11

10 1 1
                                    

                                                                                     Caroline

- Kim jesteś? - śmieję się z mojego pytania.

- Dzień dobry, Calineczko. - rozpoznaję ten głos od razu.. ten dzień..

To on. To on, bawi się ze mną w kotka i myszkę. Wpatruję się w jego czarną maskę, która zdobi całą twarz. Jego głos jest taki jak zapamiętałam. Przerażający.

- To ty.. - wskazuję na niego trzęsącym palcem. -.. zabiłeś mi rodziców.. - kontynuuje. Wspomnienia z tamtego dnia powracają z trzy razy większą siłą. - Ty mi podrzucasz to wszystko.. te karteczki, róże. - biorę głęboki oddech. - Ty włamałeś się do restauracji.. To wszystko to twoja zasługa. - mój głos strasznie się łamał.

Stałam twarzą w twarz z mężczyzną, który zamordował moich rodziców. Cholernie się bałam. Bałam się ruszyć. Bałam się, że żywa już stąd nie wyjdę. Że zginę tutaj, gdzie rodzice.

- Nie śmiem zaprzeczyć, Caroline. - postawił jeden krok w przód.

- Po co to robisz? - to pytanie, nawiedzało mnie od dawna. Po co to robi? Sprawia mu radość, obserwowanie zagubionej kobiety? - Chcesz się ze mnie pośmiać? Nastraszyć? - śmieję się, i stawia następne kroki w moim kierunku. Dokładnie obserwuję jego ruchy. Staję naprzeciw, nasza odległość w tej chwili jest bardzo mała.. Co działa tylko na moją niekorzyść, przez to już nie mam żadnych szans na ucieczkę.

- Odważne pytanie, jak na nasze pierwsze spotkanie. - pierwsze spotkanie? Nie.. nie.. nie chcę go więcej widzieć. Wysłał na tamten świat niewinną kobietę. Może i zwróciła na mnie uwagę, dopiero po jej śmierci. Ale to wciąż moja mama. Kobieta która wydała mnie na świat. Natomiast w sprawie śmierci ojca, cieszyłam się. Ten człowiek zasługiwał na pójście do samego diabła.

- Nie rozumiem. - nie wiedziałam jak się zachowywać w takich sytuacjach. Byłam bezbronna, nie miałam jak uciec, byłam w pułapce. Nie wiedziałam co może mu przyjść do głowy, w każdej chwili mógłby mi zrobić krzywdę, a i tak nikt by mi nie przyszedł na ratunek. Nie miałam tutaj nikogo, kogo bym mogła obchodzić.

- Jeszcze zrozumiesz. - to były ostatnie jego słowa, zanim ruszył na mnie. Nie mogłam się ruszyć, czułam się jak sparaliżowana. Obserwowałam jego zbliżająca się sylwetkę. Ale.. on mi nic nie zrobił, tylko ominął, nawet mnie nie dotknął. Podskoczyłam w miejscu, kiedy drzwi gwałtownie trzasnęły. Niepewnie odwróciłam się do tyłu.. Serce podskoczyło mi do gardła, kiedy wpadłam na czyjś tors, co spowodowało tylko moim upadkiem na podłogę. Spojrzałam w górę, z obawy kogo mogę tam zobaczyć, ale to nie był mężczyzna sprzed chwili. To był kto inny..

- Oh! Wybacz! - krzyknął ochrypłym głosem, i przykucnął tuż obok, podał mi swoją dłoń. Minęło z kilka dobrych sekund, nim zdecydowałam się ją przyjąć, pomógł mi wstać z zimnej podłogi, gdy stanęłam na proste nogi, zaczął mnie oglądać czy przypadkiem nic mi się nie stało.

- Kim ty jesteś? - spytałam wystraszona. W mojej głowie już był mętlik, a teraz? Teraz to jakiś duży kołtun powstał.

- Jestem Landon, a ty jak miewam Caroline? - z za myśleń wyrwał mnie głos nieznajomego.

- Tak, zgadza się. - zaczęłam się plątać, niezwykle mnie to stresowało. - Co robisz w moim mieszkaniu?!

- Pilnuję cię. - wzruszył ramionami, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

- Pilnujesz mnie? - powtórzyłam zdziwiona. - On cię przysłał, by mnie pilnował? - wszystko by na to wskazywało. Wszystko prowadzi do niego.

- Zadajesz tyle pytań, młoda. - parsknął. Po jego słowach zapadła między nami niekomfortowa cisza. Z każdą następną sekundą, czułam się jakby ona trwała wieki. Im dłużej tam staliśmy, to coraz dokładniej się mu przypatrywałam. Miał czarne włosy, ostre rysy twarzy, na szyi miał tatuaż, długi miecz, który owijał się wokół. Był wysoki, miał długi płaszcz, oraz garniturowe spodnie, i białą koszulę.

W momencie kiedy spojrzałam ponownie na jego twarz, poczułam się jakbym już kogoś widziała podobnego, ale nie mogłam sobie przypomnieć kogo. Mimowolnie mój wzrok poleciał na jego ciemne oczy, nie mogłam dostrzec jaki miały kolor. Ale.. on również mi się przyglądał.

Odchrząknęłam się, by przerwać jakoś tą ciszę.

- No.. ale będziesz przed drzwiami?

- Nie. - odpowiedział od razu. Po tym jednym słowem, już wiedziałam, że prawdziwa wojna się dopiero rozpoczęła. A ja byłam jej skarbem.

***

Minął tydzień od całej tej akcji. Od tego czasu nie dostałam żadnych kwiatów, ani liścików. Cieszyłam się z tego powodu, prawie miałam spokój. No właśnie prawie, gdyby nie Landon, miałabym całkowity spokój. Chodzi za mną krok w krok, nawet do pracy ze mną chodzi! Zajmuję stolik najbliżej kuchni, i nie spuszcza ze mnie w ogóle wzroku, przez co czuję ogromny dyskomfort. Ale mu o tym nie mówię, bo pewnie i tak by nie przestał, lub co gorsza robiłby to bardziej nachalnie byleby mi dopiec. Nie zdziwiłabym się.

- Caroline. - przed moimi oczami pojawia się dłoń bruneta. Wzdycham cicho, przecierając twarz dłońmi.

- Która godzina? - pytam, przeciągając się na kanapie.

- Caroline. - ponownie wymawia moje imię, spoglądam na niego.

- Hm?

- Od godziny jesz jeden kawałek pizzy. - przygryzam dolną wargę. Ma rację, od godziny siedzimy w salonie z jedzeniem, a ja nawet kęsa nie wzięłam.

- Tak, wiem. Ale.. nie jestem głodna. - wzruszam ramionami.

- Młoda.. od kiedy cię pilnuję nic nie jesz. - więc zauważył. Znowu ma rację, od kiedy się pojawił nic nie jem. Strasznie mnie to wszystko stresuje, boję się. Przez co nie mam apetytu. Nawet gdy próbowałam coś zdrowego zjeść, kończyłam przy toalecie. Nie ubolewam jakoś bardzo nad tym, zrzucę kilka kilo przynajmniej. Będę lepiej wyglądać.

- Pójdę się położyć. - ignoruję jego wcześniejsze słowa, nawet nie daje mu dojść do słowa, szybko opuszczam salon, i zamykam się w swojej sypialni. Zakluczam drzwi, kładę się na łóżku, zanim zamykam oczy i się wygodnie układam do snu, przez długą chwilę po prostu wpatruję się w sufit, rozmyślając o swoim życiu.

Co by było gdyby teraz, w tej chwili, uciekła do innego kraju? Szukaliby mnie? Czy raczej odpuścili?

Moje przemyślenia, przerywa dzwoniący telefon, chwytam urządzenie z kieszeni bluzy. Marszczę brwi kiedy na ekranie wyświetla się nieznany numer. Ale to nie był numer tamtego mężczyzny, kto inny do mnie dzwoni. Zdezorientowana naciskam zieloną słuchawkę, i niepewnie przykładam do ucha.

- Halo? - pytam pierwsza, odpowiada mi jedynie cisza.

- Caroline? - zastygam, kiedy słyszę jego głos.. Skąd on ma mój numer?

- Luca? - zapada kilkusekundowa cisza.

- Dlaczego wysłałaś mi kolejną karteczkę?

- Co? - nic mu nie wysłałam.. - Nic ci nie wysłałam, przysięgam! - niemal krzyczę, za co od razu karcę się w głowie. Landon mógł to usłyszeć, muszę panować nad emocjami.

- Zaraz będę u ciebie. - on nie może tutaj przyjść. Nie mogę na to pozwolić.

- Mam gościa.

- To go przeprosisz, i na chwilę do mnie wyjdziesz. - przymykam oczy.

- Luca to nie ja ci to wysłałam. Poprzednie też nie ja, więc proszę cię, ignoruj to, ktoś sobie robi z nas żarty. - naciskam czerwoną słuchawkę.                                                                           

                                                                                  Ig. zuzi_booktok_

LostOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz