Piątek, piąteczek

1.5K 92 21
                                    

Dzisiejszy rozdział wyszedł dłuższy niż zwykle :D

Będzie mi miło jeśli zostawicie gwiazdki i komentarze

----------------------------------------

Oliver

Do domu rodzinnego dotarłem idealnie na ustaloną godzinę. Wyjętą z tylnego siedzenia, marynarkę, zarzuciłem na ramiona i kluczem, który znajdował się w jej kieszeni, otworzyłem drzwi. W wielkim holu panowała ciemność. Domyśliłem się, że matka już spała, dlatego w domu cisza odbijała się od ścian. Zerknąłem na zegar wiszący na ścianie. Chciałem się chwile spóźnić. Chciałem pokazać, że nie ma nade mną przewagi.

Do gabinetu wszedł równo, o wpół do 12. Mężczyzna podniósł na mnie obojętny wzrok. Czarne źrenice zjechały moją sylwetkę od góry do dołu. Oceniał mnie.

- Spóźniłeś się. - Powiedział, gdy usiadłem na fotelu, naprzeciwko niego.

- Możliwe.

Tym jednym słowem rzuciłem mu wyzwanie. Mógł je przyjąć, ale również dobrze zignorować.

Szczęka mężczyzny mocno się zacisnęła, uwydatniając swoje kości policzkowe. Mimo nienawiści jaką go darzyłem, miałem szczęście, że chociaż urodę po nim odziedziczyłem. Jedyny plus w tym całym gównie.

- Jesteś bezczelny. - Wysyczał przez zaciśnięte zęby.

Przyjął.

- Genu nie wydłubiesz. - Powiedziałem z delikatnym uśmiechem.

- Jak śmiesz. Nie masz za grosz szacunku. Gdyby nie ja...

- Gdyby nie ty, to bym miał dzieciństwo na jakie zasługuje każdy dzieciak. A matka nie żyła by w twoim cieniu. Myślisz, że jak kiedyś uważałem, że robisz to dla mojego dobra, to po tylu latach nie zmieniłem zdania?

Zignorował moje słowa na tyle ile się dało. Nie raczył nawet się do nich odnieść. Miał je w dupie.

- Gdyby nie ja, ty i twoja matka byście głodowali. Nic byście nie mieli. Nawet godności. Byście byli nikim.

Moja klatka piersiowa, zaczęła unosić się w nierównym tempie. Zacisnąłem dłonie na bokach fotela. Burza w mojej głowie przybrała na sile. Moim marzeniem było, aby ten człowiek zniknął z tego świata. Zniknął z mojego życia i nigdy do niego nie wrócił.

- Co? Zabrakło ci słów czy po prostu wiesz, że mam rację? - Zakpił ze mnie, ale ja wciąż milczałem. Wiedziałem jak by się to skończyło.

Spuściłem wzrok na jedną z dłoni, które coraz mocniej zaciskały się na materiale. Knykcie, na których widniały strupy, zrobiły się białe i bolące.

- Tchórz. - Rzucił i jak gdyby nigdy nic, przeszedł na temat interesów. Firmy, banki i te sprawy. Tylko to się dla niego liczyło. Od zawsze. Na zawsze.

Lily

Ostatni tydzień minął mi nienaturalnie szybko. Może dlatego, że mocno skupiłam się na pracy. Codziennie na czas pojawiałam się w firmie, robiłam spacer do biura Olivera i odbierałam od niego rozpiskę dnia. Rzetelnie wykonywałam swoje zadania, aby nie dawać mężczyźnie powodów do spotkań ze mną. Po pracy jechałam prosto do domu, gdzie jak najwięcej czasu starałam się poświęcać chłopakowi i dalszym porządkom, w których nie widać końca. Sen ograniczyłam do minimum co nie wpływało dobrze na moją koncentrację, ale do tego nie przywiązywałam większej uwagi. Skupiłam się na sprawach ważniejszych.

Dzisiejszy dzień chciałam odwlec w czasie. Niestety umiejętności przeciętnego człowieka na tej planecie na to nie pozwalają, i prędzej czy później musiał on nadejść.

Always and ForeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz