurwy nędzy, ma znaczyć? ⸻ jęknął na widok konwersacji między jego bratem a Inspektorem Lestradem.

Sherlock doskonale wiedział, jak dobry jest to przedmiot szantażu, ale nie widziało mu się zgrywać kopii ich wymiany zdań na pendrive'a. Mrugnął kilkanaście razy, a później instynktownie wrócił wzrokiem do półki nocnej, w której schowały był płyn.

⸻ O...Okej ⸻ westchnął. ⸻ To wcale nie taki duży szok. Przecież już to wydedukowałeś, tak? ⸻ mówił do siebie, zamykając laptop. Starał się siebie nieudolnie uspokoić. Nie miał zamiaru dłużej patrzeć na łóżko, w którym jego brat zabawiał się z policjantem. ⸻ Dzieli nas jedna ściana... No nie wierzę.

Wyszedł z jego sypialni, będąc w naprawdę ciężkim szoku. Czuł obrzydliwy dreszcz na sobie i ruszył do łazienki, czując potrzebę dokładnego umycia swojego ciała.




***

⸻ A ty niby gdzie? ⸻ zapytała Harriet, kiedy John zatrzymał film i się podniósł z łóżka. Obudził ją tą czynnością.

CURLY BLACK HAIR [teenlock pl]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz